- Spółki energetyczne dostosowują ceny do tego, co robi górnictwo. Ono podnosi ceny i wytwórcy w przyszłym roku będą wydawać dużo więcej na paliwo - mówi w rozmowie z DGP Paweł Czyżak, starszy analityk w globalnym think tanku energetycznym Ember.
We wrześniu, według danych portalu euenergy.live, Polska w niektóre dni miała najniższe ceny energii w hurcie w Europie. Czy to stało się dzięki temu, że ostatnio więcej wiało, a panele wytwarzały więcej energii?
Stwierdzenie, jakoby Polska miała najniższą cenę energii z powodu wiatru czy słońca, to nie jest do końca prawda. Tych źródeł jest u nas wciąż mało. To, że ceny w Polsce są niskie, zależy od węgla oraz tego, co się dzieje w Europie.
Obecnie o niczym nie można powiedzieć z dużą pewnością w temacie energii. Na początku roku mówiło się, że spółki energetyczne manipulują cenami. Sprawdził to Urząd Regulacji Energetyki, i informacja nie została potwierdzona. Wszystko się łączy z kryzysem gazowym trwającym od połowy zeszłego roku. Ceny prądu w całej Europie po prostu bardzo wzrosły. Zdrożał gaz i trudno jest go pozyskać, a w wielu krajach w Europie jest to paliwo, od którego zależy cena prądu. Jest tym najdroższym źródłem, które w systemie musi funkcjonować, żeby utrzymywać bilans mocy, czy po prostu pokrywać zapotrzebowanie. Gaz ma więc duży wpływ na to, co się dzieje z cenami prądu, a jego notowania wzrosły dziesięciokrotnie od pierwszej połowy ubiegłego roku. To bardzo szybko przełożyło się na ceny energii elektrycznej w Europie, a ponieważ mamy wspólny rynek energii w Unii, dotyka też Polski.
U nas gaz ma niewielki udział w wytwarzaniu energii.
Dlatego, że nie mamy drogiego gazu w systemie energetycznym, w Polsce ceny też rosną, ale mniej niż w Europie. Gdy spojrzymy np. na ceny na rynku dnia następnego, to przykładowo w styczniu zeszłego roku płacono 250 zł/MWh, a teraz tu mamy w szczytowych momentach nawet 1800 zł, a średnia w sierpniu wyniosła ok. 1400 zł/MWh. To co najmniej pięciokrotny wzrost.
To, że mamy w miarę niskie ceny na tle Europy, to wcale nie oznacza, że u nas jest dobrze. W 2020 r. bardzo dużo importowaliśmy. W drugiej połowie 2021 r. to się trochę odwróciło, a obecnie można powiedzieć, że jesteśmy na zero. Ponieważ mamy za mało węgla, nie chcemy produkować energii na eksport, bo mamy problemy z zapewnieniem jej w kraju. Spółki energetyczne zgłaszają postoje bloków żeby oszczędzać paliwo. Operator sieci PSE może też ograniczać przepływy transgraniczne.
Czy przy tak wysokich cenach nie opłacałoby się jednak zwiększać eksportu?
Wspólny rynek energetyczny polega na tym, że nie ma większego znaczenia to, w jakim kraju się energię kupuje i sprzedaje, trochę jak ze wspólnym rynkiem pracy. Polski prąd może popłynąć do Niemiec czy do Czech. Idea wspólnego rynku energetycznego była taka, żeby zwiększyć konkurencyjność i transparentność. To prowadzi do wyrównywania cen w Europie. To by oznaczało teoretycznie, że gdy w Polsce jest tanio, a w innych krajach jest drożej, to polscy producenci mogliby sprzedawać jak najwięcej prądu do Europy. To generalnie się odbywało w drugiej połowie zeszłego roku. Polskie elektrownie produkowały ile mogły i zużywały mnóstwo węgla. Nasza produkcja energii bardzo wzrosła, tak samo jak nasz eksport. Problem jest taki, że obecnie mamy za mało węgla w kraju i nie mamy importu z Rosji, więc z podażą jest kiepsko.
Operator sieci może zamykać połączenia międzynarodowe?
Ogólnie sterowanie połączeniami powinno się odbywać z technicznych powodów, jak awaria czy niedobór mocy w krajowym systemie. Jednak można manipulować przepływami na granicach, a druga rzecz to ograniczanie mocy bloków na noc. W Polsce w nocy jest niskie zapotrzebowanie – gdyby bloki pracowały całą noc, prąd płynąłby np. do Niemiec. A my zmniejszamy eksport i popyt na węgiel. Trudno udowodnić jaka jest tego skala, ale można to nazwać igraniem z rynkiem wspólnotowym. Jakby wszyscy tak robili, to byśmy byli w sytuacji, że „każdy sobie” – jeśli nam zabrakłoby prądu, sąsiedzi mogliby odmówić nam pomocy. Powiedziałbym więc, że to co najmniej mało eleganckie zachowanie. Z drugiej strony jednak z węglem jest u nas bardzo źle, więc częściowo takie działania są zrozumiałe. To szara strefa i trudno jest to też udowodnić. Bezpieczeństwo systemu ma priorytet zawsze, więc gdy zgłasza się ubytki mocy elektrowni, to uzgadnia się to z operatorem sieci PSE i zawsze podawany jest powód, ale typowo jest to mało mówiąca: „niedostępność produkcyjna”. Nikt nie pisze wprost „zmniejszamy moc, żeby nie eksportować”. Nikt nie udowodni też, że to nie były powody techniczne, tylko polityczne. Rząd wciąż nie chce przyznać, że brakuje nam węgla na zimę.
Czy OZE mają znaczenie dla cen energii w Polsce?
Moim zdaniem wpływ OZE na ceny jest w Polsce wciąż mały, bo z powodów politycznych tych OZE mamy mało. Czasem się zdarzy, że powieje wiatr i zaświeci słońce, co może się odbić na cenach na parę godzin, ale z innych powodów średnie ceny wciąż mocno rosną.
Czyli wszystko zależy od węgla?
Problem z cenami węgla jest taki, że jego sprzedaż i handel między elektrowniami a kopalniami jest bardzo nietransparentny. Nie wiadomo do końca kto po ile sprzedaje. Pewnym sygnałem są wyniki spółek. Ostatnio były publikowane bardzo słabe wyniki PGE, mimo, że ceny energii są ogromne. Tymczasem PGG, czyli górnictwo, miało w pierwszej połowie 2022 r. ogromne zyski. To trochę wskazuje na to, że górnictwo sprzedaje węgiel coraz drożej, a spółki energetyczne nie są w stanie tego w pełni przełożyć na cenę energii. Sprzedają prąd drogo, ale nie aż tak drogo, żeby skompensować cenę węgla. Ta z kolei na świecie wzrosła – w styczniu 2021 r. było 70 dol. Za tonę, a teraz powyżej 300 dol.
Generalnie jednak węgiel wciąż jest w Polsce tańszy niż na świecie, a w dodatku nie mamy w systemie jeszcze droższego niż węgiel gazu. Przez to, na tle Europy, w Polsce energia elektryczna jest dość „tania”. W połowie września było to prawie 136 euro za tonę, podobnie jak w Hiszpanii czy w Skandynawii. Wszędzie indziej cena to ok. 400 euro za tonę. Taka sytuacja utrzymuje się od paru miesięcy.
Dlaczego węgiel w Polsce jest tańszy niż gdzie indziej?
Standardowo w większości Europy i na świecie, węgiel sprzedaje się tak jak gaz i handluje się nim na giełdach międzynarodowych, i tyle samo kosztuje wszędzie. Jest cena ARA, która od początku 2021 r. wzrosła cztero-pięciokrotnie i dotyczy niemal całej Europy. W Polsce natomiast kopalnie i elektrownie podpisywały kontrakty długoterminowe. Górnicy negocjowali ceny węgla, po których sprzedawali go do elektrowni, co było zupełnie oderwane od rynków światowych. Ustalono, ku zadowoleniu górników, że będą oni sprzedawać węgiel w Polsce drożej, niż się sprzedaje w reszcie świata. W pewnym momencie ta światowa cena przegoniła cenę polską, wskutek czego górnicy zapragnęli sprzedawać węgiel drożej. Zaczęła się renegocjacja kontraktów węglowych i polskie ceny węgla zaczęły doganiać światowe.
A ten wzrost przekłada się na ceny prądu, które widzimy w Polsce.
Tak jak mówiłem, prąd w Polsce też zdrożał, tylko mniej niż gdzie indziej. Ale wciąż jest to proces. Jakby pani spojrzała na cenę energii na rynku dnia następnego, to faktycznie Polska jest obecnie bardzo nisko w porównaniu do Europy. Nasz prąd z węgla jest po prostu w tej chwili tańszy niż europejski prąd z gazu. Gdy spojrzymy jednak na ceny na rok do przodu, to one w sierpniu wyniosły 1800 zł. To oznacza, że spółki energetyczne dostosowują ceny do tego, co robi górnictwo. Górnictwo podnosi ceny węgla i firmy energetyczne już zakładają, że w przyszłym roku będą wydawać dużo więcej na węgiel.
Co to wszystko oznacza dla odbiorców?
W Polsce ceny hurtowe prądu są dużo niższe niż w Niemczech i faktycznie, Polak płaci mniej za prąd, niż Niemiec. Jednak od zawsze tak było, bo w Polsce ceny dla gospodarstw domowych są bardzo regulowane. Są ustalane politycznie i przez ostatnie lata prawie nie zmieniały, a w 2019 r. przed wyborami je wręcz zamrożono, z ujemną marżą spółek energetycznych. Wytwórcy odbijają to sobie na przykład na cenach dla przedsiębiorstw, spółdzielni, czy szpitali. Były duże afery na początku tego roku, gdy podwyżki dla np. budynków wielorodzinnych wyniosły 400 proc., ponieważ dla nich ceny nie są regulowane. Tak duża dysproporcja cen dla odbiorców jest nieporównywalna z innymi krajami, bo to jest niejako sztuczna konstrukcja. Z tego powodu musimy ciągle dofinansowywać spółki energetyczne, bo tam nic nie działa na zasadach rynkowych, a wszystko kręci się wokół polityki.
Jak bardzo może zdrożeć energia?
Przyszłość zależy od tego, co będzie się działo na rynku gazu. Kontrakty terminowe na rok czy dwa do przodu są nadal bardzo wysoko. Nasze prognozy mówią, że gaz będzie jeszcze drogi przez dwa lata lub więcej. To się przełoży na wysokie ceny prądu w całej Europie na dłuższy czas.
A w Polsce?
Jeśli uda się cenę węgla utrzymać na stawkach poniżej rynku europejskiego, to być może ten nasz prąd będzie nadal dosyć tani. Znaczy w skali Europy, bo to co się dzieje dla polskich odbiorców to jest i tak tragedia. Należy pamiętać, że my porównujemy ceny hurtowe na rynku dnia następnego w Europie, a 70-80 proc. prądu w Polsce jest sprzedawane w kontraktach terminowych, więc te ceny bieżące właściwie nie mają dużego znaczenia w praktyce. Większość prądu jest sprzedawana na rok do przodu.
To, czy w Niemczech czy Czechach jest drożej, właściwie niczego nie zmienia. Niemcy sobie pewnie poradzą. Tam polityka energetyczna jest planowana na lata do przodu, zaś w Polsce to jest po prostu partyzantka.
Produkujemy w Polsce coraz więcej energii ze źródeł odnawialnych. Czy to może nam jakoś poprawiać perspektywę na kolejne lata?
Jakby rząd się poważnie zabrał za OZE, to by oczywiście miało wpływ. Jak już tego OZE zaczyna przybywać, powiedzmy za pięć lat i później, to ceny zdecydowanie będą spadać. Jeżeli mówilibyśmy o udziale rzędu 50 proc. prądu pochodzącego z OZE (w sierpniu było to 14 proc. – red.), to więcej węgla „wypchniemy” z systemu i cena się będzie obniżać.
W styczniu i lutym 2022 r. duży procent energii mieliśmy z wiatru.
Wiatr to jest dosyć zmienne źródło energii. Styczeń był ekstremalnie wietrzny, mieliśmy wichury. Takie, że na moment prawie całe województwo pomorskie nie miało prądu. To był dosyć niestandardowy miesiąc. Zazwyczaj zimą jest więcej energii odnawialnej produkowanej z wiatru, zaś latem z fotowoltaiki, więc częściowo się one uzupełniają.
Czy moglibyśmy rozpatrzyć dwa scenariusze dla naszego rynku energetycznego: jeśli zima będzie ciepła i jeśli będzie zimna?
Zawsze jest tak, że zapotrzebowanie na energię rośnie zimą, więc one będzie wzrastało i spodziewam się, że to będzie też miało wpływ na ceny, które też będą wzrastały. Jednak w przypadku ciepłej zimy można mieć nadzieję, że wystarczy nam i gazu, i węgla.
Jakby się okazało, że jest bardzo zimno i skończy nam się na przykład gaz albo węgiel, to w ogóle ciężko powiedzieć co będzie. To jest apokaliptyczna wizja. Ceny wszystkiego wtedy zapewne wystrzelą. Moim zdaniem nie jesteśmy zabezpieczeni na taką sytuację. Nie mamy skąd na szybko ściągnąć więcej węgla ani gazu. Myślę, że na ten moment nie ma również żadnego konsensusu, czy węgla i gazu wystarczy, czy nie.
AKTUALIZACJA