- Trzeba pomagać, ale kryterium pomocy nie powinien być rodzaj ciepła – systemowe lub niesystemowe – ani rodzaj paliwa. Kryterium powinno być dochodowe – na wzór dodatku osłonowego, który jest częścią prawa energetycznego - mówi w rozmowie z DGP Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.

ikona lupy />
Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie / Materiały prasowe
Jaka jest dziś sytuacja branży ciepłowniczej?
Dla przedsiębiorstw, które wytwarzają i dostarczają ciepło systemowe, bardzo trudna. Na razie mamy oficjalne dane Urzędu Regulacji Energetyki tylko za 2020 r., te za 2021 r. jeszcze nie zostały opublikowane, ale już te dwa lata temu rentowność całej branży regulowanej była na poziomie −2,4 proc., a wskaźniki płynności kształtowały się poniżej tych, które są uznawane za bezpieczne.
Czyli sytuacja była zła długo przed wzrostem inflacji.
Otóż to. Rok 2021 był jeszcze gorszy, a w 2022 r. mówimy już otwarcie o kryzysie energetycznym. Sytuacja, jeśli chodzi o rentowność i płynność finansową, jest bardzo trudna, choć oczywiście zależy to od wielkości firmy. Siłą rzeczy największe podmioty są w lepszej sytuacji, chociażby dlatego, że posiadając większe aktywa, mają zapewnioną tzw. bankowalność, czyli mogą sięgać po zewnętrzne źródła finansowania na rynku kapitałowym, np. po kredyty. Na 2022 r. przypada kumulacja kosztów zewnętrznych. Jesteśmy zmuszeni przenosić je na taryfy, a samo to jeszcze nie poprawia płynności finansowej. W taryfach musimy zawrzeć również inny element - zwrot na kapitale. Dzięki temu osiągniemy rentowność, co umożliwi ubieganie się o zewnętrzne źródła finansowania.
Co jest obecnie większym problemem - rosnące ceny węgla czy brak surowca na rynku?
I jedno, i drugie to olbrzymi kłopot. Największy krajowy producent, czyli Polska Grupa Górnicza, podniósł w nowych umowach cenę dwuipółkrotnie. To bardzo dużo. Ale na rynkach światowych wzrost cen węgla energetycznego jest sześciokrotny. Przy słabej pozycji finansowej małych i średnich firm ciepłowniczych problemem jest to, żeby te firmy było stać na zakup tak drogiego paliwa. Dlatego już od dłuższego czasu zwracamy się z apelem do rządu, żeby został uruchomiony program wsparcia polegający na udzieleniu - np. przez Bank Gospodarstwa Krajowego - gwarancji kredytowych na zakup paliwa i uprawnień do emisji CO2.
Jak rząd odnosi się do tego postulatu?
Mamy informacje medialne sprzed kilku dni. Minister Anna Moskwa zapowiedziała wsparcie lokalnych ciepłowni, które nie mają pieniędzy na zakup węgla, właśnie poprzez gwarancje BGK. To dziś kluczowe, żeby firmy mogły kupować paliwo. Natomiast jeśli chodzi o dostępność węgla, to już w marcu, czyli zaraz po agresji Rosji na Ukrainę, dokonaliśmy kompleksowej analizy rynku węgla w Polsce i szacowaliśmy, że w grupie samych ciepłowni niedobór może być na poziomie 2 mln t. Rocznie zużywają one ok. 5 mln t węgla. Polska Grupa Górnicza (PGG) dostarczy nam 1,8 mln t, a Węglokoks 0,3 mln t. Oznacza to, że 2,9 mln t węgla trzeba będzie importować. Tymczasem na rynku światowym, w tym rynku UE, jest duża konkurencja, jeżeli chodzi o zakontraktowanie węgla. Szacowano, że Unia zużyje w 2022 r. ok. 123 mln t węgla. Dzisiaj już wiemy, że niewyprodukowana energia elektryczna z gazu - bo będzie go za mało - przełoży się na dodatkowe zamówienia z całej Unii na poziomie 50 mln t. Przy takiej konkurencji nie jest łatwo zakontraktować węgiel. Poza tym trzeba go przewieźć, czyli zakontraktować statki. I tutaj też mamy dużą konkurencję. Trzecim elementem tego łańcucha logistycznego są możliwości przeładunkowe polskich portów, które na początku tego roku szacowano - jeżeli chodzi o węgiel - na poziomie 7 mln t rocznie. Nawet jeżeli możliwości te zostaną zwiększone do 9 mln t (a takie są informacje), trzeba pamiętać, że jest to w skali roku. Oznacza to, że aby te 7-9 mln t móc fizycznie rozładować, dostawy powinny odbywać się systematycznie. Czwarty element to możliwość rozwiezienia węgla - głównie przez PKP Cargo i transport kołowy. To są miliony ton. Tego nie da się zrobić w ciągu kilku tygodni.
Czy to znaczy, że gromadzenie zapasów węgla na sezon grzewczy jest zagrożone?
To realne niebezpieczeństwo, choć niepowszechne. W lepszej sytuacji są elektrociepłownie, bo są one w większym stopniu zaopatrywane przez PGG. Duże firmy mają też swoje własne podmioty wyspecjalizowane w sprowadzaniu węgla. Największy problem będzie w małych i średnich ciepłowniach, które funkcjonują głównie w miastach powiatowych.
Jakich podwyżek powinni się spodziewać mieszkańcy mniejszych ośrodków?
Od kilkudziesięciu do nawet kilkuset procent. Trzeba pamiętać, że węgiel w naszej strukturze paliwowej to jakieś 69 proc., 10 proc. to paliwa gazowe, a 10 proc. odnawialne źródła energii (OZE). Gaz podrożał o 500 proc., a wraz ze wzrostem cen węgla prawie o tyle wzrosła też cena biomasy. Wszyscy będą więc mieli droższe ciepło. Możliwe są też ograniczenia w dostawie, produkcji i poborze ciepła. Na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów z 8 listopada 2021 r. w sprawie szczegółowych zasad i trybu wprowadzania ograniczeń w sprzedaży paliw stałych oraz w dostarczaniu i poborze energii elektrycznej lub ciepła przedsiębiorstwa ciepłownicze są zobowiązane do przygotowywania planów ograniczeń w dostarczaniu ciepła. Jeśli będzie krytyczna sytuacja, wystąpią do wojewodów z takimi planami, a wojewodowie do Rady Ministrów. To może się przełożyć na niższe temperatury w naszych mieszkaniach.
A Polacy zbyt mocno ogrzewają mieszkania...
Już dwa lata temu, kiedy jeszcze nikt nie myślał o kryzysie energetycznym, przeprowadziliśmy badania wśród użytkowników ciepła systemowego, w których okazało się, że średnia temperatura w mieszkaniach Polaków to 22 st. C. Już wtedy zaczęliśmy promować - wydawałoby się, że wbrew naszym interesom - utrzymywanie 20 st. C w ciągu dnia, a nocą 18 st. C. Wskazywaliśmy, że te dwa stopnie mniej to 1 mln t zużytego węgla mniej. To mniej więcej połowa deficytu, który przewidujemy w sektorze ciepłowni. Dzięki temu rachunki mogłyby być do 7 proc. niższe, a do tego byłaby mniejsza emisja CO2. Komisja Europejska niedawno wystąpiła z apelem, aby obniżyć temperaturę do 19 st. C. W warunkach kryzysowych trzeba promować racjonalne podejście i oszczędność w używaniu również ciepła.
A jak ocenia pan mechanizmy pomocowe, które wprowadza rząd? Mamy dodatek osłonowy, miała być stała cena węgla dla odbiorców indywidualnych, wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych, stanęło na dodatków węglowym.
To ważny element sytuacji kryzysowej. Trzeba chronić gospodarstwa domowe, ale trzeba to robić możliwie skutecznie i efektywnie. Trzeba pomagać tym, którzy tego potrzebują, ale kryterium pomocy nie powinien być rodzaj ciepła - systemowe czy niesystemowe - ani rodzaj paliwa. Powinno być określone kryterium dochodowe na wzór istniejącego dodatku osłonowego, który jest częścią prawa energetycznego. Według nas powinien zostać określony poziom dochodów, poniżej którego gospodarstwa domowe nie będą w stanie regulować rachunków m.in. za ciepło. Spowodowałoby to zaległości płatnicze, a w konsekwencji przedsiębiorstwa ciepłownicze nie miałyby pieniędzy na prowadzenie działalności i bezpieczeństwo energetyczne zostałoby zachwiane.
Pomysł ze stałą ceną węgla okazał się niewypałem. Rząd konsultował się z wami w tej sprawie? A przy dodatku węglowym?
Nie. Ten pomysł się nie sprawdził, ponieważ na rynku węgiel jest po prostu droższy, bo go brakuje. Dostawcy nie mieli zamiaru sprzedawać go po 996 zł, a następnie ubiegać się o dodatek. Rząd poszedł więc w stronę - co do zasady słuszną - że trzeba pomóc gospodarstwom domowym. Nie powinien jednak dzielić ich ze względu na źródło ciepła. Trzeba pomagać tym, których nie stać na ogrzewanie - nieważne czy to węgiel, gaz czy biomasa. Dodatek 3 tys. zł, przyznawany bez kryterium dochodowego, może być przeznaczony na cokolwiek, może więc nie spełnić założonego celu.
Analogiczne niedobre rozwiązanie mamy w przypadku ustawy o szczególnych rozwiązaniach służących ochronie odbiorców paliw gazowych w związku z sytuacją na rynku gazu ze stycznia tego roku. Tu też podzielono gospodarstwa - będzie dopłata dla PGNiG, a w konsekwencji niższe rachunki dla osób korzystających z ciepła, które jest produkowane na gazie, ale tylko dla tych gospodarstw, które są we wspólnotach mieszkaniowych, albo wtedy, kiedy spółdzielnia ma swoje lokalne źródło. Oznacza to, że 42 proc. gospodarstw domowych, które są zaopatrywane w ciepło systemowe przez przedsiębiorstwa ciepłownicze, nie otrzyma żadnej pomocy.
W piśmie do premiera wskazują państwo, że bez pomocy zostanie 15 mln osób. Jaka jest propozycja izby?
Oczekiwalibyśmy przedefiniowania sposobu udzielania pomocy - wycofania się z ustawy dotyczącej paliwa węglowego oraz dopłat do gazu. Postulujemy pójście w kierunku, który wyznacza dodatek osłonowy, czyli ustalenie kryterium dochodowego, poniżej którego gospodarstwu przysługuje pomoc. Dodatek powinien być przeznaczony na energię i przesyłany do podmiotów, które dostarczają ciepło. To rozwiązanie na wzór dodatku mieszkaniowego - są tu normalne koszty związane z użytkowaniem, ale administrator lub właściciel nieruchomości otrzymują dodatkowe pieniądze. Tak samo działałoby to w przypadku rozszerzenia dodatku osłonowego. Drugi mechanizm mógłby polegać na ustaleniu ceny ciepła na poziomie X. Jeżeli przedsiębiorstwo ma taryfę zatwierdzoną przez prezesa URE, która wynosi X + Y procent, to ten Y procent powinien być kierowany do przedsiębiorstwa dostarczającego ciepło.
To jest oczywiście pomoc publiczna i pojawiają się argumenty, że nie można jej świadczyć. Ale przecież ustawa dotycząca ochrony odbiorców paliwowych też zakłada pomoc publiczną, bo pieniądze otrzymuje PGNiG lub inny dostawca paliwa gazowego. A nawet gdyby trzeba było tę pomoc notyfikować, to w warunkach kryzysu i redefiniowania bezpieczeństwa energetycznego na poziomie Unii można byłoby to osiągnąć.
Jaki to koszt dla budżetu i czy jest realne wprowadzenie tych rozwiązań przed sezonem grzewczym?
Postulujemy zrewidowanie projektowanego mechanizmu wsparcia przez rozszerzenie grupy osób, którym przysługuje dodatek węglowy, oraz uzależnienie jego otrzymania od spełnienia kryterium dochodowego na wzór tego o dodatku osłonowym. Stoimy na stanowisku, że wsparcie odbiorcy końcowego powinno objąć wszystkie sposoby ogrzewania wykorzystywane przez gospodarstwa domowe - zarówno w sposób indywidualny, jak i za pomocą ciepłownictwa systemowego. Takie podejście pozwoli na to, by złagodzić najbardziej potrzebującym odbiorcom skutki bezprecedensowego wzrostu cen ogrzewania związanego ze wzrostem cen paliw - zarówno w ogrzewnictwie indywidualnym, jak i systemowym, bez nieuzasadnionego różnicowania poszczególnych grup odbiorców.
Jeśli chodzi o koszty tych propozycji, to mamy jedynie szacunki. Opierając się na badaniach Instytutu Badań Strukturalnych z 2016 r., zakładamy, że w Polsce ok. 1,3 mln gospodarstw domowych jest dotkniętych ubóstwem energetycznym. Gdyby te 3 tys. zł dodatku węglowego było przekazywane właśnie tym gospodarstwom, to łączny budżet byłby niższy niż obecne zakładane przez rząd 11,5 mld zł, a pomoc byłaby bardziej efektywna.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski