- Według naszych obliczeń instalacja fotowoltaiczna, bez magazynu energii, będzie się zwracać w ciągu 7,5 roku. To nieco dłużej niż w systemie opustów, w którym jest to ok. 6 lat - mówi w rozmowie z DGP Ireneusz Zyska, sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, pełnomocnik rządu ds. OZE.

ikona lupy />
Ireneusz Zyska, sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, pełnomocnik rządu ds. OZE / Dziennik Gazeta Prawna
Wprowadzenie nowego systemu rozliczeń prosumenckich wywołuje wiele obaw, m.in. o to, że będzie on dla prosumentów znacznie mniej korzystny. Czy to będzie oznaczać koniec boomu w sektorze fotowoltaiki? Jak pan to ocenia?
Chciałbym zdecydowanie rozwiać te obawy. Nowy system rozliczeń, tzw. net-billing, jest atrakcyjny ekonomicznie dla prosumentów. Twierdzę wręcz, że będzie równie opłacalny jak system opustów. Według naszych obliczeń instalacja fotowoltaiczna, bez magazynu energii, będzie się zwracać w ciągu 7,5 roku. To nieco dłużej niż w systemie opustów, w którym jest to ok. 6 lat. Ciągle jednak będzie to bardzo opłacalna inwestycja. Nowy system rozliczeń zapewni dalszy dynamiczny rozwój energetyki obywatelskiej i przyczyni się do poprawy bezpieczeństwa pracy sieci elektroenergetycznej.
I nie obawia się pan, że dynamika przyrostu nowych instalacji spadnie?
Nie. Jestem przekonany, że wbrew obawom pojawiającym się w przestrzeni publicznej branża instalacyjna PV ma przed sobą bardzo dobre perspektywy. Wpływ na to mają spadające koszty technologii oraz dedykowane programy wsparcia, takie jak „Mój prąd”, „Czyste powietrze” czy „AgroEnergia”, które pomagają łatwiej uzyskać dostęp do taniej energii ze źródeł odnawialnych. Pozwoli to na obniżenie rachunków za prąd w wielu gospodarstwach domowych. To także szansa na wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego w wymiarze lokalnym.
Co należy zrobić, by jak najwięcej skorzystać na nowym systemie?
Wiele zależy od samego prosumenta, który powinien wykorzystywać w maksymalny sposób energię wyprodukowaną przez siebie na własne potrzeby. Nowoczesny prosument to aktywny gracz na rynku energii elektrycznej, który wdraża technologie magazynowania i zarządzania energią w gospodarstwie domowym, ale również reaguje na bodźce cenowe w celu optymalizacji wysokości swoich rachunków. Net billing wpłynie na ograniczenie zjawiska przewymiarowania instalacji i dostosowanie mocy do rzeczywistego zapotrzebowania na energię. Pozwoli to ograniczyć koszty inwestycyjne po stronie prosumenta. Przy zainstalowaniu magazynu energii nie tylko nie będzie musiał on pobierać jej z sieci elektroenergetycznej, ale będzie mógł korzystać ze zmagazynowanej energii w dowolnym momencie. Prosument stanie się aktywnym uczestnikiem rynku, będzie pobierał energię z sieci wtedy, gdy jej ceny będą niskie, a wprowadzał, gdy będą wysokie. Nowy model rozliczeń będzie stymulował także powstawanie agregatorów - firm oferujących skup energii po cenie wyższej niż aktualna cena giełdowa na rynku bieżącym.
Nie można było jednak zostawić dotychczasowego systemu? Czy wzrosty cen energii, obecna sytuacja w Ukrainie, która potwierdza konieczność transformacji naszej energetyki w kierunku OZE, nie są wystarczającymi argumentami za tym, by jak najbardziej upowszechniać energetykę prosumencką?
Wprowadzając net-billing, realizujemy prawo europejskie. A dokładnie dyrektywę rynkową i dyrektywę RED II. Wbrew temu, co niektórzy twierdzą, że mogliśmy poczekać do końca 2023 r., dyrektywa rynkowa już teraz zobowiązuje nas do tego, by wszyscy uczestnicy rynku - prosumenci i nieprosumenci - ponosili jednakowe opłaty, w tym tzw. opłatę dystrybucyjną zmienną, której dziś prosumenci nie ponoszą. A za tę ulgę dla prosumentów płacą wszyscy pozostali uczestnicy rynku, w tym ci, których nie było stać na to, by zainstalować sobie fotowoltaikę, bo dopłata z programu „Mój prąd” nie była dla nich wystarczająca, a także osoby dotknięte ubóstwem energetycznym.
Zwolnienie prosumentów z tej opłaty miało zachęcać do inwestycji. Tyle że kiedy to rozwiązanie zostało wprowadzone - w 2016 r. - mieliśmy ok. 4 tys. prosumentów. Zresztą nie stanowiło to wówczas przełomu. Dopiero program „Mój prąd” wprowadzany w latach 2018-2019 spowodował eksplozję energetyki prosumenckiej. W efekcie dziś mamy ponad 900 tys., a niebawem 1 mln prosumentów.
Co więcej, ustawa wprowadza do naszego prawa instytucję prosumenta zbiorowego, dzięki czemu potencjalnie możemy mieć kolejne 13 mln prosumentów, bo tyle gospodarstw domowych mamy w budynkach wielorodzinnych. Ponadto od lipca 2024 r. wejdą w życie przepisy o prosumencie wirtualnym, dzięki czemu prosumeryzm stanie się powszechny. Oczywiście nie wszyscy odbiorcy energii zostaną prosumentami. Jednak, jeśli pozostalibyśmy w starym systemie rozliczeń, to doprowadzilibyśmy do katastrofy. Sieć elektroenergetyczna nie byłaby w stanie przyjąć takiej liczby instalacji, będąc dla nich wirtualnym magazynem energii.
Może należy zatem więcej inwestować w sieci?
Wcale nie wynika to z braku inwestycji w sieci. W ostatnich latach - od 2016 r. nakłady inwestycyjne i remontowe na sieci wyniosły 37 mld zł. A do 2025 r. będzie to aż 52 mld zł. Nawet większe nakłady na rozbudowę sieci też nie pomogą zapobiec awariom sieci niskiego napięcia w momencie piku wytwarzania energii w piękny słoneczny dzień. Musimy zatem zwiększyć autokonsumpcję energii w miejscu jej wytworzenia i magazynować energię. Właśnie dlatego w nowym programie „Mój prąd 4.0” dofinansowujemy nie tylko fotowoltaikę, lecz także magazyny energii, magazyny ciepła i domowe systemy zarządzania energią. Nabór wniosków w programie „Mój prąd 4.0” rusza już 15 kwietnia.
Rozmawiała Sonia Sobczyk-Grygiel