Premier Kopacz trzeba pochwalić za twarde negocjowanie rządowych postulatów z rozgrywającymi Unii. Sektor energetyczny dostanie to, o co prosił. Ale czy szefowa rządu nie nazbyt optymistycznie podchodzi do sprawy cen energii? I czy do końca przyszłej dekady polska gospodarka jest w stanie aż tak się zmienić, by wypełnić limity, które wejdą w życie w konsekwencji unijnego i światowego szczytu?
Co ekspert to teraz inne zdanie. Jedni twierdzą, że i tak nie zdołamy wystarczająco szybko odejść od węgla i rozwinąć sektora odnawialnych źródeł, by konkurować z takimi potęgami w dziedzinie nowoczesnej energetyki jak choćby Niemcy. Inni wskazują, że mimo możliwych problemów firmy w Polsce zyskają wystarczająco wiele dzięki ulgom na emisje i nie będą musiały podnosić nam cen prądu. Kto ma rację? Nie wiem.
Wiem za to, że ze zdziwieniem – w kontekście walki o rozwój polskiej energetyki – przeczytałem ostatnio informację Bloomberga, że spółka PKP Energetyka w celu zwiększenia swoich zysków będzie sprzedawać energię kupowaną na giełdzie w Lipsku – bo w RFN w hurcie jest ona tańsza nawet kilkanaście procent niż w Polsce.