Wraz ze zbliżaniem się sezonu grzewczego nerwowość inwestorów rośnie. Coraz częściej mówi się o kryzysie, a notowania paliwa podbijają stawki za prąd



Sytuacja na rynku błękitnego paliwa coraz bardziej wymyka się spod kontroli, a najmniejsze sygnały wywołują gwałtowne reakcje i rekordy notowań na giełdach. Ceny spadały przez chwilę po ogłoszeniu ukończenia budowy Nord Stream 2, które rozbudziło nadzieje na zwiększenie dostaw ze Wschodu, ale szybko wróciły do trendu wzrostowego i np. w Wielkiej Brytanii są ponad czterokrotnie wyższe niż o tej samej porze ub.r.

Niepewność panująca na rynku gazu ziemnego w coraz większym stopniu wpływa na ceny prądu, a za ich pośrednictwem na inflację i ogólną kondycję odbudowujących się po pandemii europejskich gospodarek.

Na rynku holenderskim zakontraktowanie 1 megawatogodziny na październik kosztowało wczoraj ponad 55 euro, niemal 650 dol. w przeliczeniu na 1000 m. sześc. W Wielkiej Brytanii już na początku tygodnia ceny błękitnego paliwa były ponadczterokrotnie wyższe niż o tej samej porze ubiegłego roku.
Wydrenowane w poprzednim sezonie europejskie zapasy gazu co prawda powoli rosną, ale wciąż są wyraźnie poniżej wieloletniej średniej dla tej pory roku, wynoszącej ok. 84 proc. W skali kontynentu magazyny są zapełnione w prawie 70 proc. w porównaniu do ok. 64 proc. dwa tygodnie wcześniej. Według analityków, aby zapewnić bezpieczeństwo na zimę, stany magazynów powinny sięgać 80 proc.
W poszczególnych krajach sytuacja jest dużo dalsza od normy. Magazyny ukraińskie wypełnione są w zaledwie 44 proc., bezpiecznie nie mogą czuć się też Austria (48 proc.), Holandia (50 proc.), Niemcy (60 proc.), Bułgaria (60 proc.) czy Słowacja (63 proc.). Na europejskiego lidera w dziedzinie zapasów gazu wyrosła natomiast Polska, której magazyny wypełnione są już w ponad 93 proc.
Obecny trend wzrostowy cen surowca może wykroczyć poza perspektywę najbliższych miesięcy. Swoje prognozy na ten i przyszły rok podwyższyła w zeszłym tygodniu Fitch. W największym stopniu agencja wiąże tę zmianę z dynamiką na rynku europejskim: ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, niewystarczającymi zapasami, windującym ceny silnym popytem w Azji oraz ograniczeniami po stronie podaży przy odbudowującym się zapotrzebowaniu na paliwo.
Jednym ze źródeł niepokoju na europejskich rynkach są ograniczenia w przesyle gazu z Rosji. Największy dostawca błękitnego paliwa dla Europy nie chce albo nie jest w stanie odpowiedzieć na rosnące zapotrzebowanie i nie rezerwuje dodatkowych przepustowości na głównych trasach przesyłowych. Część analityków interpretuje to jako element rosyjskiej presji na szybkie dopuszczenie do eksploatacji Nord Stream 2. Zaprzecza temu Gazprom, który ograniczenia dostaw tłumaczy zwiększonym popytem w czasie standardowych prac utrzymaniowych na infrastrukturze.
Europejczycy mogą zapłacić o ok. 20 proc. więcej za prąd i ogrzewanie
Rynki wydają się jednak wierzyć w to, że uruchomienie podbałtyckiego gazociągu może rozwiązać problemy z rezerwami paliwa. Wskazują na to m.in. zachowania giełd, które zareagowały chwilowym spadkiem cen na niedawne ogłoszenie finalizacji budowy NS2 i spekulacje dotyczące rychłego rozpoczęcia przesyłu. Oczekiwania te szybko jednak opadły. Rosjanie liczą, że uda się uruchomić gazociąg przed końcem roku, ale na drodze do tego celu stoi m.in. konieczność jego certyfikacji. To może być trudne, biorąc pod uwagę amerykańskie sankcje i presję na ten proces z Europy Środkowo-Wschodniej (o formalny udział w procedurze certyfikacyjnej NS2 stara się PGNiG) oraz dostosowania się Gazpromu do unijnych regulacji. Kolejnym bodźcem do dalszego wzrostu cen były też, odnotowane na stacji kompresorowej na granicy Niemiec, kolejne spadki przepływu paliwa Jamałem.
Jak podkreśla Agata Łoskot-Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich, tło problemu z dostawami ze Wschodu jest jednak bardziej złożone. Podkreśla, że Rosja sama ma problem z zapasami na zimę i w pierwszej kolejności wydobywany gaz kieruje do własnych magazynów. – Gazprom nie ma nieograniczonych możliwości zwiększania dostaw – uważa. Według danych Fitcha w ostatnich miesiącach wolumeny eksportowe do Europy były bliskie rekordowych poziomów. – Nawet gdyby uruchomiono NS2 teraz, nie zmieniłoby to zasadniczo sytuacji – dodaje Łoskot-Strachota.
Zaznacza jednak, że nie oznacza to, że Moskwa nie wykorzystuje zaistniałej sytuacji do swoich celów – przesyłając na rynki europejskie nieco mniej gazu, niżby mogła albo podsycając oczekiwania, że nowy gazociąg „odblokuje” dostawy. – Na pewno są ze strony rosyjskiej naciski na jak najszybsze dopuszczenie do eksploatacji NS2, a po stronie niemieckiej trwają analizy, jak umożliwić tymczasowe wykorzystywanie gazociągu jeszcze przed zakończeniem certyfikacji prawnej i ustanowieniem niezależnego operatora gazociągu. Ale czy to się uda, nie wiadomo – mówi ekspertka. Zastrzega również, że sam proces wypełniania nowego rurociągu gazem może potrwać nawet kilka miesięcy.
Równocześnie jednak gazowy boom w coraz większym stopniu przekłada się na ceny energii w Unii Europejskiej – zwłaszcza kiedy warunki pogodowe nie sprzyjają produkcji energii z OZE; tegoroczna pogoda uderzyła zwłaszcza w energetykę wiatrową. Koszt megawatogodziny prądu na rynku niemieckim przekroczył próg 90 euro, co – jak zauważa „Financial Times” – oznacza, że ceny na rynku hurtowym wzrosły tam dwukrotnie w porównaniu z początkiem roku i przekroczyły dotychczasowy rekord sprzed 13 lat. Rekordowe były też ceny prądu m.in. w Wielkiej Brytanii.
Wzrost stawek za energię nie omija też Polski, zwłaszcza że wysokie ceny gazu sprzyjają pozycji konkurencyjnej węgla, co przekłada się na kolejny wzrost kosztów emitowania w unijnym ETS. Drożejący prąd wpływa również na przyspieszenie inflacji.
Najbliższe miesiące na europejskich rynkach energetycznych mogą być więc gorące. Jak ocenia analityk mBanku Kamil Kliszcz, w ostatecznym rozrachunku o sytuacji na rynku gazowym zadecyduje pogoda.
– Na razie jednak prognozy na zimę nie łagodzą trendów cenowych – zaznacza. Perspektywę kolejnej mroźnej zimy już dziś ogłaszają m.in. zachodnioeuropejskie koncerny energetyczne – francuskie Engie, włoski Enel czy austriackie OMV. Według szacunków Citigroup przeciętny Europejczyk może zapłacić średnio o ok. 20 proc. więcej w rachunkach za prąd i ogrzewanie.