Do krajów silnie inwestujących w odnawialne źródła energii dołącza Francja. I debatuje o przyszłości atomu

Mocarstwo atomowe może ruszać ze swoim programem wsparcia OZE kwotą 30,5 mld euro. Przedwczoraj zielone światło dała mu Komisja Europejska, godząc się na udzielenie pomocy publicznej. Wsparcie będzie mieć formę premii doliczanej do ceny energii elektrycznej i zostanie przyznane w drodze przetargów przeprowadzonych do 2026 r. Premia będzie mogła być wypłacana przez kolejne 20 lat.

Po co Paryżowi OZE? Francja już dzisiaj może pochwalić się sześciokrotnie mniejszą emisyjnością swojego miksu energetycznego w porównaniu z Niemcami 70 proc. stanowi bowiem energia z elektrowni nuklearnych. Ale przedłużenie żywotności niektórych z 56 francuskich reaktorów będzie wymagało dużych nakładów finansowych w kolejnych latach. Na dodatek forsująca coraz bardziej ambitną politykę klimatyczną Unia Europejska ma niejasny stosunek do atomu. Odłożyła rozstrzygnięcie dotyczące tego, czy energia nuklearna powinna zostać uznana za zrównoważone źródło energii. Atom został co prawda uznany za bezpieczny przez Wspólne Centrum Badawcze w raporcie zleconym przez Komisję Europejską, ale jego wyniki storpedowała grupa państw sprzeciwiających się elektrowniom jądrowym. Należą do niej Niemcy, Austria, Dania, Luksemburg i Hiszpania.

Prezydent Emmanuel Macron sam zapowiedział zmniejszenie udziału energii nuklearnej w miksie energetycznym do 50 proc. w 2035 r. Głowa państwa chce postawić na rozwój technologii pozwalającej na magazynowanie energii pozyskiwanej z wiatru czy słońca. Ale jakiekolwiek rozstrzygnięcia dotyczące przyszłości atomu nie są przesądzone. Macron ma zdecydować o budowie nowych reaktorów, ale najprawdopodobniej decyzja szybko nie zapadnie ze względu na temperaturę politycznego sporu. Kwestia rozwoju energetyki nuklearnej może stać się lejtmotywem nabierającej rozpędu kampanii prezydenckiej. Ubiegający się o reelekcję prezydent po jednej stronie ma lewicę sprzeciwiającą się budowie nowych reaktorów i stawiającą na odnawialne źródła. Z kolei prawicowi kandydaci na prezydenta protestują przeciwko stawianiu farm wiatrowych. Na „nie” jest Marine Le Pen mająca według sondaży największe szanse na wejście z Macronem do drugiej tury. Na najgłośniejszego krytyka wiatraków wyrasta kandydat konserwatywnych Republikanów Xavier Bertrand. Polityk został niedawno ponownie wybrany na prezydenta regionu Hauts-de-France. Wygrał elekcję na fali sprzeciwu wobec farm wiatrowych, które w jego ocenie rujnują francuski krajobraz. Bertrand miał po swojej stronie rolników. Teraz zapowiada program jądrowy na miarę francuskich potrzeb, który stworzy nowe miejsca pracy.

Macron uzależnia rozstrzygnięcia w sprawie atomu od wyliczeń operatora sieci RTE. Ten ma na jesieni pokazać koszty potencjalnego inwestowania w OZE i atom. Niedawno operator pokazał też scenariusze dla francuskiego miksu energetycznego, po raz pierwszy uwzględniając wariant, zgodnie z którym 100 proc. energii elektrycznej w przyszłości miałoby pochodzić z odnawialnych źródeł. RTE przewiduje, że w 2023 r. całkowita moc z OZE wzrośnie do 73,5 GW. Będzie to oznaczać wzrost o 50 proc. w porównaniu z 2017 r. Za siedem lat ma przekroczyć 100 GW.

W państwie „żółtych kamizelek” przed tygodniem zostało przyjęte też nowe prawo klimatyczne mające ograniczyć emisję dwutlenku węgla. Pomysłami na walkę ze zmianami klimatu są zakaz lotów na krótkich dystansach czy bezmięsny posiłek w szkolnych stołówkach przynajmniej raz w tygodniu. Nowa polityka klimatyczna została ogłoszona w czasie ekstremalnych warunków pogodowych w Europie. Ekolodzy uważają, że rząd zaproponował za mało. Wygrała ostrożność. Proponowane trzy lata temu opodatkowanie paliw wywołało masowe protesty na ulicach francuskich miast. Ich uczestników nazwano „żółtymi kamizelkami”.

W ostatnim czasie Komisja Europejska zatwierdziła także zmianę w programie wsparcia dla OZE w Niemczech na kwotę ponad 33 mld euro. Z kolei w maju dała zielone światło pomocy publicznej dla budowy polskich farm wiatrowych na morzu o wartości 22,5 mld euro.

W nadchodzących latach pompowanie publicznych pieniędzy w OZE ma być jeszcze łatwiejsze. Bruksela poinformowała już, że pod koniec roku zostaną zmienione zasady udzielania pomocy publicznej, które zwiększą możliwości dotowania zielonych projektów przez kraje członkowskie. Chodzi m.in. o inwestycje w czysty transport i podnoszenie efektywności energetycznej budynków.

Polskie KPO – tylko 800 mln euro na wodór

Unia Europejska ma zamiar przeznaczyć na klimat aż jedną trzecią z puli 1,8 bln euro na inwestycje, które będą realizowane w ramach planu odbudowy i siedmioletniego budżetu UE (2021–2027). Polski plan odbudowy (KPO) opiewa na ok. 58 mld euro, w tym prawie 24 mld euro pomocy bezzwrotnej. Jednym z pięciu filarów KPO jest zielona energia i zmniejszenie energochłonności. W tym komponencie przewidziano 5,7 mld euro dotacji oraz 8,6 mld pożyczek. Jest też cel: zielona inteligentna mobilność z 6,8 mld euro w formie grantów i 700 mln euro pożyczek. Na inwestycje w wodór ma być jednak przeznaczone tylko 800 mln euro grantów – moc instalacji do produkcji niskoemisyjnego i odnawialnego wodoru ma wynieść 320 MW do III kw. 2026 r. Polska inwestycja znalazła się natomiast wśród czterech projektów wodorowych, którym przyznano granty z unijnego funduszu innowacyjności. 4,5 mln euro dostał Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin na dwa elektrolizery do produkcji wodoru z biomasy o mocy 5 MW. 710 ton paliwa rocznie ma być przeznaczane na cele transportowe. Ale nie tylko transport. Międzynarodowa Agencja Energii (MAE) napisała w ostatnim raporcie, że energia z wodoru to podstawa niskoemisyjnej produkcji energii elektrycznej i że rządy mają ważne zadanie, by wykorzystać ten potencjał. To będzie wyzwanie dla Polski. Z raportu Ember wynika bowiem, że emisje polskiej energetyki rosną, a węgiel stanowi znów powyżej 70 proc. udziału w miksie energetycznym. Tymczasem w pierwszej połowie 2021 r. 66 proc. energii elektrycznej w UE pochodziło z czystych źródeł: 39 proc. z OZE i 27 proc. z atomu, którego nie wspiera wspólnotowy budżet. Z węgla powstaje już tylko 14 proc. energii elektrycznej w Europie.

Julita Żylińska