Deklaracje ministerstwa są jednoznaczne – ci, którzy już zgłosili swoje instalacje, ale nie załapali się na dotacje z „Mojego prądu”, bo ich pula się wyczerpała, mają ponownie złożyć wnioski i wejść do obecnego systemu - mów Jerzy Topolski, wiceprezes Tauronu

W branży jest głośno o zniesieniu opustów dla prosumentów od przyszłego roku. Jak pan, jako przedstawiciel największego dystrybutora prądu w kraju, skomentuje nowe przepisy?
Obserwując, jak szybko wzrasta liczba instalacji fotowoltaicznych w pewnych punktach sieci, wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że dotychczasowy system wsparcia prosumentów się wyczerpał. Rozwój energetyki prosumenckiej nie następuje równomiernie – sąsiedzi „zarażają się” nią od siebie i w pewnych miejscach nasycenie jest bardzo duże, w innych z kolei – mimo analogicznych warunków – instalacji na dachach nie ma. Do zmiany systemu musieliśmy dojrzeć. Również przepisy unijne wskazują, że system oddawania energii do sieci i bezpłatnego pobierania 80 proc. w ciągu 365 dni roku powinien zniknąć najpóźniej do końca 2023 r. Nie powinno dochodzić już do wymiany barterowej energii, a jej zakupu i sprzedaży nadwyżek. W sieci elektroenergetycznej nie ma magazynu energii, więc korzystanie z czegoś, co de facto w fizyce nie istnieje, musiało się skończyć. Planowane zmiany idą w dobrym kierunku, bo prowadzą do optymalnego inwestowania w instalacje fotowoltaiczne. Wiem, że nie lubi się tego sformułowania, ale teraz dochodzi do przeinwestowania – moc instalacji znacznie przekracza możliwości bieżącego zużycia energii z niej wytworzonej. To z kolei powodowało zawyżanie napięcia w sieci, zwłaszcza na końcówce obwodów, i wyłączania instalacji w momencie, gdy napięcie stawało się niebezpiecznie wysokie i przekraczało 254 V.
A sieci nie można dostosować?
Sieć nigdy nie będzie dostosowana do dowolnej mocy przyłączeniowej, bo gdyby tak było, elektrownie systemowe też byłyby przyłączane do sieci niskiego napięcia. Tego na świecie nie ma. Im większa moc, tym na większym napięciu musi być generowana.
Pojawiają się jednak głosy, że rozwój małej fotowoltaiki jest po prostu nie na rękę dużym grupom energetycznym. Faktem jest, że koszty tego wirtualnego magazynu spadały właśnie na grupy energetyczne, bo one z jednej strony sprzedają prąd, a z drugiej odpowiadają za sieć dystrybucyjną.
Spadały, ale nawet gdy nie patrzymy na parametry ekonomiczne grup energetycznych, musimy zadać sobie ważne pytanie o koszty. Potrzeba bardzo dużych inwestycji w sieć dystrybucyjną ze strony operatorów rodzi pytanie o to, czy polska gospodarka i polskie społeczeństwo za to zapłaci. Przecież to są przedsiębiorstwa regulowane, jeżeli to są koszty uzasadnione, to prezes URE poprzez zmianę taryf dla gospodarstw domowych będzie starał się te koszty pokryć. I tu dochodzimy do sedna sprawy i pytania, gdzie jest ta granica kosztów uzasadnionych? Przy założeniu, że nie ograniczamy inwestycji sieciowych, dochodzimy do absurdu – nikogo nie stać na takie koszty, nawet najbogatszych krajów.
To gdzie jest poziom optymalny?
Dochodzimy właśnie do jego kresu. Policzyliśmy, ile kosztowałoby zaspokojenie wszystkich klientów i przyłączenie tak dużych mocy w relacji do ich potrzeb. Wyliczenia te zweryfikowali naukowcy z uczelni technicznych. Okazało się, że uwzględniając przewymiarowanie instalacji na niektórych obwodach, należałoby tym klientom wybudować ich własną stację transformatorową, czyli umożliwić im wyprowadzanie energii do sieci średniego napięcia. Dochodzimy zatem do sytuacji budowy sieci średniego napięcia do gospodarstwa domowego. Czegoś takiego na świecie nie ma i nie da się uzasadnić rozkładania takich kosztów na innych obywateli. Do tej granicy dochodzimy, dlatego tego typu działania firm instalatorskich i samych prosumentów, skierowane na zwiększanie mocy, trzeba było spowolnić. Trzeba skłonić do budowania mniejszych instalacji, o mniejszych mocach, żeby klienci wydawali mniejsze pieniądze, ale lepiej tą energią gospodarowali. Chodzi o uruchomienie bodźców ekonomicznych.
Tylko czy one są odpowiednie? Branża wskazuje na dużą różnicę cen dla prosumentów – między ceną sprzedaży nadwyżek a zakupem energii w momencie zapotrzebowania.
Uważam, że cena powinna być aktualizowana z miesiąca na miesiąc, a nie kwartalnie. Dobrze by było, gdyby klient mógł odsprzedawać nadwyżki po jak najbardziej aktualnej cenie rynkowej, a nie tej obowiązującej we wcześniejszym kwartale. Stawki, zwłaszcza teraz, zmieniają się bardzo szybko i prosument nie powinien być rozliczany po niższej cenie. To jest więc do zmiany.
Dostajemy sygnały, że obecnie nie można się dodzwonić na infolinię „Mojego prądu”, bo wszyscy dowiedzieli się o planowanym zniesieniu opustów i chcą jeszcze w tym roku się na nie załapać. Czy ta sytuacja nie spowoduje odwrotnego skutku od zamierzonego, czyli doprowadzi do jeszcze większego obciążenia sieci?
Z jednej strony deklaracje ministerstwa są jednoznaczne – ci, którzy już zgłosili swoje instalacje, ale nie załapali się na dotacje z „Mojego prądu”, bo ich pula się wyczerpała, mają ponownie złożyć wnioski i wejść do obecnego systemu. Oczywiście są jeszcze tacy, którzy będą próbować w ciągu najbliższych dwóch miesięcy wybudować instalację, żeby jeszcze w tym roku zgłosić ją według starych zasad rozliczeń. Nad tym, jak zachować się wobec takich klientów, ministerstwo wciąż dyskutuje z organizacjami branżowymi. Z punktu widzenia operatora sieci spodziewamy się boomu. W Tauronie przyłączyliśmy w tamtym roku prawie 100 tys. mikroinstalacji i jesteśmy przygotowani na 100‒120 tys. w tym roku, niezależnie od tego, jak ustawodawca zdecyduje się traktować takich klientów. Poza pojedynczymi miejscami powinniśmy spokojnie poradzić sobie jeszcze z siecią. Jednak w okresie przejściowym to operatorzy lub niezależny zewnętrzny podmiot, a nie instalator, powinni decydować o dopuszczalnej mocy przyłączanej instalacji i informować o tym klienta. To powinno spowodować, że nawet tych punktowych problemów nie będzie. Taki jest nasz postulat.
A dofinansowywanie magazynów energii w nowej odsłonie programu pomoże?
Przydomowe magazyny są jednym z elementów systemu, choć to nie jest panaceum na wszystko. Ale gdyby były odpowiednio wysokie dotacje, a o tym ministerstwo myśli, to zdecydowanie złagodziłoby ten punktowy problem obciążenia pewnych obwodów, a prosumentom dałoby możliwość zarządzania własną energią. Myślimy jednak, żeby powstał program zbiorczych instalacji dla aktywnych prosumentów, tak aby mogli wykupić prawo do magazynowania swojej energii w większych magazynach, np. przy najbliższej stacji transformatorowej. I nie oznacza to, że miałaby to budować energetyka, to może budować podmiot trzeci, tylko trzeba wprowadzić mechanizmy, które umożliwią kupowanie usług magazynowania, np. za pośrednictwem agregatora.