W ciągu ostatniego ćwierćwiecza na naszym rynku paliwowym zmieniło się niemal wszystko: począwszy od oferowanych benzyn, kończąc na oferujących ją sprzedawcach. Z jednym wyjątkiem. Dzisiaj, tak samo jak w czasach PRL, zdecydowaną większość ropy sprowadzamy ze Wschodu.
Dziennik Gazeta Prawna
Pod koniec lat 80. wciąż obowiązywały wprowadzone w stanie wojennym kartki na benzynę, stacje paliwowe były domeną państwowego monopolisty, tankowaliśmy zawierające ołów etyliny, a o autogazie nikt nawet nie słyszał. Ale wraz z politycznymi przemianami ruszyła lawina zmian w gospodarce.
Kartki na paliwo zniósł ostatni PZPR-owski rząd na początku 1989 r. Jednak jeszcze na początku lat 90. w kraju obowiązywał monopol Centrali Przemysłu Naftowego. Na stacjach z pamiętanym przez Polaków do dziś pomarańczowym logo CPN tankowaliśmy benzynę zwaną niebieską oraz żółtą. Były to etylina o liczbie oktanowej 86 (w połowie lat 80. zastąpiła stosowaną wcześniej benzynę 78-oktanową) oraz lepsza – o liczbie 94. W ostatniej dekadzie XX w. na polski rynek zaczęto wprowadzać benzynę bezołowiową, która stopniowo wyparła etylinę, jednak stara nazwa na tyle się utrwaliła, że kierowcy wciąż jej używali.
Rewolucję na rynku przyniosły reformy, które zaczął wprowadzać pierwszy niekomunistyczny gabinet, wyłoniony po czerwcowych wyborach. Do Polski weszły zagraniczne koncerny. W grudniu 1991 r. działalność nad Wisłą zainaugurowała firma BP, choć Brytyjczycy początkowo handlowali olejami silnikowymi. – Pierwszą stację benzynową otwarliśmy w 1995 r. w Gliwicach – mówi Bogdan Kucharski, dyrektor generalny BP w Polsce.
Konkurenci pojawili się u nas później, m.in. skandynawski Statoil i holenderski Shell, które stworzyły swoje biura w 1992 r. Za to wyprzedzili BP w wejściu na rynek detaliczny. Pierwsza stacja paliwowa sieci Statoil ruszyła w 1993 r. – w Zakroczymiu pod Warszawą.
Zachodnie koncerny miały bogate doświadczenia i renomę, dzięki czemu świetnie odnajdowały się w polskiej rzeczywistości. – Ich sukces w dużej mierze uznać można za wypadkową kapitału, jakim dysponowały, wiedzy i doświadczeń innych rynków, a także otwartości nowego rynku, jakim bez wątpienia były wtedy kraje postkomunistyczne – twierdzi Jakub Bogucki, analityk E-petrol.pl.
Przez nasz kraj przewinęło się wiele różnych firm, a na szyldach stacji pojawiały się i znikały kolejne nazwy. Kto dziś pamięta sieć Preem (kupił ją Statoil), Aral (przejął ją koncern BP) czy Esso (znalazła się ostatecznie w posiadaniu Grupy Lotos).
– Znane brandy nie zawsze były gwarancją sukcesu, a w miarę urynkowienia się polskich warunków pojawiły się także zmiany własnościowe i ilościowe w stanie posiadania poszczególnych sieci – dodaje analityk.
Do bardziej znaczących przetasowań doszło przed ośmiu laty, kiedy na sprzedaż swojej sieci w Polsce (a także w kilku innych krajach regionu) zdecydował się amerykański koncern ConocoPhillips. Nad Wisłą pojawiły się stacje benzynowe rosyjskiego Łukoila.
Ostatnim dużym przejęciem był zakup sieci stacji Neste przez Shella. Dzięki temu właśnie ten koncern w 2013 r. przegonił BP i stał się liderem wśród zagranicznych firm obecnych na polskim rynku paliwowym. Na krótko, bowiem teraz Brytyjczycy mają już 465 placówek, zaś Shell z 439 spadł na drugą pozycję.
Niekwestionowanym liderem rynku jest jednak firma polska – PKN Orlen (piszemy o niej w tekście poniżej), który ma ponad 1760 stacji, czyli prawie 27 proc. wszystkich w kraju. Druga rodzima firma paliwowa, Grupa Lotos, może się pochwalić 430 stacjami. A zaczynała od zera. Pierwsza firmowa stacja ówczesnej Rafinerii Gdańskiej ruszyła dopiero w 1992 r. w Redzie koło Gdyni.
Zarówno płocki, jak i gdański koncern prowadzą właściwie po dwie sieci detaliczne: mają bowiem stacje typu premium (marki Orlen i Lotos) oraz stacje ekonomiczne (marki Bliska i Optima). Pierwsze z nich oferują bardzo szeroką gamę usług, a sprzedaż pozapaliwowa – artykuły spożywcze (głównie alkohol i papierosy) czy akcesoria samochodowe – stanowi z roku na rok coraz większy udział w przychodach sieci.
W ciągu ostatnich 25 lat na rynku polskim pojawiły się również nieznane wcześniej u nas stacje bezobsługowe (dziś np. należąca do Statoila sieć 1-2-3) oraz przymarketowe. W 2007 r. tych ostatnich było nieco ponad 100, teraz już prawie 170. Jednak ich liczba nie zwiększa się tak dynamicznie jak kiedyś. Również stopniowe kurczenie się sieci Bliska czy przejęcie bezobsługowych stacji Neste przez konkurenta wydają się świadczyć o tym, że dziś nie tylko cena jest kryterium, którym kierują się klienci, wybierając stację. Dlatego dobre perspektywy otwierają się np. przed stacjami przy autostradach, które są częścią MOP-ów, czyli miejsc obsługi podróżnych.
– Właściwie porównywanie dzisiejszego sektora paliwowego z tym sprzed 25 lat jest równie nieadekwatne, jak porównywanie parku samochodowego i charakteru motoryzacji. Z luksusu i towaru deficytowego auto stało się nieodłącznym elementem codziennego życia. Ta zmiana pośrednio wymusiła zmiany także na rynku paliwowym. Jedyną rzeczą, która pozostała bez zmian, jest kierunek dostaw ropy na potrzeby polskiego rynku – uważa Bogucki.
Zdaniem ekspertów prawdziwym ewenementem na skalę europejską jest niezwykły rozwój polskiego rynku autogazu. Pierwsze instalacje gazowe w samochodach pojawiły się u nas również w latach przełomu. To nietypowe paliwo początkowo można było kupić głównie... w zakładzie gazowniczym. Nie było dystrybutorów ani liczników, trzeba więc było zawsze tankować do pełna. Z czasem jednak, wraz ze wzrostem cen benzyny, rynek się rozwinął i sprofesjonalizował. – Autogaz to specyficzny element rynku polskiego paliwowego o skali nieporównywalnej z żadnym innym w Europie, może poza Włochami i Turcją – kwituje Jakub Bogucki.
PATRONAT PREZYDENTA RP BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO