Kryzys pomaga węglowemu lobby hamować apetyt branży wiatrakowej na sowite dotacje do odnawialnych źródeł energii. Niewykluczone, że bez jakichkolwiek dopłat zostanie energetyka morska
Przedłużające się analizy dotyczące nowego kształtu systemu wsparcia dla odnawialnych źródeł energii na najbliższe lata nie wróżą najlepiej zielonej energetyce. Na dodatek okazuje się, że na ostateczny projekt ustawy o OZE trzeba będzie poczekać jeszcze dłużej, bo w ostatnich tygodniach stery polityki energetycznej przejął Jan Krzysztof Bielecki, jeden z najbliższych doradców Donalda Tuska.
W odbywającym się w połowie czerwca Wrocław Global Forum 2013 Bielecki opowiedział się za utrzymaniem dominującej roli węgla kamiennego i brunatnego w polskiej energetyce „przez najbliższe trzydzieści lat”. Jest to konieczne dla utrzymania niskich cen energii. Silny nacisk na niskie ceny energii kładzie ostatnio także Donald Tusk.
W rządowych kuluarach mówi się o zdecydowanym obcięciu wsparcia dla nowych farm wiatrowych. Niewykluczone, że bez jakichkolwiek dopłat zostanie morska energetyka wiatrowa. Tymczasem wydatki kilku inwestorów na przygotowanie inwestycji na Bałtyku pochłonęły już ok. 300 mln zł. Wiatraki na morzu stawiać chcą PGE, Orlen i Polenergia kontrolowana przez Jana Kulczyka.
To dla branży duży cios, bo zgodnie z ubiegłorocznym projektem ustawy o OZE największym beneficjentem wsparcia miała być właśnie ona. Szacowano, że trafi do niej 43 proc. dopłat, czyli blisko 25 mld zł. Druga miała być energetyka solarna z blisko 27-proc. udziałem w torcie (15,3 mld zł). Dla energetyki biogazowej szykowano 8,8 mld zł, a elektrownie na biomasę mogły liczyć na 5,4 mld zł.
Arkadiusz Sekściński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, podkreśla, że wsparcie dla odnawialnych źródeł podnosi rachunki za energię tylko nieznacznie. – W przypadku farm wiatrowych to tylko 1,3 proc. Skonfrontujemy to z 6 mld zł, które zostały w Polsce w wyniku rozwoju energetyki wiatrowej – zapowiada Sekściński. Jak oblicza PSEW, dzięki rozwojowi morskich wiatraków do budżetu wpłynęłoby ponad 16 mld zł. Powstałoby też ponad 30 tys. nowych miejsc pracy.
Jerzy Pietrewicz, wiceminister gospodarki odpowiedzialny w resorcie za OZE, prosi branżę o cierpliwość. – Chcemy dać inwestorom pewność, na jakie wsparcie mogą faktycznie liczyć przez cały zaplanowany okres – mówi i ucina spekulacje dotyczące ustalenia śladem Wielkiej Brytanii stałych taryf na zieloną energię. – Nie będziemy ustalali cen energii. To zbyt głębokie wejście w rynek. To zastrzeżenie nie dotyczy mikroenergetyki – dodaje.
To oznacza, że raczej pewne jest wsparcie dla przydomowych elektrowni w postaci stałych i gwarantowanych cen. Jak szacują eksperci, wiatraki stawiane na podwórkach i solary montowane na dachach mogą dać co najmniej 2000 MW. To niewiele mniej niż planowana na Pomorzu elektrownia jądrowa za ponad 50 mld zł.
53 mld zł tyle miały wynieść dopłaty do zielonej energii w latach 2013–2020
32 tys. miejsc pracy może dać gospodarce rozwój morskiej energetyki na Bałtyku
5,5 mld zł trafiło dotąd do polskich firm i dostawców w wyniku budowy farm wiatrowych