Premier zapewnił, że nie ma mowy o przerwaniu programu jądrowego, ale powołane do budowy atomówki partnerstwo z udziałem PGE, KGHM, Tauronu i Enei może nie udźwignąć inwestycji.
Premier zapewnił, że nie ma mowy o przerwaniu programu jądrowego, ale powołane do budowy atomówki partnerstwo z udziałem PGE, KGHM, Tauronu i Enei może nie udźwignąć inwestycji.
Główni rozgrywający polskiego programu jądrowego spotkali się wczoraj w gabinecie Donalda Tuska. W kancelarii premiera stawili się nadzorujący koncerny energetyczne minister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski i minister gospodarki Janusz Piechociński. Tusk na wieczorne spotkanie zaprosił także przewodniczącego Rady Gospodarczej Jana Krzysztofa Bieleckiego, prezesa PGE Krzysztofa Kiliana, swojego szefa kancelarii Jacka Cichockiego oraz ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza.
Czy możliwe jest wycofanie się rządu z budowy atomówki? Premier po wczorajszym posiedzeniu rządu powiedział, że „energetyka jądrowa musi mieć swoje miejsce w miksie energetycznym Polski”. – Nie ma chyba dla rozwoju tej technologii sensownej alternatywy – ocenił.
Zdaniem większości ekspertów rynku energetycznego tak potężna inwestycja nie ma jednak szans na realizację bez wsparcia ze strony państwa. – Problemem nie są pieniądze, ale rządowe gwarancje dla inwestycji rozciągniętej na wiele lat – twierdzi prof. Andrzej Strupczewski z Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Przygotowania do budowy pierwszej elektrowni jądrowej idą topornie – na jej drodze stanął kryzys. Spadek cen energii obniża zyski koncernów i uniemożliwia skonstruowanie wiarygodnego finansowania dla inwestycji wartej od 35 do 55 mld zł. Na dniach wyniki za 2012 r. pokaże energetyczne trio: PGE, Tauron i Enea. Rynek spodziewa się trzęsienia ziemi, a tylko nieliczni twierdzą, że zaskoczenie będzie pozytywne. Po publikacji jest już KGHM. Zysk miedziowego koncernu w ciągu roku stopniał o blisko 60 proc., bo dużą jego część zjadł podatek od kopalin.
To wszystko sprawia, że koncerny najchętniej odsunęłyby w czasie budowę atomówki. Zwłaszcza że zaangażowane zostały jeszcze w poszukiwania gazu łupkowego. Sceptyczne podejście Krzysztofa Kiliana do realizacji obu inwestycji równolegle powoduje, że trwające od września 2012 r. negocjacje dotyczące kształtu sojuszu nie mają końca. – Budowany jest model biznesowy przedsięwzięcia przez partnerów. Szczegółów nie możemy ujawniać – ucina Dorota Włoch, wiceprezes KGHM ds. inwestycji.
Szefowie członków atomowego przedsięwzięcia bardziej rozmowni są nieoficjalnie. – Nie zostało jeszcze nawet określone, na jakich zasadach wejdziemy do spółki PGE EJ1. Nie ma też ostatecznej wyceny spółki – mówi jedna z osób znających szczegóły negocjacji.
Termin ważności listu intencyjnego powołującego partnerstwo dla atomu upływa 4 maja, ale już wiadomo, że na tym etapie nie będą podejmowane decyzje o wysokości finansowego zaangażowania w realizację projektu. – To jeszcze nie jest ten czas. Nie zostało nawet określone, czy pewnej części ciężaru finansowania nie weźmie na siebie dostawca technologii – tłumaczy informator DGP.
Eksperci z zaciekawieniem przyjęli za to słowa Tuska o wykorzystaniu polskiego potencjału w energetyce opartej na węglu brunatnym. Część z nich widzi w tej zapowiedzi zielone światło do śmielszego zainteresowania się przez PGE budową energetyczno-wydobywczego kompleksu pod Legnicą. I tutaj problemem mogą się okazać pieniądze. Inwestycja wymaga kilkudziesięciu miliardów złotych. Współpraca Michał Duszczyk
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama