Tauron i PGE zamkną nierentowne bloki węglowe, jeśli nie dostaną dopłat. Zapłacimy wszyscy. Firmy chcą dopłat do przynoszących straty elektrowni węglowych. W grę wchodzi miliard złotych rocznie.

Producenci energii z węgla kamiennego mają dość dokładania do nierentownych bloków energetycznych, a nie mogą ich wyłączyć, bo na to nie zgadza się państwowy nadzór. Dlatego domagają się rekompensat. Tauron, drugi w Polsce pod względem wielkości koncern energetyczny, dokłada każdego miesiąca do pochodzących jeszcze z lat 60. ośmiu najstarszych bloków.

Giełdowa spółka ubiega się o wsparcie finansowe w ramach dopłat do mocy. To rządowy mechanizm pomocowy dla nierentownych, ale potrzebnych gospodarce elektrowni, który powinien wystartować w połowie roku. – Zgłosiliśmy cztery bloki węglowe w elektrowniach Stalowa Wola, Łagisza i Siersza – mówi DGP Dariusz Lubera, prezes Tauronu. – W dzisiejszych warunkach produkcja energii elektrycznej jest w nich nieopłacalna. Bez objęcia systemem dopłat będziemy musieli je zamknąć – uzasadnia szef zatrudniającej blisko 30 tys. pracowników spółki.

Z problemem spadku opłacalności bloków węglowych boryka się także PGE, największy energetyczny koncern w Polsce, z ponad 40-proc. udziałem w produkcji energii. Kulą u nogi giganta jest m.in. elektrownia Dolna Odra, która częściej bezczynnie stoi, niż pracuje pełną parą. Krzysztof Kilian, prezes PGE, przyznaje, że potrzebne jest rozwiązanie systemowe. Powód – w Polsce nie można ot tak zamknąć nierentownej siłowni.

Zgodę na powieszenie kłódki na bramie muszą wydać czuwający nad rynkiem Urząd Regulacji Energetyki i zarządzająca krajowym systemem elektroenergetycznym spółka PSE. Od nich rozpytujące o możliwość zamknięcia Dolnej Odry PGE usłyszało twarde „nie”, chociaż z powodu nierentownej siłowni giełdowy wynik spółki obniży się w 2012 r. o ponad 1 mld zł. URE i PSE nie godzą się, bo większość najstarszych siłowni ma strategiczne znaczenie dla nieprzerwanych dostaw prądu. Jeśli zabraknie przynoszącej straty Dolnej Odry, w północno-zachodniej Polsce mogłoby zgasnąć światło, bo w pobliżu nie ma innego stabilnego źródła energii elektrycznej. – Musimy znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji – apeluje Krzysztof Kilian.

Herbert Leopold Gabryś, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej, były wiceminister przemysłu i handlu, jest przeciwny dopłacaniu do nierentownych elektrowni, ale z nielicznymi wyjątkami.

– Skoro energia ze starych i mało wydajnych elektrowni wypierana jest z rynku przez inne źródła, to dlaczego spółki prawa handlowego miałyby je utrzymywać – mówi DGP. – Ewentualną dopłatą powinny zostać objęte jednak jedynie te, które są absolutnie niezbędne dla utrzymania bezpieczeństwa systemu. Obawiam się, że firmy energetyczne będą teraz przekonywać, że bez ich bloków system się zawali. Bo przecież za zamkniętą elektrownią kryje się problem społeczny. Co zrobić z tysiącami energetyków objętych przywilejami pracowniczymi? – pyta były wiceminister przemysłu i handlu.

Zdaniem ekspertów rynku energetycznego problemy finansowe dotyczą co najmniej 4 tys. MW z ponad 33 tys. MW łącznych mocy polskich elektrowni. Powodami są spadek cen energii, wysokie koszty zakupu węgla kamiennego i koszty stałe, wynikające ze zbiorowych układów pracy. Gdyby za wszelką cenę chcieć je utrzymywać przy życiu, potrzeba by nawet 1 mld zł rocznie.

Rządowa pomoc dla nierentownych siłowni ma ruszyć w tym roku



Wysokie ceny gazu na Starym Kontynencie przy spadających kosztach uprawnień do emisji CO2 negatywnie wpłynęły na opłacalność europejskich elektrowni gazowych. Jak szacuje szwajcarski bank UBS, w najbliższych dwóch latach zamknięte mogą zostać elektrownie o łącznej mocy 10 tys. MW. W Polsce z problemem opłacalności borykają się elektrownie węglowe o łącznej mocy co najmniej 4 tys. MW.
Zdaniem Marcina Korolca, ministra środowiska, europejska energetyka podlega dziś gwałtownym przemianom. Powód – działalność tradycyjnych elektrowni zmienia dotowany i chwiejny sektor odnawialnych źródeł energii, takich jak panele słoneczne czy wiatraki. – Dziś, w dużej części przez regulacje klimatyczne i politykę oraz liberalizację, sektor energetyki w Unii Europejskiej z najbardziej stabilnej gałęzi gospodarki upodobnił się do gry w ruletkę – komentuje Marcin Korolec.
Wyniki polskich siłowni w dół pociągnęło spadające zapotrzebowanie na energię i wysoka cena krajowego węgla. Uprzywilejowana energia z odnawialnych źródeł też zrobiła swoje. To powoduje, że Tauron i PGE chcą zamykać nierentowne bloki energetyczne. Nie zrobią tego, jeśli zarządzająca systemem elektroenergetycznym PSE uzna zgłoszone jednostki za niezbędne dla utrzymania bezpieczeństwa dostaw energii i zwróci im przynajmniej stałe koszty funkcjonowania.
Po pieniądze ustawi się długa kolejka. Zdaniem przedstawicieli branży wkrótce może dojść do awantury, bo będące pod kreską koncerny spróbują wykorzystać okoliczności. – Sytuacja jest patowa – mówi menedżer z firmy energetycznej. Przyznaje, że z punktu widzenia ekonomii utrzymywanie najstarszych bloków węglowych nie ma sensu. – Ale niektóre z nich mogą być potrzebne dla prawidłowego działania systemu. Które? Tu nie ma obiektywnej odpowiedzi. Wiadomo, że dla wszystkich nie wystarczy pieniędzy. Jak pomoc publiczną dostanie jedna spółka, inne też będą chciały – dodaje energetyk.
Z tą diagnozą zgadza się Herbert Leopold Gabryś, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej. – Doświadczenie mówi mi, że gdy dajesz energetyce mały palec, zaraz chce całej ręki – ostrzega były wiceminister przemysłu i handlu. Decyzję o kształcie systemu dopłat do mocy podejmować będzie PSE, ale spółka nie odpowiedziała wczoraj na nasze pytania.