Minister skarbu Mikołaj Budzanowski wypił podczas telewizyjnej debaty płyn używany w procesie szczelinowania złóż gazu łupkowego. Chciał udowodnić ekologom, że jego wydobycie nie jest szkodliwe.
Szef Gazpromu zapewne nie oglądał TVP INFO, ale wie, że łupki błyskawicznie zmieniają sytuację energetyczną. Gaz łupkowy w USA kosztuje trochę ponad 100 dolarów, sprzedawany w Europie ponad 200, a my płacimy ponad 550 dol. za 1000 m3. Dlatego rosyjski gigant postanowił wycofać się z dotychczas zajmowanych okopów. W końcu nawet domorosły strateg wie, że gdy pozycja jest niemożliwa do utrzymania, lepiej ją opuścić w zorganizowanym odwrocie niż później w panice i z dużymi stratami. Gazprom oddał pole, bo musiał, gdyby nie zrobił tego teraz, to wczesną wiosną zmusiłby go do tego sąd arbitrażowy.
A taki wyrok oznaczałby, że polskim śladem podążą inne nowe kraje UE, które przepłacają za gaz. Poza tym wysokie ceny gazu dla Polski tylko wzmagały naszą determinację w poszukiwaniu złóż łupków, nawet jeśli koszt późniejszej eksploatacji miałby być wysoki. Więc wcześniej czy później rosyjski gigant musiałby spuścić z tonu. Zrobił to teraz i nową granicą cenową jest formuła: „Płacicie za gaz tyle, co inni w UE”. Z kolei dla nas kolejnym celem jest, byśmy płacili mniej niż inni. A to jest możliwe tylko wówczas, jeśli determinacja w poszukiwaniu złóż gazu łupkowego zostanie podtrzymana i przyniesie efekty. Na razie możemy się pocieszać, że jeśli chodzi o ceny gazu, to wchodzimy właśnie do Unii. Bo choć zewnętrzna granica UE jest od 2004 roku na Bugu, to gazowa wciąż była na Odrze, o czym świadczą różnice w cenach gazu w państwach nowej i starej UE. Teraz ceny gazu w Polsce i Niemczech będą zbliżone, czyli kolejną granicę udało nam się oprzeć na Bugu.