Przeciwnicy uznania biomasy za OZE wskazują, że jej spalanie prowadzi do wycinki drzew. Zwolennicy, że można zasadzić nowe drzewa.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat w UE podwoiła się ilość energii pozyskiwanej z drewna. Częściowo to zasługa uznania w 2009 r. biomasy za odnawialne źródło energii (OZE). Dzięki temu producenci w wielu krajach uzyskali szansę na subsydia, a rynek wszedł w fazę szybkiego rozwoju. W Unii trwa jednak spór, czy ten stan rzeczy powinien zostać utrzymany. Pozyskiwanie energii z biomasy prowadzi nie tylko do emisji gazów cieplarnianych, lecz także zwiększa wycinkę drzew.
Pierwotnym argumentem za traktowaniem drzewnej biomasy jako źródła zielonej energii była chęć premiowania celulozowni i tartaków, które wykorzystywały odpadki z produkcji zamiast oleju napędowego. Sytuacja zmieniła się, gdy produkcja drzewnego paliwa sama stała się opłacalnym biznesem, przerastając nierzadko słabnący przemysł papierowo-celulozowy i napędzając wycinki.
Jak wynika z danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej, biomasa odpowiada już za połowę OZE konsumowanych w UE, wyprzedzając energię z wody (31 proc.) i wiatru (9 proc.). W wielu krajach, jak Francja i Wielka Brytania, dawne elektrownie węglowe są przerabiane tak, by można było spalać w nich paliwa drzewne, np. pelety, czyli granulat produkowany ze sprasowanych trocin. W ub.r. w samej Unii wykorzystano 26 mln ton peletów, z czego 16 mln ton posłużyło do produkcji ciepła.
Dlaczego spalanie trocin, brykietów czy peletów nadal jest traktowane jako źródło OZE? W miejsce wyciętych drzew można posadzić nowe, a emisje przy spalaniu drzew bilansują się z dwutlenkiem węgla wychwytywanym przez nie z atmosfery. Dlatego w ślad za zwolennikami tej technologii przyjęto, że gazy cieplarniane uwalniane podczas spalania drzewnej biomasy można pominąć.
Przeciwko tej logice protestuje część naukowców. Ich zdaniem nie uwzględnia ona czasu potrzebnego na odtworzenie lasu, podczas którego wychwyt CO2 jest mniejszy niż przed wycinką. Tu właśnie tkwi paradoks unijnej polityki: gdyby las rósł dalej, przyczyniałby się do wychwytu większej ilości CO2, a zamiast tego subsydiuje się wycinkę i spalenie, które doraźnie powodują emisje nawet wyższe niż w przypadku węgla.
W 2018 r. przeciwnicy leśnej biomasy zaapelowali do PE o wykreślenie jej z dyrektywy o OZE, która ma wejść w życie za dwa lata. Gdy w przyjętym pod koniec ub.r. nowym prawie utrzymano dotychczasową politykę, zostało ono zaskarżone do TSUE. Stojący za pozwem obywatele sześciu państw przekonują, że dyrektywa narusza art. 191 Traktatu o funkcjonowaniu UE, który mówi m.in. o dążeniu do „wysokiego poziomu” ochrony środowiska. – Każda technologia oddziałuje na środowisko. W przeciwieństwie do innych technologii bioenergię przedstawia się jednak jako zeroemisyjne źródło energii, gdy tak naprawdę generowane przez nią emisje netto są bardzo znaczące – mówi DGP badaczka Mary Booth, która doradzała autorom skargi.
Bruksela wie, że celów klimatycznych nie da się osiągnąć bez racjonalnej gospodarki leśnej. Dlatego rok temu przyjęto regulacje, które mają zobowiązać państwa do liczenia i ograniczania emisji związanych z zasobami leśnymi. W 2030 r. emisja gazów cieplarnianych związanych z gospodarką leśną ma być równa lub mniejsza ilości CO2, jaką lasy pochłaniają z atmosfery. To rewolucja, której obawia się przemysł drzewny, bo w niektórych państwach może oznaczać radykalne ograniczenie wycinki.
Nowe regulacje nie narzucają odgórnie limitów. Każde państwo będzie musiało ustalić je i wdrożyć na własną rękę, a to pokusa do luzowania obostrzeń. Europejskie organizacje ekologiczne upubliczniły niedawno dokument, z którego wynika, że próbę obejścia nowych przepisów podjęła Finlandia. Helsinki lobbują za tym, by mogły wypuścić do atmosfery dodatkowe 10 mln ton CO2. Chcą również, by KE zgodziła się na mechanizmy kompensowania w innych obszarach emisji związanej z gospodarką leśną, co zostało w Brukseli odrzucone na etapie prac legislacyjnych.
Przemysł drzewny jest kluczową gałęzią fińskiej gospodarki i ambitne cele klimatyczne mogą stanowić dla niej nie lada wyzwanie.
Zazwyczaj Finlandia poważnie podchodzi do walki ze zmianą klimatu. Jej rząd pół roku temu przyjął jako cel osiągnięcie neutralności klimatycznej już w 2035 r. Pod tym względem przebija ją tylko Norwegia, która chce to zrobić o pięć lat wcześniej.