- Przekazując do Urzędu Regulacji Energetyki informacje o transakcjach giełdowych, nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy doszło do manipulacji - mówi Piotr Zawistowski, prezes Towarowej Giełdy Energii
Co dla TGE znaczy zmiana „ustawy prądowej”, która weszła w życie 1 stycznia? Niektóre firmy zawieszają podpisywanie umów, wszyscy czekają na przepisy wykonawcze. Mamy chaos. Liczba transakcji na TGE, np. 2 stycznia, była znikoma.
„Czekamy aż się sprawa wyjaśni” – to słyszymy od sektora. Nowe regulacje dotyczą relacji między spółkami energetycznymi a odbiorcami końcowymi. Wprost więc sama ustawa nie dotyczy działalności TGE, ponieważ obniżka akcyzy i opłata przejściowa nie mają żadnego wpływu na rynek hurtowy. Widać jednak dużą niepewność uczestników rynku. Pojawiają się pytania, czy mamy do czynienia z pomocą publiczną, czy też nie, jak będą wyglądały renegocjacje umów, co wprowadzi rozporządzenie... Ta niepewność może wpływać na zachowania uczestników, zwłaszcza tych, którzy kupują energię na potrzeby swoich klientów, a tym samym lekko zaburzyć wielkość obrotów na TGE. Należy również pamiętać o wpływie tej sytuacji na transakcje z dostawą w 2020 r., ponieważ właśnie rozpoczął się handel na kolejne lata, a nowe przepisy głównie dotyczą 2019 r.
Czy giełda ma wpływ na ceny?
To, czy ceny rosną, spadają, czy są stabilne to efekt gry rynkowej między członkami giełdy. Giełda dostarcza miejsce do handlu i tworzy dla niego warunki oraz infrastrukturę, natomiast nie ma wpływu na to, po jakich cenach transakcje są zawierane. W celu wzmocnienia bezpieczeństwa obrotu, a także ustabilizowania wahań cen wprowadziliśmy z końcem ubiegłego roku, m.in. przy współpracy z KNF, widełki cenowe, które dodatkowo ograniczają ryzyko rynkowe uczestników.
Transakcja dochodzi do skutku w momencie, gdy obie strony zgadzają się co do ceny zaproponowanej w zleceniu kupna/sprzedaży. Zawieranie transakcji cechują transparentne mechanizmy – strony transakcji są sobie nieznane. Bardzo ważną kwestią jest wiarygodność podmiotów – potencjalni członkowie muszą spełnić wiele wymogów.
Jeżeli więc mamy transparentną giełdę, anonimowy obrót i brak wpływu giełdy na ceny, to jakie nieprawidłowości bada Urząd Regulacji Energetyki?
Tu musimy dotknąć tematu nadzoru nad rynkiem. Zdaję sobie sprawę, że po doniesieniach medialnych o wszczętym postępowaniu przez URE pojawiło się wiele pytań. W zakresie prowadzenia nadzoru nad rynkiem na giełdzie działają wyspecjalizowane służby. TGE jest zobligowana przepisami krajowymi i unijnymi do tego, aby przyglądać się kwestiom potencjalnych manipulacji. Rolą giełdy jest wyłapywanie zachowań, które mogą być potencjalnie nieprawidłowe i w zależności od tego, czy dotyczą rynku finansowego, czy rynku towarowego informacje są przekazywane odpowiednio do KNF lub do URE. Zdecydowanie szerszy jednak od giełdy nadzór nad rynkiem prowadzą odpowiednie organy, ponieważ dysponują innymi narzędziami niż my. Z naszej perspektywy pewne zachowania mogą nosić znamiona nieprawidłowości lub nie, ale na dalszym etapie analizują je wspomniane instytucje. W zeszłym roku obowiązywało 30-proc. obligo giełdowe dla energii elektrycznej i 55 proc. dla gazu (obowiązek dla wytwórcy sprzedania na giełdzie części swojej produkcji – red.), co oznacza, że była spora przestrzeń dla transakcji zawieranych poza giełdą. W tym roku mamy 100 proc. obliga giełdowego dla energii elektrycznej z wyłączeniem pewnych grup transakcji, czyli np. źródeł odnawialnych czy kogeneracji, więc nigdy z poziomu TGE nie będziemy mogli stwierdzić, że wiemy wszystko o zachowaniach uczestników rynku.
Jak w praktyce wygląda nadzór KNF i URE?
Stosowny urząd jest informowany przez nas lub zwraca się do giełdy o udostępnienie informacji na temat konkretnych działań uczestnika rynku. Dodatkowo organ nadzoru może poprosić uczestnika rynku o wyjaśnienia dotyczące wszystkich transakcji, w tym także poza giełdą. TGE nie ma takich możliwości i kompetencji. W związku z tym przekazując do URE informacje o transakcjach giełdowych, nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy doszło do manipulacji, nie mamy też dostępu do dokumentacji zebranej przez URE. Zatem, czy zaistniały nieprawidłowości czy też nie, finalnie może ustalić urząd, nie my.
Gdyby 100-proc. obligo giełdowe było naprawdę 100-proc., to zwiększyłoby transparentność rynku?
Poprawiłaby się na pewno płynność samego rynku, a to z kolei mogłoby wpłynąć na wzrost wolumenów i większą dynamikę handlu. Sytuacja taka generowałaby bardziej wiarygodny indeks cenowy. Co do transparentności i nadzoru układ by się nie zmienił. Z całą pewnością proces zbierania informacji byłby szybszy, ponieważ byłyby dostępne na bieżąco.
A jest pan sobie w stanie wyobrazić brak wyłączeń?
Ja nie wierzę w stan idealny. Zawsze będą powody, oczywiście pytanie o skalę, dla których wyłączenia mogłyby się pojawić. Takim przykładem są linie bezpośrednie. Mamy wytwórcę energii i jej odbiorcę i – mówiąc kolokwialnie – łączy ich kabel. Skoro to jedyny naturalny dostawca i odbiorca, to czy powinni handlować ze sobą na giełdzie? Musimy mieć także na względzie rozwój energetyki rozproszonej, prosumenckiej, co wiąże się ze zmianą modeli biznesowych. Pojawia się podaż energii w nowych miejscach i mamy do czynienia z szukaniem złotego środka. Jeżeli celem polityki państwa jest budowa transparentnego indeksu cenowego energii, to rozszerzanie katalogu wyłączeń może być niepożądane.