Dwadzieścia lat po likwidacji dolnośląskiego zagłębia nielegalne wydobycie kwitnie.
– O tu, dokładnie na tym wzgórzu, widzicie stację transformatorową? Z tyłu jest linia kolejowa. To tu stanie nasza kopalnia – pokazuje puste pole Andrzej Zibrow, dyrektor spółki Coal Holding z australijskiej grupy Balamara, która jako pierwszy zagraniczny inwestor złożyła wniosek o koncesję na wydobycie węgla w Polsce. Od 10 lipca firma czeka na decyzję resortu środowiska. – Zainwestowaliśmy w Polsce już 80 mln zł, ale jesteśmy zdeterminowani, by projekt sfinalizować – mówi nam Zibrow.
Górnictwo w Nowej Rudzie niedaleko Wałbrzycha skończyło się w 2000 r., a w dawnej stolicy województwa – dwa lata wcześniej, wraz z zamknięciem jedynej działającej w Polsce kopalni antracytu, która powstała na bazie kopalni Wałbrzych. Dziś trudno nie zauważyć tam wież szybowych Chrobry, rdzewiejącej kilkudziesięciometrowej konstrukcji będącej niegdyś dumą nie tylko kopalni, ale i miasta (charakterystyczna potrójna, a nie podwójna wieża). Sęk w tym, że stoi ona na prywatnym terenie i niszczeje. Nie lepiej wygląda sytuacja w Ludwikowicach Kłodzkich pod Nową Rudą, gdzie straszą ruiny zamkniętej w 1939 r. kopalni Wacław (w 1930 r. doszło tam do jednej z największych górniczych katastrof, w której życie straciło 151 osób).
W Nowej Rudzie spotykamy się z emerytowanymi górnikami, w Wałbrzychu – z dawnym dozorem i kierownictwem kopalń. Wszyscy z nadzieją patrzą na australijskie plany jako na symbol możliwej reaktywacji górnictwa w regionie. Inwestycja w pierwszym etapie pochłonie 130 mln dolarów (nie będzie drążenia nowego szybu tylko budowa upadowych, czyli podziemnych pochylni). Prace miałyby ruszyć wiosną 2019 r. i potrwać na polu Lech od trzech do pięciu lat, a przygotowania do udostępnienia pola Wacław mogłyby się rozpocząć ok. 2028 r. Górnicy mówią, że w ciągu 20 lat inwestorzy wielokrotnie obiecywali reaktywację Zagłębia Wałbrzyskiego, ale nigdy szansa nie była tak blisko.
Dla regionu, który po upadku górnictwa walczył z ponad 30-proc. bezrobociem, temat jest ważny. Do Zibrowa mają więcej zaufania niż do poprzedników. Jest stamtąd, pracował na kopalni, był szefem wałbrzyskiej koksowni Victoria. Oprócz tego współwłaścicielem Balamary jest Derek Lenartowicz, potomek polskich górników. Obaj jego dziadkowie pracowali przymusowo na budowie podziemnego miasta Riese, mającego być kwaterą Hitlera (a chodzą plotki, że Niemcy mieli tam także prowadzić badania nad nowymi rodzajami broni). – W Nowej Rudzie oprócz węgla wydobywaliśmy też łupek. Miała powstać prażalnia, ale nim tak się stało, zapadła decyzja o likwidacji zagłębia. Jedynym plusem tych planów jest to, że mamy w mieście gaz, bo poszła nitka, która miała być dla prażalni – wspomina 86-letni Jerzy Strzelec, który w kopalni Nowa Ruda przepracował 30 lat.
Janusz Krawczyszyn przepracował w tym samym zakładzie 26 lat, a potem go likwidował. Mówi, że wspomina to fatalnie. Dla ponad 6000 ludzi w Nowej Rudzie koniec kopalni był tragedią. Po pierwsze, dlatego, że podobnie jak na Górnym Śląsku górnicy utrzymywali całe rodziny, bo żony zwykle nie pracowały. Po drugie, jak wynika z wyliczeń Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, jeden górniczy etat generuje średnio cztery inne.
Po likwidacji noworudzkich i wałbrzyskich kopalń padły też inne działające fabryki w regionie – została praktycznie tylko jedna koksownia i fabryka porcelany. Dziś jest lepiej, bo rozwija się Wałbrzyska Specjalna Strefa Ekonomiczna, jedna z największych w Polsce, ale górniczy emeryci mówią, że to już nie to samo. Nikt też nie może zapomnieć władzom inwestycji w nowy szyb Kopernik przy kopalni Victoria, który miał obniżyć koszty wydobycia wszystkich wałbrzyskich kopalń. Był gotowy w ponad 80 proc., pochłonął kilka miliardów złotych. Nigdy nie ruszył, bo rząd zdecydował o likwidacji Zagłębia Wałbrzyskiego.
– Brakowało około roku do zakończenia inwestycji, która obniżyłaby koszty odstawy węgla o ok. 40 proc. Nawet przy ówczesnej cenie urzędowej węgla, bo taka wtedy obowiązywała, bylibyśmy na plusie – mówi DGP Zdzisław Polak, ostatni dyrektor Dolnośląskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. – 5 tys. ton wysoko gatunkowej stali z katowickiej huty Ferrum zostało pocięte na złom – konkluduje. Wałbrzyskie kopalnie Wałbrzych, Victoria i Thorez postawiono w stan likwidacji 31 grudnia 1990 r., a argumentem, który ostatecznie o tym zadecydował, było to, że wałbrzyskie kopalnie nigdy nie osiągną takich kosztów wydobycia, do których społeczeństwo nie musiałoby dopłacać.
Koszty wydobycia były tu wysokie, ponieważ surowiec wyciągano z bardzo trudnych złóż (trudniejszych niż te na Górnym Śląsku), a zakłady były wiecznie niedoinwestowane. To samo dotyczy Nowej Rudy. Poza tym w tamtym czasie spadło zapotrzebowanie na węgiel koksowy, czyli bazę do produkcji stali, a to ten produkt był wydobywany w zakładach wałbrzyskich i noworudzkich. Jednak dużo węgla zalegało na płytkich pokładach, które nie były eksploatowane. I tak powstały biedaszyby.
A właściwie nie powstały, a rozkwitły, bo pierwsze „dziury”, jak mówią o nich miejscowi, drążono jeszcze przed wojną. Od czasu likwidacji kopalń zginęło w nich siedem osób. Mało kto wie, że od 16 lat wałbrzyscy biedaszybnicy mają swoje Stowarzyszenie Biedaszyby, którego inicjatorem i założycielem jest Grzegorz Wałowski. Człowiek, który ma na koncie cztery prawomocne, choć zatarte już dziś wyroki, zrobił doktorat i dziś robi wszystko, by wałbrzyskie biedaszyby mogły stać się laboratorium doświadczalnym dla podziemnego zgazowania węgla.
– Studiowałem na Politechnice Wrocławskiej, ale na trzecim roku zabrakło mi pieniędzy na dalszą naukę. Tak trafiłem na dwa lata do Włoch. Zostałem oszukany. Po powrocie do Polski nie mogłem znaleźć normalnej pracy, więc poszedłem na dziury, bo ojciec kopał tam od 2002 r. Jak w przypadku większości kopaczy szybko zacząłem mieć problemy z prawem. Ale to biedaszyby mnie wykarmiły – mówi nam Wałowski. Sprawdziliśmy, jak wyglądają. W Wałbrzychu, niedaleko centrum miasta, znaleźliśmy całkiem nowe. Wałowski przyznaje, że proceder nielegalnego wydobycia trwa do dziś i ma się nawet lepiej niż na początku XXI w. – W latach 2002–2004 zależało nam na rozgłosie medialnym. Bo dziś wszyscy wiedzą, że biedaszyby są synonimem restrukturyzacji górnictwa wałbrzyskiego. Natomiast nie dziwi mnie fakt, że dziś wydobywa się więcej i bez represji, bo policja i straż miejska nie wiedzą, gdzie szukać – dodaje.