Ropa, gaz i węgiel kupowane przez Polskę na Wschodzie kosztowały w ciągu pięciu lat prawie ćwierć biliona złotych. Niemal 85 proc. tej kwoty wydaliśmy na ropę.
Dotychczasowe deklaracje rządu w sprawie dywersyfikacji źródeł energii oraz surowcowego uniezależniania się od Moskwy nie znajdują pokrycia w liczbach. Rosja pozostaje kluczowym kierunkiem importu ropy, gazu oraz węgla. I choć ceny kontraktowe są owiane tajemnicą, udało nam się oszacować wartość importu tych trzech surowców do Polski.
Ostatnio najgłośniej dyskutuje się oczywiście o gazie. Nie tylko z powodu budowy kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream 2 z Rosji do Niemiec, przeciw któremu protestuje Polska, ale i ze względu na plany budowy Baltic Pipe z Norwegii do Polski, która ma nam dać niezależność gazową. Oliwy do ognia dolewa sam sprzedawca – Gazprom, od którego do 2022 r. będziemy kupować błękitne paliwo na mocy kontraktu jamalskiego. Rosyjska strona pisze o kolejnych rekordach eksportu gazu do UE. Według ostatnich danych w okresie od stycznia do połowy września br. Unia miała kupić o 5,8 proc. gazu więcej niż rok wcześniej. Zakupy Polski, według Gazpromu, wzrosły o 10 proc., czyli o 0,7 mld m sześc.
Jak łatwo policzyć, gdyby taka dynamika utrzymała się w całym roku, sprowadzilibyśmy z Rosji ok. 10,6 mld m sześc. gazu wobec 9,7 mld m sześc. przed rokiem. Z kolei PGNiG podaje, że między styczniem a sierpniem sprowadziliśmy ze Wschodu o 7 proc. paliwa więcej niż przed rokiem, ale za to przez gazoport w Świnoujściu kupiliśmy aż o 64 proc. więcej LNG, więc ogólny udział Rosji w imporcie gazu do Polski zmalał, zamiast wzrosnąć. Czy przekroczymy w tym roku 10 mld m sześc. importu gazu z Rosji? Według nieoficjalnych informacji DGP, zarówno w ujęciu procentowym, jak i pod względem wolumenu z tego kierunku mamy jednak sprowadzić mniej paliwa niż w 2017 r. O dokładne szacunki bardzo trudno – w każdym kwartale dynamika zakupów jest inna.
Warto przy tym pamiętać, że o ile jeszcze w 2015 r. import gazu do Polski w 90 proc. pochodził z Gazpromu, o tyle w 2017 r. wolumen ten spadł do 71 proc. (kupiliśmy wtedy od Gazpromu o ok. 0,6 mld m sześc. gazu mniej niż rok wcześniej, bo wzrósł import LNG przez Świnoujście). Bieżący rok, po lekkim wzroście, zamkniemy prawdopodobnie z ok. 75-proc. udziałem wschodniego gazu w imporcie.
Ile wydajemy na te zakupy? Ceny surowca trzymane są w tajemnicy, jednak GUS podaje, że w 2016 r. wydaliśmy na zakup gazu 2,7 mld zł. Dla potrzeb tej analizy przyjęliśmy więc, że w ciągu pięciu lat (2013–2017) zapłaciliśmy Gazpromowi ok. 7 mld dol.
Jeśli jednak zobaczymy, ile wydajemy na rosyjską ropę, to wydatki na gaz okażą się niewielkie. A dywersyfikację utrudnia bijący rekordy krajowy popyt.
Z naszych szacunków wynika, że na import rosyjskiej ropy Polska w latach 2013–2017 wydała ponad 60 mld dol. Tylko w ubiegłym roku było to 12 mld dol. (w UE więcej wydali jedynie Holendrzy i Niemcy). Według think tanku Transport & Environment za kwotę, którą wydaliśmy w Rosji, można byłoby kupić 242 myśliwce Su-47 albo 3269 czołgów T-14 Armata.
Import surowców nie musi być jednak powodem do paniki. Fakt – zakupy za granicą stawiają nasz kraj w niewygodnej pozycji. Politycy często zwracają uwagę, że rosyjską doktryną jest wykorzystywanie eksportu paliw do wywierania nacisków politycznych. Trzeba jednak pamiętać o proporcjach: import paliw w ogóle to 7 proc. całego krajowego importu, zaś na liście odbiorców Gazpromu jesteśmy dopiero na odległej pozycji, z jedynie 5-proc. udziałem w sprzedaży rosyjskiego koncernu.
Nie inaczej jest z węglem kamiennym. Rosja ma w tym roku wyprodukować go ok. 370 mln ton. Polska, która jest największym w UE i drugim w Europie producentem tego surowca, wydobędzie 62–63 mln ton. Z Rosji sprowadzamy tymczasem coraz więcej; w ciągu pięciu ostatnich lat (2013–2017) – 31,8 mln ton. Cena tego węgla również jest objęta tajemnicą handlową, dlatego dla potrzeb naszej analizy przyjęliśmy indeks PSCMI 1 (ceny miałów energetycznych, których używa energetyka zawodowa i przemysłowa, z zawartością siarki poniżej 1 proc.). W 2013 r. według tego indeksu tona paliwa kosztowała 253 zł, dziś za siedem miesięcy 2018 r. to 234 zł (uwzględniając cenę węgla w dolarach i kurs amerykańskiej waluty).
Patrząc na wolumen zakupów, wychodzi na to, że w latach 2013–2017 za rosyjski węgiel zapłaciliśmy ok. 2 mld dol. Na razie najwięcej w przeliczeniu na złotówki w 2017 r. – 1,78 mld zł. Ale w tym roku padnie rekord.
Do końca lipca według oficjalnych danych wydaliśmy na czarne złoto z Rosji ok. 1,81 mld zł, ale w całym 2018 r. może to być w sumie ok. 3 mld zł.
– Węgiel można swobodnie kupić na giełdzie, więc nie uzależnia on Polski od Rosji tak jak obecnie gaz. Zmniejszanie zależności od importu będzie możliwe tylko dzięki radykalnej poprawie polskiego wydobycia węgla, a to musi się wiązać z cięciami zatrudnienia oraz ograniczeniem przywilejów w górnictwie – uważa Wojciech Jakóbik, redaktor portalu BiznesAlert.
Dziennik Gazeta Prawna