Operator rosyjskich sieci energetycznych poinformował Putina o gotowości do odcięcia połączeń z Litwą. Rząd w Wilnie szuka rozwiązań
Rosja jest gotowa do odcięcia połączeń z Litwą / Dziennik Gazeta Prawna
Odcięcie dopływu prądu od strony obwodu kaliningradzkiego i Białorusi byłoby dla Litwy wielkim problemem: kraj importuje 70 proc. energii elektrycznej. Nasz północno-wschodni sąsiad po zamknięciu w 2009 r. elektrowni atomowej w Ignalinie i rezygnacji z inwestycji w nową w Wisagini kwestie energetyczne traktuje priorytetowo. Dość powiedzieć, że jednym z niewielu odstępstw od 21-proc. VAT jest tu stawka za ogrzewanie, w dużej mierze elektryczne. Do końca roku wynosi ona 9 proc., nie wiadomo jeszcze ile wyniesie w przyszłym.
Sprawa mogłaby zostać szybciej rozwiązana, gdyby udało się porozumieć w kwestii synchronizacji sieci energetycznej państw bałtyckich z siecią unijną. To pozwoliłoby na ich odcięcie od kabla z Rosji (połączenie bazuje jeszcze na dawnym układzie radzieckim). Jednak zmiana zwykłej częstotliwości przepływu prądu jest na tyle skomplikowana, że Bałtowie, mimo przychylnego nastawienia choćby Polski (z Litwą łączy nas most energetyczny LitPol Link), wciąż nie mogą się porozumieć co do szczegółów operacji, która powinna się zakończyć przed 2025 r. Sytuacja stała się dramatyczna, gdyż Moskwa w połowie listopada zagroziła blackout’em.
– Prezydent Władimir Putin został poinformowany przez Rossieti (operator rosyjskich sieci energetycznych – red.) o gotowości odcięcia interkonektorów od 2018 r. Trzeba być przygotowanym na takie niebezpieczeństwo, gdy ma się sąsiada, który cię nie lubi – mówi DGP Daivis Virbickas, dyrektor generalny LitGrid, litewskiego operatora sieci. – Musimy być gotowi na wszystko. Blackout z przyczyn politycznych jest o wiele gorszy niż ten z przyczyn technicznych – dodaje, zwracając uwagę na to, że Litwa przygląda się także m.in. atakom hakerskim Rosjan.
– Dlatego potrzebujemy synchronizacji sieci z UE na już – przyznaje Darius Degutis z litewskiego MSZ. LitPol Link, polsko-litewski most energetyczny oddany do użytku pod koniec 2015 r., umożliwił połączenie infrastruktury państw bałtyckich i Europy Zachodniej. Zostało ono zrealizowane przez operatorów sieci elektroenergetycznych Litwy i Polski (LitGrid i PSE Operator). Wartość inwestycji to 580 mln euro; 150 mln euro po stronie litewskiej (dofinansowanie z UE 35 mln euro) i 430 mln euro po stronie polskiej (dofinansowanie 213 mln euro). To jedyne połączenie państw bałtyckich z – jak mówią w Wilnie – Europą kontynentalną.
Od miesięcy toczy się jednak spór, czy to wystarczy. Państwa bałtyckie chciały, aby powstała druga nitka LitPol Link. Uważając, że to inwestycja niezbędna do pełnej synchronizacji. Polska mówi tym pomysłom „nie”. Oficjalnie ze względu na koszty, także środowiskowe, połączenia naziemnego. Faktycznie obawiamy się, że zbyt swobodny przesył energii sprawi, iż nasze elektrownie konwencjonalne przestaną być konkurencyjne. Litwinów udało się nam przekonać. LitGrid uznał, że do synchronizacji systemów elektroenergetycznych państw bałtyckich z resztą UE może wystarczyć już istniejący LitPol Link.
Pod koniec września Bruksela postawiła krajom bałtyckim ultimatum. Jeżeli w ciągu sześciu miesięcy nie dojdą do porozumienia w kwestii sposobu synchronizacji, Unia nie udzieli finansowego wsparcia dla tego projektu. Serwis BiznesAlert podał, że według działającego przy Komisji Europejskiej Joint Research Centre najlepszym sposobem na synchronizację systemów elektroenergetycznych państw bałtyckich z Europą jest ten przez dwie nitki LitPol Link, co ma kosztować 770–960 mln euro.
W przypadku synchronizacji przez jedną nitkę koszt wyniesie 900 mln euro. Jeśli cztery zainteresowane kraje – Polska i państwa bałtyckie – chcą pozyskać na ten cel środki unijne, powinny uzgodnić szczegóły już w pierwszej połowie przyszłego roku. Alternatywny koszt synchronizacji państw bałtyckich z państwami skandynawskimi jest szacowany na 1,36–1,41 mld euro.