Szef litewskiego resortu energii w rozmowie z DGP zapowiada nową politykę energetyczną kraju, przyspieszenie synchronizacji sieci z UE i dziękuje Polsce za jasne „nie” dla białoruskiej elektrowni atomowej.
/>
Po zamknięciu elektrowni atomowej w Ignalinie 70 proc. waszej energii elektrycznej pochodzi z importu. Jak będzie wyglądała przyszła strategia energetyczna Litwy?
Jesteśmy głównym importerem netto energii elektrycznej w UE. Mamy interkonektory łączące nas bezpośrednio z Polską i Szwecją oraz pośrednio z Finlandią. Ale ponieważ nie zlikwidowaliśmy jeszcze wąskiego gardła między Estonią a Łotwą, nasze i łotewskie ceny prądu pozostają nieco wyższe niż te w Estonii czy krajach nordyckich. Ale ta sprawa powinna się rozwiązać do 2020 r. Przygotowaliśmy również nową politykę energetyczną, którą w tym tygodniu zajmie się rząd, a później parlament. Zakłada ona przede wszystkim zwiększenie udziału krajowych odnawialnych źródeł energii (OZE) w produkcji prądu. Dziś to 26 proc., w 2020 r. ma to być 30 proc., a w 2030 r. – 45 proc. I nie są to założenia optymistyczne, a realistyczne. Będzie to możliwe m.in. dzięki budowie morskich farm wiatrowych na Bałtyku. W grę wchodzi też rozwój energetyki wodnej.
Na początku maja premierzy Litwy, Łotwy, Estonii i Polski osiągnęli wstępne porozumienie dotyczące synchronizacji sieci państw bałtyckich z UE. Ale Estonia i Litwa nie porozumiały się co do sposobu synchronizacji.
Budowa białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu (BiełAES) godzi w nasze bezpieczeństwo energetyczne, dlatego musimy być elastyczni. O ile możemy nie kupować prądu z Ostrowca na zasadach rynkowych, dopiero synchronizacja sieci z systemem europejskim będzie technologiczną możliwością zastopowania tego procesu. Z Białorusią łączy nas pięć linii, największa to 750 kW.
Kiedy należy się spodziewać wiążących decyzji?
Wspólne stanowisko państw bałtyckich w tej sprawie powinno trafić do Komisji Europejskiej w najbliższych miesiącach, bo to drogi proces. Maksymalny czas przygotowania synchronizacji sieci z UE to 2025 r., ale pod względem technicznym musimy być gotowi wcześniej, do 2020 r. Rozmowy o synchronizacji systemów trwają od dekady. Teraz czas na decyzje, bo ten proces da się przeprowadzić szybciej.
Rossieti, operator rosyjskich sieci energetycznych, poinformował, że w 2018 r. będzie gotowy do odcięcia transgranicznych połączeń z Litwą od strony Białorusi i obwodu kaliningradzkiego. Nie macie obaw?
To dobre pytanie. Nasze historyczne perturbacje energetyczne z Rosją są powszechnie znane. Kiedy Rosja ma możliwość użycia energii w charakterze broni, po prostu to robi.
Jakie jest stanowisko Litwy w sprawie potencjalnej budowy przez Polskę elektrowni atomowej?
To decyzja rządu w Warszawie na wiele lat. Dyskusja trwa od lat, było wskazywanych kilka potencjalnych lokalizacji. To niewątpliwie duże wyzwanie dla Polski. Będziemy w przyszłości funkcjonować na wspólnym rynku energii, więc kluczowe będzie pytanie o jej ceny. Z tej perspektywy życzymy wam powodzenia. W mojej opinii dywersyfikacja źródeł energii jako miks atomu i OZE to jedno z lepszych rozwiązań, zarówno cenowo, jak i systemowo.
Czy pana zdaniem budowę BiełAES 40 km od Wilna, zaawansowanej w 89 proc., da się jeszcze zatrzymać?
Historia zna przypadki, gdzie elektrownia atomowa była gotowa, a jednak nie zaczęła w ogóle działać. Oczywiście, że projekt jest przede wszystkim geopolityczny, ale w grę wchodzą też względy ekonomiczne. I to one mogą zdecydować o wstrzymaniu tej inwestycji. To właściwy moment, by o tym mówić, choć Litwa wskazuje na to od samego początku. Rosyjski kredyt dla Białorusi na BiełAES to ponad 10 mld dol. Jeśli ta instalacja zostanie uruchomiona, nie będziemy kupować z niej prądu. Także z powodów ekonomicznych. Rosatom realizuje podobny projekt w Finlandii, a koszty za 1 MWh energii elektrycznej wynoszą 50 euro, czyli znacznie więcej niż na naszym rynku, gdzie obecnie jest to ok. 35 euro. W tej sytuacji prąd produkowany w Ostrowcu oprócz Białorusi będzie szedł do Rosji, a to grozi wyższymi cenami energii na tamtym rynku, gdzie obecnie cena za 1 MWh wynosi 25 euro. Chyba że ceny będą dumpingowe.
Czy litewskie ministerstwo energii próbowało koordynować działania w sprawie Ostrowca ze swoimi odpowiednikami w innych krajach UE?
Oczywiście. Polska i kraje bałtyckie współpracują ze sobą. Jesteśmy wdzięczni polskiemu rządowi za jasne stanowisko, że wy też nie planujecie zakupu prądu z tej BiełAES. Z powodów technicznych, czyli połączeń transgranicznych, prąd z Ostrowca mógłby iść tylko na Litwę, a potem ewentualnie dalej. Zresztą to właśnie z tego powodu władze białoruskie wybrały taką lokalizację swoich reaktorów. Rozmawiamy z innymi resortami energii o bezpieczeństwie nuklearnym i środowiskowym, o tym, jak są realizowane zapisy konwencji Espoo czy Aarhus. Ostatnie takie spotkanie było we wrześniu. Ale sprawa jest cały czas otwarta. Głównym problemem jest lokalizacja. Po awarii w Fukushimie Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) wydała rekomendację, że nowe reaktory nie mogą być stawiane w odległości mniejszej niż 100 km od dużych miast.
Ale to tylko rekomendacja, a nie prawo.
Tak, jednak to najmocniejszy instrument działania MAEA.
Niemniej pozycja Rosatomu też ma tu swoje znaczenie. „Politico” napisało kilka dni temu, że Komisja Europejska nie ma już problemu z tym, że Węgrzy wybrali Rosatom bez przetargu do rozbudowy swojej siłowni jądrowej.
Sprawa Węgier jest inna, bo Rosatom budował u nich wcześniej. Kluczowy problem Litwy to niebezpieczna kombinacja dwóch rzeczy: wyboru lokalizacji oraz kwestii zaufania. Jak możemy ufać władzom białoruskim, które bez właściwych konsultacji z nami budują reaktory przy naszej granicy? I jak możemy ufać Rosjanom, którzy od września nie informowali o tysiąckrotnym przekroczeniu stężenia radioaktywnego izotopu rutenu Ru-106 na Uralu? To jest taktyka w stylu czarnobylskim. Coś się dzieje, a oni milczą. A jeśli cokolwiek zdarzy się w Ostrowcu, my mamy maksymalnie dwie godziny na ewakuację Wilna. Jedna sprawa to kierunek wiatru i przenoszenie pyłu radioaktywnego, ale druga sprawa to woda. Tam do chłodzenia będzie używana woda z Wilii. Gdy cokolwiek do niej trafi, my mamy to natychmiast w wodzie pitnej. Jak można ufać komuś, kto tygodniami nie informuje o tym, że spadł mu reaktor? Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie kwestionujemy technologii Rosatomu, tylko sposób realizacji i przejrzystości tej inwestycji.
Czy białoruska decyzja o budowie siłowni w Ostrowcu miała wpływ na rezygnację z planów budowy elektrowni w Wisagini?
To Białorusini podjęli strategiczne decyzje w sprawie swojego projektu w reakcji na litewski plan budowy w Wisagini. Nasz projekt miał trzy ograniczenia: rozmowy z Łotwą i Estonią, sprawy bezpieczeństwa realizacji inwestycji, w tym kwestię odpadów atomowych, oraz koszty budowy przy współpracy z japońskim wykonawcą, czyli Hitachi. Budowa elektrowni atomowej to decyzja na 50–60 lat, liczona również z kosztami likwidacji, a to wszystko miliardy dolarów. Zabrakło porozumienia, ale w przypadku odpowiednich warunków rynkowych nie wykluczamy powrotu do tego projektu.
Prowadziliście w tej sprawie konsultacje ze stroną białoruską?
Wszystkie dokumenty z dotychczasowych prac zostały jej przekazane.