Dominująca na gazowym rynku spółka ma lepsze wyniki finansowe niż przed rokiem dzięki wyższym zyskom z wydobycia surowców i większej sprzedaży.
W ciągu trzech kwartałów 2017 r. PGNiG zarobił 3,26 mld zł – o 41 proc. więcej niż przed rokiem. Zwiększyły się także o 8 proc. przychody spółki, do 24,9 mld zł.
Główna w tym zasługa wyższych notowań ropy naftowej i gazu. W pierwszych trzech kwartałach tego roku średnia cena tych surowców była wyższa o 45 proc. Dzięki temu PGNiG znacznie więcej zarobiło na ich wydobyciu. Przychody tego segmentu wzrosły o 19 proc., do 4,4 mld zł. Zysk operacyjny zwiększył się o ponad 100 proc., przekraczając 2,2 mld zł. A mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie awaria sprzętu, która wyłączyła z pracy trzy z sześciu odwiertów na norweskim złożu Skarv.
– To rzecz bez precedensu. Awarię powinniśmy usunąć w ciągu roku. Jesteśmy ubezpieczeni na wszystkie możliwe sposoby, ale nie jesteśmy ubezpieczeni od utraty przychodów. Częściowo udało nam się zrekompensować spadek dzięki włączeniu nowego odwiertu na innym polu, ale to nadal jest bardzo ważny ubytek – komentował Piotr Woźniak, prezes PGNiG.
Negatywny wpływ na wyniki spółki ma także kontrakt z Gazpromem, na mocy którego PGNiG zobowiązane jest sprowadzać każdego roku ok. 8 mld m sześc. gazu. Cena, jaką polska firma płaci za surowiec, jest m.in. uzależniona od notowań ropy naftowej. Ponieważ podrożała, PGNiG więcej płaciło Rosjanom za gaz. Z tego względu segment obrotu i magazynowania gazu, który dostarcza spółce najwięcej przychodów, był po trzech kwartałach 344 mln zł na minusie. Przed rokiem miał 135 mln zł zysku.
– Zamiast czekać do wygaśnięcia umowy w 2022 r., z kontraktu z Rosjanami powinniśmy się wycofać już teraz – mówi Piotr Woźniak.
Na razie spółka stara się zmniejszać uzależnienie od Gazpromu, dywersyfikując źródła dostaw gazu. Z kierunku wschodniego pochodziło w tym roku 71 proc. importowanego przez PGNiG surowca, przed rokiem – 90 proc. Spółka więcej kupuje w Niemczech, a 16 proc. importu stanowią dostawy gazu w postaci skroplonej (LNG) z Kataru, Norwegii i USA.
W toczącym się od zeszłego roku postępowaniu arbitrażowym przed trybunałem w Sztokholmie PGNiG domaga się od Rosjan zmian warunków zakupu gazu. Decyzja w tej sprawie miała zapaść do końca listopada, ale ze względu na chorobę jednego z arbitrów dopiero za dwa tygodnie będzie znany termin ostatniego posiedzenia trybunału. Ale wiele wskazuje na to, że niebawem rozpocznie się następne postępowanie. Bo PGNiG złożyło kolejny wniosek do Gazpromu o renegocjację cen, po jakich gaz będzie dostarczany po 1 listopada tego roku. – Nic nie wskazuje na to, by relacje między PGNiG i Gazpromem miały się poprawić. Współpraca będzie szorstka do końca kontraktu jamalskiego – uważa Kamil Kliszcz, analityk zatrudniony w Domu Maklerskim mBanku.
Kontrakt wygasa z końcem października 2022 r. Do tego czasu ma powstać gazociąg Baltic Pipe, dzięki któremu będziemy mogli sprowadzić rocznie 10 mld m sześc. gazu ze złóż norweskich. Pod koniec października PGNiG zobowiązało się, że będzie tym rurociągiem sprowadzało gaz do Polski i w ciągu najbliższych 15 lat wyda na opłaty przesyłowe 8,1 mld zł. Dzięki temu inwestycja ma szansę powstać – ostateczne decyzje w tej sprawie zapadną na początku przyszłego roku. PGNiG chce mieć pewność, że Baltic Pipe zacznie działać w terminie, bo do końca 2019 r. musi zdecydować, czy przedłuży kontrakt z Gazpromem. – Za wcześnie jest, żeby już teraz mówić o różnych scenariuszach. Ale jeśli okaże się, że budowa Baltic Pipe opóźni się, PGNiG będzie zmuszone kupować gaz w Rosji. I nie będzie miało silnej pozycji w negocjacjach – ocenia Kamil Kliszcz.
Prezes Woźniak zapewniał, że harmonogram budowy Baltic Pipe jest realny. Inwestycję realizuje kontrolowany przez państwo Gaz-System, we współpracy z duńskim Energinetem.
18,8 mld metrów sześciennych gazu ziemnego sprzedało PGNiG w ciągu trzech kwartałów
430 mln metrów sześciennych wyniósł w tym czasie eksport na Ukrainę
5,3 mld zł wyniósł zysk operacyjny powiększony o amortyzację (Ebitda)