Powstanie gazociągu jest coraz bardziej realne. Wciąż nie wiadomo jednak, jakie będą koszty budowy.
/>
Wkrótce może ruszyć budowa gazociągu Baltic Pipe, który ma połączyć gazowym węzłem Polskę z Danią i Norwegią. Nowinę przekazała premier Beata Szydło, która w ciągu ostatnich kilku tygodni odbyła na ten temat wiele rozmów ze swoim duńskim odpowiednikiem Larsem Lokke Rasmussenem. Budową gazociągu po naszej stronie zajmuje się Gaz-System, a jego głównym partnerem jest duński operator sieci przesyłowej Energinet.dk.
Jak zaznaczyła premier Szydło, negocjacje są w końcowej fazie. – Obu stronom zależy na tym, aby ten projekt doprowadzić do końca i mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli zakomunikować dobre wiadomości – mówiła szefowa rządu w rozmowie w ostatnim wydaniu „Do Rzeczy”.
Rozmowy jednak się przeciągają. Piotr Naimski, rządowy pełnomocnik ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, na początku roku zapowiadał, że do końca marca zostanie ogłoszony Open Season, czyli aukcja, w której zainteresowani operatorzy z Europy mogliby rezerwować sobie konkretną przepustowość w projektowanym gazociągu.
Aukcja miała pokazać zainteresowanie polskich i europejskich operatorów udziałem w Baltic Pipe. Już dziś wiadomo, że taką rezerwacją interesowało się mocno Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG). Zarząd spółki wielokrotnie podkreślał, że połączenie z Danią pomoże w dywersyfikacji, równoważąc dostawy z Rosji. Przez Baltic Pipe może też płynąć do nas błękitne paliwo wydobywane na szelfie przez PGNiG i Lotos.
Oprócz naszego narodowego operatora dostępem do gazociągu interesują się norweski Statoil, brytyjsko-holenderski Shell oraz HEG, firma z polskim kapitałem, drugi gazowy gracz na naszym rynku. Open Season mógłby się odbyć pod koniec tego roku. Aukcje jednak nie zostały jeszcze ogłoszone.
Oficjalnie obie strony twierdzą, że opóźnienia są związane z dopinaniem uzgodnień na ostatni guzik. Nieoficjalnie jednak dowiedzieliśmy się, że nawet jeszcze nie ustalono ostatecznego przebiegu trasy Baltic Pipe. Być może jednak nie sam przebieg jest problemem. Według naszych nieoficjalnych informacji chodzi też o wygórowane oczekiwania Duńczyków. Zdaniem naszych źródeł Kopenhaga chce deklaracji związanych z odbiorem konkretnej objętości gazu przez najbliższe dekady, niezależnie od tego, czy taki wolumen będzie nam potrzebny. Zapytaliśmy PGNiG, czy to prawda. Biuro prasowe spółki poinformowało nas, że przed oficjalnym ogłoszeniem procedury Open Season nie komentuje tego typu spekulacji.
Pytania dotyczące ewentualnych nacisków Duńczyków w kwestii zapewnienia odbioru surowca oraz kosztów budowy gazociągu skierowaliśmy również do Gaz-Systemu, który uczestniczy w negocjacjach. Jak mówi DGP jego rzecznik Tomasz Pietrasieński, spółka nie komentuje negocjacji biznesowych. – Obecnie finalizujemy z duńskim partnerem ostateczne kwestie związane z realizacją projektu. Na tym etapie wszelkie spekulacje na ten temat są niewskazane i byłyby naruszeniem reguł biznesowych – zaznaczył Pietrasieński. Jednocześnie rzecznik Gaz-Systemu potwierdził słowa premier Szydło o zbliżającym się terminie rozpoczęcia procedury Open Season. – Harmonogram projektu jest realizowany zgodnie z planem – zapewnił.
Jak powiedział nam Andrzej Sikora, prezes zarządu Instytutu Studiów Energetycznych, gdyby Duńczycy rzeczywiście chcieli takich deklaracji, oznaczałoby to, że całą odpowiedzialność związaną z tym projektem chcą przerzucić na stronę polską. Jednocześnie w ocenie naszego rozmówcy tłumaczyłoby to przeciąganie się procedur związanych z aukcją. Z Piotrem Naimskim, którego chcieliśmy poprosić o komentarz, nie udało nam się skontaktować. Wiceminister gospodarki w poprzednim rządzie Prawa i Sprawiedliwości zabiega o budowę Baltic Pipe od 2007 r., kiedy podpisano porozumienie o budowie gazociągu. Według wcześniejszych zapowiedzi Naimskiego miałby on powstać w 2022 r.