- Ministerstwo Finansów może już w pierwszej połowie przyszłego roku zaprezentować ofertę detalicznych obligacji premiowych - uważa Piotr Nowak, wiceminister finansów .
Co z przewalutowaniem kredytów we frankach? Czy zespół roboczy Komitetu Stabilności Finansowej ma już jakieś propozycje?
Być może już w styczniu zespół przedstawi rekomendacje KSF. Pomysłów było kilka, robione są symulacje ich skutków. To zajmuje najwięcej czasu. Założenie było takie, że zespół będzie pracował do końca lutego przyszłego roku, ale chyba skończymy wcześniej.
W jakim kierunku będą szły te rekomendacje? Jakiejś formuły przymuszenia banków, by negocjowały z klientami przewalutowanie?
Raczej zachęcenia.
Czym? Czy np. wchodzi w grę przyjęcie wyższych wskaźników ryzyka dla kredytów walutowych?
Tego typu narzędzia. Ale podkreślam, że my – jako regulatorzy rynku – nie możemy sobie ich dowolnie kształtować. Limity są odgórnie ustalone, czy to przez przepisy UE, czy też przez instytucje UE. I odnośnie do np. wag ryzyka rozporządzenie UE dopuszcza maksymalny pułap na poziomie 150 proc. Pytanie, czy ustalenie, że na kredyty walutowe banki będą musiały mieć np. o połowę większe zabezpieczenie w kapitale niż na zwykłe kredyty w złotych, wystarczy, by je zmotywować.
Czy to już było konsultowane z bankami?
To jeszcze z nikim nie było konsultowane, bo prace trwają. Chcemy mieć dopracowane szczegóły i przedstawić cały wachlarz możliwych rozwiązań. Przyjęcie rekomendacji przez KSF nie kończy dyskusji na ten temat, tylko ją dopiero zaczyna. Będziemy rozmawiać z bankami, ale też z Narodowym Bankiem Polskim czy Komisją Nadzoru Finansowego. Jedno z głównych założeń to utrzymanie stabilności systemu finansowego. I pod tym względem też będziemy analizować te rozwiązania.
Jak pan ocenia dotychczasową sprzedaż obligacji 500 plus? Jej wyniki nie są imponujące.
Jeśli spojrzymy na sprzedaż wszystkich obligacji detalicznych, to wygląda ona bardzo dobrze. Łączna wartość to już 4,5 mld zł, jest szansa, że pobijemy wynik z 2008 r., kiedy to obligacje cieszyły się największym powodzeniem. Jeśli chodzi o same obligacje 500 plus, to dynamika sprzedaży się poprawia. W pierwszym miesiącu mieliśmy trochę problemów technicznych, które już udało się pokonać. Może wynik jest nieco poniżej naszych oczekiwań, sądziliśmy, że będzie lepszy, ale mimo wszystko jesteśmy optymistami. Zachęcamy ludzi do długoterminowego oszczędzania i to jest jeden ze sposobów. Poza tym choć nominalnie sprzedaż obligacji 500 plus wygląda mało imponująco na tle innych papierów, to jednak dzięki akcji marketingowej, jaką przeprowadziliśmy przy okazji uruchomienia oferty, udało się przyciągnąć więcej klientów na rynek obligacji w ogóle. Czynnik edukacyjny też jest tu istotny.
Co z obligacjami premiowymi? Wicepremier Mateusz Morawiecki wpisał do swojego planu sprzedaż takiego nowego typu papierów, których posiadacze będą mieli prawo do losowania wyższych odsetek.
Zmieniliśmy ustawę o finansach publicznych, dzięki którym wyemitowaliśmy nowe typy obligacji hurtowych, np. green bonds, którymi finansowane będą inwestycje w sferze ochrony środowiska. Dzięki tej samej zmianie będzie można emitować detaliczne obligacje premiowe. Zastanawiamy się nad tym. Musimy jeszcze zrobić symulacje, by zdecydować o szczegółach. Ryzyko jest takie, że na początku do obligacji premiowych będziemy musieli dokładać.
Dlaczego?
To zależy od konstrukcji. Może być np. taka, że kupujący dostają standardowo niskie odsetki, ale wśród nich losuje się nagrodę rzeczową, np. samochód. To byłoby dla nas do udźwignięcia bez problemu, natomiast jest pytanie, czy taki mechanizm byłby atrakcyjny dla kupujących. Ale może być też tak, że kupujący standardowo nic nie dostaje z obligacji, za to jeśli wygra losowanie, to otrzymuje odsetki z całej puli – np. milion złotych. Tylko że koszt takiej emisji może być znaczny na początku, gdyby wartość wygranej była gwarantowana na pewnym ustalonym poziomie – bo załóżmy, że obligacje kupi 10 tys. osób, czyli my pozyskamy milion, który będziemy musieli oddać od razu zwycięzcy losowania. Oczywiście w długim terminie to byłoby bardzo korzystne dla państwa, gdy obligacje będzie kupowało coraz więcej inwestorów.
Kiedy można się spodziewać oferty?
Jeśli uda się nam znaleźć korzystny model, łatwy do zakomunikowania klientom, to być może już w pierwszej połowie przyszłego roku. Przygotowanie i zrealizowanie oferty obligacji green bonds sprzedanej w poprzednim tygodniu dużym inwestorom zagranicznym zajęło nam niecałe dwa miesiące. Są kraje, które próbują zrobić podobną ofertę już od roku. Dla naszego Departamentu Długu Publicznego zrobienie takich emisji jak obligacje 500 plus czy obligacje premiowe to nie jest problem.
Wspomniał pan o green bonds. Na rynku długu to nowość. Jaki jest cel tej emisji? Pomoc kopalniom?
Środki pozyskane z tej emisji nie muszą być wykorzystane tylko na jeden cel. Możemy ich użyć do finansowania lub refinansowania różnych wydatków budżetowych, które są zgodne z wytycznymi opracowanego przez nas – według najlepszych światowych standardów – Green Bond Framework. Mogą to być wydatki na modernizację linii kolejowych, dopłaty do rolnictwa ekologicznego, działalność parków narodowych itd. Sektor węglowy wykluczony jest z projektów, które można finansować w ten sposób.
Czy MF szykuje jakieś kolejne nowatorskie oferty na rynku długu?
Nie chodzi przecież o to, żeby robić sztukę dla sztuki. Musi być popyt i korzyść dla nas. Na przykład jednym z celów emisji panda bonds, czyli obligacji emitowanych w juanie na rynku Państwa Środka, było to, żeby chińscy inwestorzy poznali naszą gospodarkę, naszą wiarygodność. I potem kupowali też inne obligacje emitowane przez polski rząd. W styczniu jedziemy do Chin, żeby spotkać się z inwestorami i przedstawiać nasze obligacje. Poza tym z programu wartego 6 mld juanów (3,7 mld zł – red.) wyemitowaliśmy papiery warte 3 mld. Więc możemy jeszcze sprzedawać kolejne 3 mld. I pewnie będziemy chcieli to zrobić.
Mam zresztą wrażenie, że w Polsce w ogóle się nie docenia przeprowadzonych już projektów. O tzw. panda bonds prawie wcale się nie mówi. Tymczasem za granicą, w prasie branżowej, okrzyknięto ją emisją roku. Z dużym uznaniem mówi się o green bonds. Z tą obligacją byliśmy pierwszym krajem na świecie. Dostajemy wiele zaproszeń na konferencje organizowane przez środowisko zarządzających długiem na całym świecie, byśmy opowiadali, jak przeprowadziliśmy te oferty. A u nas – cisza.
Jak obecnie wygląda finansowanie już przyszłorocznych potrzeb pożyczkowych? Nie będzie jakichś zatorów?
Na samych przetargach zamiany obligacji sfinansowaliśmy już ok. 8 proc. przyszłorocznych potrzeb. Ostateczny poziom prefinansowania zależał będzie oczywiście od finalnego wyniku budżetu państwa w 2016 r. Ale problemów nie będzie.
Zysk z NBP pomoże?
To zależy, jak duży on będzie.
Podobno może być rekordowo duży, około 10 mld zł.
Poczekałbym jeszcze z tymi szacunkami. Wszystko zależy od kursu złotego ostatniego dnia roku. Nikt racjonalnie nie powie już dziś: będzie tyle i tyle miliardów. Ale gdyby było 8–9 mld zł, jak spekulowała prasa, to oczywiście zmniejszy to o taką kwotę potrzeby pożyczkowe, czyli podaż obligacji.