W cywilizowanym świecie osoba zaczynająca pracę przeważnie wie, kiedy nabędzie prawo do emerytury.
Dzięki temu ma możliwość nie tylko zaplanować swoją ścieżkę kariery zawodowej, ale także zgromadzić dodatkowe oszczędności na starość. W Polsce wszystko stoi na głowie. Ubezpieczeni są zaskakiwani zmianami nie tylko w sposobie ustalania wysokości świadczeń, ale także możliwości zakończenia aktywności zawodowej. Pośpieszne zmiany nie są domeną jednej opcji politycznej.
Platforma Obywatelska dzięki wsparciu Polskiego Stronnictwa Ludowego podniosła wiek emerytalny – i to pomimo protestów kilku milionów obywateli. Teraz Prawo i Sprawiedliwość chce obniżenia wieku emerytalnego – nie oglądając się na ostrzeżenia ekonomistów, którzy zapowiadają katastrofę finansów publicznych. Przyszli emeryci są zdezorientowani. Nie wiedzą bowiem, czy faktycznie i od kiedy będą mogli wcześniej zakończyć aktywność zawodową. Nie wiedzą także, czy w przyszłości już wypłacane świadczenia nie zostaną z dnia na dzień obniżone, bo kasa ZUS będzie pusta.
Niewiadomą jest także to, czy w praktyce emerytura nie okaże się nie tyle prawem, co przymusem. Kto bowiem zagwarantuje pracownikowi w już obniżonym wieku emerytalnym, że jego pracodawca nadal będzie chciał go zatrudniać? Nikt. To oznacza, że osoby ubezpieczone zbliżające się do wieku emerytalnego nie mogą zaplanować swojego życia nie tylko z kilkuletnim wyprzedzeniem. Nie wiedzą bowiem, co się z nimi stanie za kwartał. Niestety na uporządkowanie systemu emerytalnego pod podziałami się nie zanosi.