Koncepcja powiązania wysokości emerytury ze składkami odprowadzanymi przez dzieci świadczeniobiorcy podzieliła ekspertów. Jedni krytykują pomysł, inni na jego podstawie starają się wskazywać potrzebne zmiany

Dyskusję na temat pomysłu uwzględniania wkładu dzieci do systemu emerytalnego przy kalkulowaniu emerytury ich rodziców wywołała niedawno Barbara Socha, pełnomocniczka rządu ds. polityki demograficznej. „Warto rozpocząć debatę w Polsce nad wypracowaniem koncepcji komponentu rodzinnego w systemie emerytalnym” – napisała na Facebooku. Resort rodziny i polityki społecznej szybko zdementował informację, jakoby pracował nad rozwiązaniami polegającymi na uzależnieniu świadczeń emerytalno-rentowych od dochodów dzieci świadczeniobiorców, ale niektórzy uważają, że może to być dobry punkt wyjścia do refleksji nad obowiązującymi rozwiązaniami.
Podkopywanie systemu
Zdaniem Sebastiana Koćwina, wiceprzewodniczącego OPZZ, dementi resortu to dobra wiadomość.
Związkowiec przypomina, że obecnie obowiązuje zasada solidarności międzypokoleniowej, która polega na tym, że składki, które wpłacają osoby aktywne zawodowo, ZUS przekazuje na bieżącą wypłatę świadczeń emerytom. Reguła ta zastąpiła, obowiązującą przed utworzeniem nowoczesnych systemów ubezpieczeń społecznych, zasadę odpowiedzialności indywidualnej bądź rodzinnej za osobę starszą niezdolną do pracy – mówi Sebastian Koćwin.
Podkreśla, że obecna zasada zdefiniowanej składki jest podstawową regułą systemu emerytalnego. Polega ona na tym, że kwota wypłacanych świadczeń jest pochodną wysokości odprowadzanych przez ubezpieczonych należności do ZUS. W zależności od tego, ile kapitału wypracujemy, taką otrzymamy emeryturę. Znaczenie ma także dalsza przewidywana długość trwania życia oraz wiek przejścia na świadczenie.
Zarzewie konfliktów
Wiceprzewodniczący OPZZ wskazuje, że zaproponowana koncepcja jest chybiona nie tylko ze względów systemowych.
– Uzależnienie wysokości świadczenia emerytalnego od dochodów dzieci może doprowadzić do poszukiwania form zatrudnienia alternatywnych do umów o pracę i innych umów podlegających ubezpieczeniom społecznym. Osoby bezdzietne będą miały bowiem osłabioną motywację do podpisywania umów podlegających oskładkowaniu – ocenia.
Jego zdaniem nie jest to także odpowiedź na problemy demograficzne. – Liczne badania wskazują na to, że kobiety nie decydują się na macierzyństwo ze względu na: wiek, sytuację materialną oraz konflikt między potrzebą realizowania się zawodowego a opieką nad dziećmi. Nie ma badań potwierdzających, że proponowane rozwiązanie skłoni osoby, które nie chcą mieć potomstwa, do jego posiadania – tłumaczy związkowiec. Jego zdaniem pomysł Barbary Sochy mógłby się stać zarzewiem konfliktów wewnątrz rodzin. – Rodzice winiliby dzieci za niesatysfakcjonujące świadczenia emerytalne – przewiduje Sebastian Koćwin.
Eksperci pytają też, co z dziećmi niepełnosprawnymi, które często nie tylko nie mogą podjąć pracy zawodowej, ale nawet prowadzić samodzielnej egzystencji.
Doktor Antoni Kolek z Pracodawców RP zwraca uwagę na kolejną kwestię. – W polskich realiach problemów jest więcej. Służby mundurowe i rolnicy funkcjonują w obrębie innych systemów, czy nowe zasady objęłyby także ich? – zastanawia się.
Warto rozmawiać
– Zgadzam się, że propozycja wiceminister Sochy jako rozwiązanie zastępcze dla obecnego systemu emerytalnego to nie najlepszy pomysł. Nie sądzę jednak, by intencją autorki było zastąpienie systemu zdefiniowanej składki przezornością rodzinną – uważa dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Według niego chodziło raczej o problem, który występuje we wszystkich państwach wysoko rozwiniętych (także w Polsce), czyli o „kary za macierzyństwo”.
– Chodzi tu o wyraźną dysproporcję w wysokości zarobków i rozwoju kariery – a w konsekwencji w wysokości emerytury – między matkami a bezdzietnymi. Szacuje się, że matka w Stanach Zjednoczonych zarabia tylko 69 centów na każdego dolara zarobionego przez bezdzietnego mężczyznę. Jednocześnie za oceanem obserwuje się zjawisko bonusu za ojcostwo, dającego ojcom dodatkowe 21 centów do każdego dolara – wskazuje dr Lasocki.
Warto więc rozważać różne pomysły, które zrekompensowałyby różnicę. – Samo wyrównanie „kary za macierzyństwo” nie rozwiąże problemu niskiej dzietności, ale zwiększy poczucie sprawiedliwości społecznej. Dopiero suma różnych działań może sprawić, że odwrócimy niekorzystny trend – uważa ekspert.
W jego ocenie funkcjonowanie w Polsce systemu zdefiniowanej składki jest szansą, a nie przeszkodą w szukaniu rozwiązań wskazanego problemu. – Prowadzenie indywidualnych kont emerytalnych i przejęcie obowiązku wypłaty 500 plus przez ZUS daje możliwość prowadzenia bardzo dokładnych badań nad skalą „kary za rodzicielstwo”. System emerytalny umożliwia organowi rentowemu bieżące badanie stanu kont na każdym etapie kariery. Przy dostosowaniu systemów informatycznych możliwe jest zatem wychwycenie związków między stażem ubezpieczeniowym, rodzajami przerw w pracy, liczbą potomstwa, szczególnymi potrzebami dzieci z niepełnosprawnościami a stanem kont emerytalnych – wyjaśnia dr Lasocki.
Według niego zmierzenie problemu to pierwszy krok do jego rozwiązania. – Zamiast działać intuicyjnie, powinniśmy najpierw zbadać ten problem w poszczególnych rocznikach. Wyniki mogą się różnić np. z uwagi na wydłużenie okresu pobierania zasiłku macierzyńskiego w ostatnich latach. Czeka nas niebawem wdrożenie niewątpliwie potrzebnej dyrektywy o godzeniu ról społecznych, która również wpłynie na końcowe stany kont emerytalnych rodziców – mówi ekspert z UW.
Uważa, że o konkretnych instrumentach można mówić na późniejszym etapie.
– Jeżeli nauczymy się mierzyć lukę między bezdzietnymi a rodzicami np. dwójki i więcej dzieci (w tym dzieci z niepełnosprawnościami lub rodzicami, którzy dzieci stracili), będziemy mogli myśleć nad skutecznym i proporcjonalnym niwelowaniem skutków takich nierówności – tłumaczy Tomasz Lasocki.
Jak miałby wyglądać taki mechanizm? – Można pomyśleć o rozwoju świadczenia Mama 4 plus, o przeliczaniu przed przejściem na emeryturę środków rodzica zgromadzonych na koncie emerytalnym przez współczynnik ustalony na podstawie luki płacowej z powodu rodzicielstwa, o systemie zwolnień z obowiązku opłacania składek za matki kilkorga dzieci. Możliwości jest dużo, ale kluczem do ich precyzyjnego adresowania jest dobre rozpoznanie problemu – ocenia ekspert z UW. ©℗