Mijają cztery lata, odkąd Sąd Okręgowy w Warszawie skierował do Trybunału Konstytucyjnego pytanie prawne dotyczące konstytucyjności ustawy zaopatrzeniowej z 2016 r., czyli tzw. ustawy dezubekizacyjnej. I jest to, jak komentowali w DGP sędziowie TK w stanie spoczynku, czas rekordowo długi, kiedy sprawa pozostaje bez rozpoznania.

Kilka razy stawała na wokandzie, kilka razy z niej spadała. Ostatecznie miał ją rozpoznawać TK w pełnym składzie z przewodniczącą prezes Julią Przyłębską. I gdy na sali padło zdanie, że TK uznaje sprawę za dostatecznie rozpoznaną do podjęcia decyzji, okazało się, że „wobec niemożności rozpoznania sprawy w terminie publikacyjnym, 20 października 2020 r., w składzie rozpoznającym sprawę do zamknięcia rozprawy, rozprawa została otwarta na nowo”. Taką odpowiedź TK przekazał DGP równo roktemu.
Postanowiliśmy sprawdzić, jakie działania w tej materii zostały podjęte. Dopytywaliśmy, czy nadal zachodzą przesłanki uniemożliwiające zamknięcie rozprawy? Jakie? Nadeszła oszczędna odpowiedź: „Zagadnienia dotyczące sprawy (…) omawiane są na naradach składu orzekającego, które mają charakter zamknięty i niejawny, mogą w nich uczestniczyć wyłącznie sędziowie składu orzekającego”. Znalazła się też sugestia, by śledzić na stronie internetowej trybunału zakładkę „wokanda”.
Śledzimy ją nie tylko my, lecz także tysiące osób, które objęła ustawa. Bo efektem skierowania pytania do TK było faktyczne zamrożenie spraw przed sądami, które kierowali byli funkcjonariusze odwołujący się od decyzji Zakładu Emerytalno-Rentowego (ZER) MSWiA zmniejszających imświadczenia.
W sprawie interpretacji zapisów ustawy wypowiedziało się natomiast na przestrzeni tych lat siedmiu sędziów Sądu Najwyższego w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Rozstrzygnęli 16 września 2020 r. pytanie prawne sądu w Białymstoku, który spytał, czy do obniżenia świadczeń emerytalnych funkcjonariusza służb specjalnych PRL kryterium wystarczającym jest sam fakt „pełnienia służby na rzecz państwa totalitarnego”, czy też powinno się dokonywać oceny konkretnych czynów poszczególnych osób. Uznali, że trzeba oceniać indywidualne czyny, a sama przynależność formalna do służb wymienionych w ustawie dezubekizacyjnej niewystarczy.
Uchwała miała pomóc w orzekaniu sądom, które czekając na TK, zawieszały procedowanie spraw, co skutkowało skargami na przewlekłość. Faktem jest, że sądy zaczęły orzekać. Natomiast na rozpoznanie, głównie przed SO w Warszawie, czeka wciąż ok. 13 tys. spraw.
W tych, które zostały rozpoznane w I instancji, zapadają wyroki w dużej mierze korzystne dla byłych funkcjonariuszy, czyli przywracające świadczenia do wysokości sprzed decyzji ZER MSWiA. Ten ostatni odwołuje się, ale są też już wyroki w apelacjach. Jak się dowiadujemy, od nich Zakład Emerytalno-Rentowy składa skargi kasacyjne do Sądu Najwyższego. Ile ich jest? Z nieoficjalnych informacji, również od prawników prowadzących sprawy byłych funkcjonariuszy, wynika, że ok. 12. Jednak w samym SN słyszymy, że w 2021 r. do teraz wpłynęło ich pięć. Skąd różnica? – Wiemy, że będzie takich spraw więcej, lecz na ten moment znajdują się na etapie apelacji warszawskiej i nie zostały jeszcze przekazane do nas – interpretują nasi rozmówcy w SądzieNajwyższym.
Stan na dziś to: jedna sprawa niedawno zarejestrowana, jeszcze bez terminu rozpatrzenia. Dwie starsze czekające na rozpoznanie. Kolejna, dotycząca policyjnej renty rodzinnej po byłym funkcjonariuszu (te też uległy zmniejszeniu wskutek ustawy) również została przyjęta dorozpoznania.
Jednak SN odmówił przyjęcia. I tu kluczowa jestargumentacja.
Sąd Najwyższy stwierdził, że organ rentowy nie wykazał występowania w sprawie istotnego zagadnienia prawnego oraz oczywistej zasadności skargi kasacyjnej, gdyż nie sformułował żadnego zagadnienia oraz nie przedstawił uzasadnienia, z którego wynikałoby, że Sąd Apelacyjny wydał nieprawidłowe orzeczenie. Uznał też, że kwestię będącą przedmiotem skargi kasacyjnej już rozstrzygnął we wspomnianej uchwale z września 2020 r.
SN podkreślił, że w tym przypadku funkcjonariusz wykonywał pracę o charakterze technicznym, zatem nie wpisywał się w powołaną w uzasadnieniu ustawy dezubekizacyjnej konieczność zniesienia przywilejów emerytalno-rentowych wynikających z faktu wysokich uposażeń, jakie państwo komunistyczne zapewniało funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa, zwłaszcza tym, którzy wykazywali się gorliwością i dyspozycyjnością. Organ rentowy nie przedstawił dowodów na to, by byłoinaczej.
Warto dodać, że wcześniej w tej sprawie sąd okręgowy, wydając wyrok korzystny dla funkcjonariusza, pisał: „kolejna obniżka świadczeń emerytalnych, dokonana przepisami drugiej tzw. ustawy dezubekizacyjnej (pierwsza była w 2009 r.), miała charakter represyjny”. Wskazywał na brak „dostatecznego uzasadnienia” decyzji o zmniejszeniu świadczenia, a także „właściwego wyważania interesu jednostki i interesupublicznego”.
I tu wracamy do kwestii wskazywanej przez konstytucjonalistów, w tym sędziów TK w stanie spoczynku, że ustawa z 2016 r. wprowadza odpowiedzialność zbiorową, a stosowanie jej „z automatu” narusza prawo obywatela do indywidualnego rozpatrzenia jego sprawy przezsąd.
Nie mogąc doczekać się stanowiska TK, byli funkcjonariusze zaczęli składać skargi na przewlekłość przeciwko Polsce do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W marcu ubiegłego roku ETPC zakomunikował polskiemu rządowi skargi 23 osób. Ich podstawą był art. 6 ust. 1 Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka, który mówi o prawie do rzetelnego procesu. Ponadto skarżący powołali się na art. 13 konwencji dotyczący prawa do skutecznego środka odwoławczego – przekonywali, że w ich przypadku nie ma o nim mowy. Zwracali uwagę, że sprawa trafiła do krajowego trybunału i mimo upływu lat nie zostałarozpatrzona.
Teraz, jak się dowiadujemy, zakomunikowane zostały sprawy kolejnych czterech osób, a złożonych do ETPC zostało dalszych 20. Dziś paradoks tej sytuacji polega na tym, że polscy obywatele idą do Strasburga. A krajowy trybunał zajmuje się… Strasburgiem.
Według informacji DGP do SN wpłynęło pięć skarg kasacyjnych na dezubekizację