W przyszłym roku deficyt Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wyniesie między 42,4 mld zł a 52,6 mld zł – wynika z najnowszej prognozy, do której dotarł DGP
W przyszłym roku deficyt Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wyniesie między 42,4 mld zł a 52,6 mld zł – wynika z najnowszej prognozy, do której dotarł DGP
Z dokumentu, który kreśli trzy scenariusze dla ZUS do 2026 r., wynika, że pandemia nie wstrząśnie w znaczący sposób finansami Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS), choć na pewno ZUS nadal będzie na minusie i trzeba będzie go dotować. – Polska nie jest wyjątkiem, większość krajów Unii Europejskiej utrzymuje składkowo-podatkowy model finansowania tych systemów – mówi prezes ZUS Gertruda Uścińska.
Prognoza pokazuje trzy warianty: pesymistyczny, pośredni i optymistyczny. W wariancie optymistycznym w 2022 r. deficyt roczny wyniesie 42,4 mld zł, a w 2026 r. 42,9 mld zł. W pośrednim byłoby to odpowiednio w 2022 r. – 46,5 mld zł, a w 2026 r. – 54,3 mld zł. Natomiast w pesymistycznym – 52,6 mld zł w 2022 r. i 72,7 mld zł w 2026 r.
Ocenianie sytuacji ZUS w oparciu jedynie o wzrost deficytu to zbytnie uproszczenie, ponieważ równocześnie będą rosły zarówno gospodarka, jak i dochody państwa z podatków i składek, więc każdy ze scenariuszy oznacza inną skalę obciążenia podatników kosztami systemu emerytalnego. Koszt dla gospodarki najlepiej pokazuje przedstawienie wyniku finansowego w relacji do PKB. Dziś wynosi on ok. 1,9 proc. PKB i w wariancie pośrednim tak jest przez cały okres prognozy. W wariancie pesymistycznym rośnie do 2,5 proc. PKB, a w optymistycznym spadnie do 1,7 proc.
Z punktu widzenia obciążenia dla budżetu państwa istotny jest także wskaźnik wydolności – określa, jaki procent świadczeń ZUS wypłaca z tego, co wpływa do niego na bieżąco ze składek. Dziś po epidemicznym dołku wskaźnik wrócił do poziomów sprzed pandemii i wynosi powyżej 80 proc. Pesymistyczny wariant zakłada spadek wydolności do 77,5 proc. W wariancie optymistycznym wydolność wzrosłaby do rekordowego poziomu 86,4 proc., a w pośrednim wyniosłaby ok. 83 proc. Oznacza to, że w zależności od wariantu budżet będzie musiał dorzucić na wypłatę od 22,5 proc. do 13,5 proc. świadczeń.
Aż dwa scenariusze zakładają, że do 2026 r. budżet będzie dopłacał ZUS relatywnie tyle samo lub mniej niż dziś. To może być niezłym wynikiem, wziąwszy pod uwagę pogarszającą się demografię, bowiem w każdym ze scenariuszy liczba emerytów i rencistów rośnie i na koniec okresu w 2026 r. jest ich od 284 tys. do 407 tys. więcej niż dziś. Równocześnie zmniejsza się liczba ubezpieczonych, od których spływają składki – od 57 tys. w wariancie optymistycznym do nawet ponad pół miliona w pesymistycznym.
Najważniejsze pytanie dotyczy wpływu epidemii COVID-19 i zwiększonej śmiertelności. Już wczoraj, jak wynika z danych z urzędów stanu cywilnego, został przekroczony pułap pół miliona zgonów w tym roku (505 tys.). Większość to osoby w wieku emerytalnym, dlatego w dyskusji w mediach społecznościowych często wprost pojawia się teza, że oznacza to lepszy bilans dla ZUS, bo wypłaty świadczeń będą mniejsze. Szefowa zakładu przestrzega jednak, że wpływ pandemii na kondycję systemu emerytalnego nie jest tak jednoznaczny, jak mogłoby się wydawać.
W 2020 r. zmarło w Polsce o 67 tys. osób więcej niż w 2019 r., głównie byli to seniorzy. W rezultacie skróciło się średnie dalsze trwanie życia obliczone w tablicy Głównego Urzędu Statystycznego z marca br. Także w tym roku liczba zgonów znów będzie wyższa rok do roku, co ponownie przełoży się na szacunki w tablicy GUS (zostanie ogłoszona w marcu 2022 r.). A tablica trwania życia to kluczowy element wpływający na wysokość przyznawanych emerytur z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.
– Wbrew wieloletniemu trendowi, z uwagi na epidemię, obecna tablica jest korzystniejsza dla seniorów niż te z poprzednich lat. Pozwala bowiem obliczyć emeryturę 60-latki wyższą o 5,6 proc., a 65-latka o 6,5 proc. – podkreśla prezes ZUS. Jak dodaje, skrócenie trwania życia wpłynie zatem na wzrost wydatków FUS o kwotę 340–900 mln zł rocznie, czyli łącznie do 2024 r. o 2,9 mld zł. Taki szacunek zakład przygotował w I połowie roku. Założono wówczas, że między kwietniem br. a marcem 2022 r. zostaną przyznane wyższe – dzięki obecnej tablicy GUS – emerytury dla 364 tys. osób, a dalsze 50 tys. osób skorzysta z tej tablicy, przechodząc na emeryturę w kolejnych latach.
Poprzednia prognoza (na lata 2020–2025) została przygotowana w 2019 r., a więc jeszcze przed pandemią. Jej wariant pośredni zakładał deficyt w 2021 r. na poziomie 49 mld zł. Tymczasem w tegorocznym budżecie zapisano 59 mld dotacji dla ZUS, więc teoretycznie tak duży mógł być deficyt, faktycznie jednak będzie sporo poniżej 40 mld zł. Także wydolność, dzięki popandemicznemu odbiciu na rynku pracy, jest zbliżona do założonych wówczas 82 proc. Jak widać, scenariusze założone w prognozach są na tyle ostrożne, że nawet tak duże zakłócenie jak pandemia nie powoduje na dłuższą metę ich wywrócenia.
Wydaje się, że główne ryzyka – o widocznym wpływie na sytuację ZUS – mają charakter polityczny. Tak było w przypadku obniżki wieku emerytalnego i tak może być, jeśli Sejm uchwali emerytury stażowe, które w praktyce będą kolejną efektywną obniżką wieku emerytalnego. Problemem jest rosnąca liczba emerytur minimalnych, co coraz bardziej obciąża system. Kolejne ryzyko polega na tym, że ostatecznie tabele dalszego trwania życia mogą nie odpowiadać temu, jak długo ludzie będą żyli np. dzięki postępowi medycyny. Jeśli świadczeniobiorcy będą żyli dłużej, niż założył ZUS, w systemie zacznie powstawać ukryty deficyt. ©℗
W wariancie pesymistycznym za cztery lata będzie o pół miliona mniej płatników składek
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama