Nawet osiem lat za kratami za nienależnie pobrane postojowe grozi właścicielowi agencji pracy tymczasowej. Podobnych nieprawidłowości ZUS wykrył więcej

Postojowe to, obok zwolnienia ze składek do ZUS, podstawowe narzędzie wsparcia wprowadzone przez rząd w czasie trwania epidemii. Oprócz prowadzących pozarolniczą działalność gospodarczą mogły się o nie ubiegać (i teoretycznie nadal mogą) osoby wykonujące umowę cywilnoprawną (po spełnieniu ustawowych przesłanek). W imieniu zleceniobiorcy wniosek do ZUS składał z reguły zleceniodawca. Dopiero gdy odmówił, zleceniobiorca mógł samodzielnie wystąpić o to świadczenie.
Nie zawsze w zgodzie
Okazuje się, że niestety nie wszyscy korzystali z wymienionych narzędzi zgodnie z przepisami. – Wnioski o postojowe to oświadczenia, które w założeniu opierają się na dużym zaufaniu do wnioskodawców. Nie można jednak zapominać, że chodzi o publiczne pieniądze. Dlatego ZUS ma obowiązek analizować informacje przekazywane we wnioskach. Gdy urzędnicy orientują się, że mogło dojść do złamania prawa, muszą powiadomić odpowiednie organy, w tym prokuraturę – mówi Paweł Żebrowski, rzecznik ZUS.
Z informacji DGP wynika, że ZUS w jednej ze spraw wydał 49 decyzji o zwrot nienależnie pobranego postojowego na łączną kwotę ponad 216 tys. zł i złożył do prokuratury zawiadomienie o wyłudzeniu świadczeń. Wniosek o pomoc z tarczy złożyła w imieniu swoich zleceniobiorców (obcokrajowców) jedna z agencji pracy tymczasowej. Wystąpiła ona o pomoc publiczną w związku epidemią COVID-19, mimo braku przestoju w swojej działalności, a także u kontrahentów agencji (do których oddelegowywała pracowników).
– Potwierdzam, że prowadzimy sprawę wyłudzenia świadczeń postojowych z tarczy antykryzysowej przez agencję pracy tymczasowej – mówi DGP Joanna Kosińska, prokurator rejonowy Prokuratury Rejonowej Gliwice-Wschód.
Jak wskazuje, ZUS zgłosił wątpliwości, czy wypłacone świadczenia były należne zleceniobiorcom, czy jedynie stanowiły rekompensatę ze strony agencji za niewypłacone wynagrodzenie za przepracowane godziny.
– Policja bada, czy faktycznie nastąpił przestój w prowadzeniu przez ten podmiot działalności, a także rozbieżności między wykazanymi podstawami wymiaru składek na ubezpieczenia za zleceniobiorców a przedłożonymi potwierdzeniami przelewów oraz zestawienia dotyczące liczby przepracowanych przez nich godzin – wyjaśnia prokurator.
Zastrzega jednak, że na razie nie postawiono nikomu żadnych zarzutów.
– Jeżeli jednak doszłoby do tego, to za wyłudzenie grozi od 6 miesięcy do nawet 8 lat pozbawienia wolności – wyjaśnia prokurator.
Raczej uczciwie
ZUS wskazuje, że w przypadku agencji pracy tymczasowej powyższa sytuacja to raczej jednostkowy przypadek, a nie zauważalny trend. Podobne spostrzeżenia ma Damian Ściuk z Kancelarii Fras, Kolny Szczygieł.
– Agencje pracy tymczasowej, które są również klientami naszej kancelarii, także odczuły negatywne skutki pandemii. Szczególnie dotkliwy był spadek przychodów, zwłaszcza w pierwszych miesiącach jej trwania. Liczne branże w tym czasie mierzyły się z przestojami, co w konsekwencji skutkowało mniejszym zapotrzebowaniem na usługi agencji pracy tymczasowych. Trend ten zmienił się dopiero jesienią, kiedy to istotnie wzrosła liczba zleceń. W tej sytuacji nie ma podstaw do ogólnego stwierdzenia, że tego rodzaju podmioty, wnioskując o publiczne wsparcie finansowe, czyniły to niezgodnie z przepisami – mówi ekspert.
Inne przypadki
Pojawiają się jednak nieprawidłowości na mniejszą skalę. Przykładem jest sprawa, którą zajmował Sąd Okręgowy w Łodzi. Dotyczyła ona agencji reklamowej działającej w formie spółki z o.o.
Jej wspólnikiem i prezesem zarządu jest mężczyzna, który od 2015 r. podpisywał z nią umowy o dzieło, obejmujące tworzenie projektów graficznych. Tak było do stycznia 2020 r. Wtedy to zawarł ze spółką umowę zlecenia (także na tworzenie projektów graficznych). Dopiero jednak pod koniec marca 2020 r., tj. po upływie ustawowego terminu, został zgłoszony przez płatnika do ubezpieczeń społecznych i zdrowotnego.
W kwietniu spółka skorygowała dane przekazane do ZUS. Jako datę zgłoszenia do ubezpieczeń wskazała 27 stycznia 2020 r. (początek obowiązywania umowy zlecenia). Po upływie ustawowego terminu spółka złożyła też za zleceniobiorcę dokumenty rozliczeniowe. Co ważne, od lipca 2018 r. nie figurowała ona w ogóle jako płatnik składek. Zmiany w tym zakresie pojawiły się dopiero w 2020 r., tj. w okresie wprowadzenia w Polsce stanu epidemii.
Następnie firma wystąpiła w imieniu zleceniobiorcy o trzykrotną wypłatę świadczenia postojowego, a ZUS się na to zgodził. – Wnioski z tarczy są rozpatrywane przez ZUS automatycznie, tak aby wnioskodawcy jak najszybciej mogli otrzymać pomoc. Nie oznacza to jednak, że ich nie weryfikujemy – tłumaczy Paweł Żebrowski.
I właśnie po analizie ZUS stwierdził, że coś jest jednak nie tak. Uznał, że zawarcie z ubezpieczonym umowy zlecenia i zgłoszenie go do ubezpieczeń społecznych jako zleceniobiorcy było czynnościami pozornymi. Miały one na celu jedynie uzyskanie tytułu do ubezpieczeń i w konsekwencji wypłatę świadczenia postojowego.
Z takim podejściem organu rentowego nie zgodziły się zarówno spółka, jak i zleceniobiorca. Sąd Okręgowy w Łodzi podzielił jednak zdanie ZUS (wyrok SO w Łodzi z 7 kwietnia 2021 r.; sygn. akt VIII U 2289/20). Uznał, że zebrany w sprawie materiał dowodowy wskazuje na to, iż strony nie miały zamiaru zawierania rzeczywistej umowy zlecenia, z której odwołujący się miałby otrzymywać określone wynagrodzenie, zaś płatnik składek korzystać z jego pracy, a jedynie chciały umożliwić skorzystanie ze świadczenia postojowego. W konsekwencji umowę taką uznał za pozorną. Z mocy art. 83 k.c. jest ona nieważna.
– Orzeczenie sądu cywilnego stanowi dla ZUS mocną podstawę do żądania zwrotu nienależnie wypłaconych świadczeń postojowych. Nie wyklucza natomiast skierowania sprawy do prokuratury, jeżeli organ rentowy uznałby, że doszło do popełnienia przestępstwa. Sąd karny nie jest natomiast związany ustaleniami sądu cywilnego – wyjaśnia adwokat Paweł Matyja.
Pomoc ZUS z tarczy antykryzysowej