Rząd chce, by waloryzacja rent i emerytur wyniosła w przyszłym roku ustawowe minimum. Pracodawcy są za, na propozycję nie zgadzają się jednak związki zawodowe.

Waloryzacja emerytur i rent przeprowadzana jest co roku w marcu. Jej zadaniem jest zachowanie realnej wartości wypłacanych świadczeń w stosunku do wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych. Polega na pomnożeniu kwoty świadczenia i podstawy jego wymiaru (w wysokości przysługującej ostatniego dnia lutego roku kalendarzowego, w którym przeprowadza się waloryzację) przez wskaźnik waloryzacji. I to on jest w kontekście podwyżki świadczenia kluczowy. Jest to średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów w poprzednim roku zwiększony o co najmniej 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym.
I właśnie kwestia wysokości tego zwiększenia jest tematem corocznych negocjacji w ramach Rady Dialogu Społecznego. Nie inaczej jest w tym roku. Rada dyskutowała na ten temat w piątek.
Minimalna propozycja
Rząd zaproponował RDS ustawowe minimum wynoszące 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w 2021 r. Co to oznacza? Jak czytamy w piśmie skierowanym do partnerów społecznych, aktualna prognoza średniorocznego wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów w 2021 r. kształtuje się na poziomie 103,4 proc. Z kolei prognozowany realny wzrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w 2021 r. oscyluje w granicach 3 proc. (20 proc. z tej kwoty to 0,6 proc.). W efekcie rząd prognozuje, że wskaźnik waloryzacji emerytur i rent w 2022 r. wyniesie nie mniej niż 104 proc.
Ile to będzie kosztować? Z szacunków strony rządowej wynika, że całkowity koszt waloryzacji świadczeń emerytalno-rentowych i innych świadczeń z systemu powszechnego, rolniczego i mundurowego (przy wskaźniku 104 proc.) ma zamknąć się w kwocie ok. 10,5 mld zł (łącznie ze skutkiem finansowym podwyższenia wysokości tzw. 13. emerytury).
Pracodawcy na tak
– Jako organizacja pracodawców popieramy propozycję rządu – mówi dr Antoni Kolek z Pracodawców RP. Jak bowiem podkreśla, trzeba pamiętać, że ktoś musi tę podwyżkę sfinansować. – Pieniądze na wypłatę emerytur (w kwocie po waloryzacji) pochodzą z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, jednak z racji tego, że jest to fundusz deficytowy (składki wpływające od obecnie pracujących nie pokrywają całości wypłat dla osób pobierających świadczenia) musi być dotowany z budżetu państwa – przypomina dr Kolek.
Natomiast, w jego ocenie, w czasie kiedy wychodzimy z pandemii, środki budżetowe powinny być przeznaczone na inwestycje. Zresztą, jego zdaniem, podwyżka świadczeń nawet o ustawowe minimum i tak będzie bardzo wysoka.
Chociaż jak przyznaje, na razie trudno powiedzieć, ile dokładnie będzie ona wynosić, bo wszystkie wskaźniki (tj. inflacja oraz realny wzrost przeciętnego wynagrodzenia) będą znane najwcześniej w lutym przyszłego roku. – Nie wiemy, jak będzie się zmieniać gospodarka w kolejnych miesiącach, więc ustalanie wskaźnika na minimalnym poziomie jest bardziej racjonalne – podkreśla.
Już teraz ocenia natomiast, że prognozowany przez rząd wskaźnik w wysokości 104 proc. jest nierealny. – Waloryzacja będzie z pewnością wyższa niż 4 proc. Przypomnijmy, że ma zostać wprowadzony Nowy Ład, który wpłynie na gospodarkę. Jeżeli dodamy do tego galopującą inflację, to szacunki rządu można już obecnie uznać za nieaktualne – wskazuje dr Kolek.
Zwraca jednocześnie uwagę na inny aspekt. – Z propozycji rządu wynika, że w tym roku waloryzacja będzie procentowa, a nie mieszana, jak to miało miejsce w poprzednich latach – mówi. Jak przypomina, pracodawcy cały czas twierdzili, że jest ona najzdrowsza dla systemu. – Dzięki temu promujemy dłuższą aktywność zawodową. To jasna zachęta dla ubezpieczonych, żeby pracowali dłużej, gdyż to oznaczać będzie wyższe świadczenie na starość. A w konsekwencji proporcjonalną do tej kwoty coroczną podwyżkę wynikającą z waloryzacji – zaznacza dr Kolek.
Związki na nie
Inaczej na te kwestie zapatrują się jednak związki zawodowe. – Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych ocenia rządową propozycję negatywnie, gdyż nie gwarantuje odczuwalnej poprawy sytuacji finansowej emerytów i rencistów – mówi Sebastian Koćwin, wiceprzewodniczący OPZZ.
Jak wskazuje, trzy centrale związkowe – OPZZ, NSZZ „Solidarność” i Forum Związków Zawodowych – zaproponowały, aby wskaźnik waloryzacji emerytur i rent w 2022 r. uwzględniał średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów, zwiększony o co najmniej 50 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia za pracę w 2021 r. – Przyjęcie naszej propozycji uwzględniłoby potrzebę stałego zwiększania udziału emerytów i rencistów we wzroście gospodarczym. Niestety kolejny rok z rzędu rząd marginalizuje potrzebę poprawy ich sytuacji materialnej poprzez waloryzację świadczeń – mówi związkowiec.
Jeżeli nie uda się uzgodnić stanowiska w Radzie Dialogu Społecznego, rząd sam określi, w drodze rozporządzenia, wysokość waloryzacji.
Wzrost składek do ZUS dla przedsiębiorców w 2022 r.? Na razie to wróżenie z fusów
– Z przedstawionych przez rząd założeń makroekonomicznych wynika, że prognozowane przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej ma w 2022 r. wynieść 5836 zł brutto – mówi Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich. To ważna informacja, bowiem 60 proc. tej kwoty będzie podstawą wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne płaconych przez przedsiębiorców niekorzystających z żadnych preferencji.
Rządowe prognozy finansowe były przedmiotem piątkowego posiedzenia prezydium RDS.
Z opierających się na nich wyliczeń wynika, że składka emerytalna może w przyszłym roku wynieść 683,51 zł (obecnie 615,93 zł), rentowa 280,13 zł (252,43 zł), wypadkowa 58,48 zł (52,70 zł), Fundusz Pracy/Solidarnościowy 85,79 zł (77,31 zł), dobrowolna chorobowa 85,79 zł (77,31 zł).
– W efekcie składki na ubezpieczenia społeczne wyniosą 1193,70 zł (bez składki zdrowotnej i z dobrowolnym ubezpieczeniem chorobowym – red.), co daje wzrost w porównaniu do tego roku o 118,02 zł miesięcznie, a rocznie 1416,24 zł – wylicza Łukasz Kozłowski.
Ekspert zwraca jednocześnie uwagę, że ubiegłoroczna prognoza rządowa nie doszacowała skali podwyżki płac w latach 2020‒2021. – To przełoży się na szybszy wzrost składek w przyszłym roku, który musi w tej sytuacji nie tylko odzwierciedlać spodziewany wzrost wynagrodzeń w 2022 r., lecz także korygować błąd ubiegłorocznej prognozy – wyjaśnia.
Podwyżka może być jeszcze większa, bowiem wyliczenia nie obejmą składki zdrowotnej, której podstawę wymiaru poznamy dopiero w styczniu przyszłego roku. – Trudno na razie stwierdzić, ile będzie wynosić składka zdrowotna, bowiem w Polskim Ładzie zapowiedziano duże zmiany z nią związane. Dotyczą one także podstawy jej wymiaru – wskazuje Łukasz Kozłowski.
PS