Każda zapowiedź zmian w systemie powoduje, że osoby spełniające warunki do zakończenia aktywności zawodowej natychmiast biegną do ZUS.
Zasady ustalania wysokości emerytur przez ZUS / Dziennik Gazeta Prawna
Kolejki w oddziałach zakładu. Kadrowe sprawdzające dokumentację coraz bardziej zdenerwowanych pracowników, którzy chcą zdążyć uciec na emeryturę. Biura rachunkowe zasypane pytaniami klientów o konsekwencje zmian w sposobie przyznawania lub obliczania wysokości emerytury. – Faktycznie tak do tej pory kończyły się wszystkie zapowiedzi zmian w systemie emerytalnym – potwierdzają właściciele biur rachunkowych w Lublinie, Białymstoku, Olsztynie czy w Warszawie.

Wielki exodus

2006 rok. Ze względu na wybory samorządowe nikt nie mówi o potrzebie reformy systemu ubezpieczeń społecznych. Wtedy wnioski o przyznanie pierwszej emerytury złożyło do ZUS 116,6 tys. osób. 2007 rok. W wyniku przyspieszonych wyborów Platforma Obywatelska zdobyła większość w Sejmie i zapowiedziała koniec wcześniejszych emerytur. Do zakładu trafiła 378,6 tys. nowych wniosków. Kiedy się okazało, że tylko do 31 grudnia 2008 r. będzie można nabywać prawo do wcześniejszego zakończenia pracy, do ZUS wpłynęły dokumenty 340,5 tys. nowych emerytów.
Scenariusz się powtarza w 2012 r. Wtedy Sejm rozpoczął pracę nad podniesieniem wieku emerytalnego. W 2010 roku pierwszorazowe wnioski o przyznanie emerytury złożyło zaledwie 92 tys. ubezpieczonych. W kolejnym roku było ich o 10 tys. więcej. Za to w 2012 roku takich wystąpień było już 120,1 tys. Najwięcej w drugim kwartale, czyli tuż po przyjęciu ustawy podnoszącej wiek emerytalny. Dla porównania w 2013 r. (czyli w pierwszym roku obowiązywania przepisów nakazujących dłuższą pracę) wnioski złożyło tylko 104,4 tys. osób. Nie wiadomo, ile w obowiązującym roku wpłynęło dokumentów. ZUS nie ma jeszcze takich danych.

Proste zasady

Eksperci rozumieją zachowanie Polaków.
– Jest absolutnie racjonalne – zauważa Joanna Staręga-Piasek, była wiceminister pracy, a obecnie wicedyrektor Instytutu Rozwoju Służb Publicznych. – Kolejna zmiana systemu emerytalnego powoduje pogorszenie ich sytuacji. Polacy stracili zaufanie do ustawodawcy, w efekcie każdą nowelizację traktują jak próbę odebrania im uprawnień – dodaje.
Podobnie uważa Krystyna Burzyńska-Kaniewska, psycholog pracy. – Nie ma się więc co dziwić, że kiedy politycy zapowiadają zmiany w emeryturach, to osoby z prawem do zakończenia aktywności zawodowej natychmiast składają wnioski do ZUS. Ludzie boją się zmian – wyjaśnia Krystyna Burzyńska-Kaniewska.
Eksperci wskazują, że Polacy nie mają zaufania do państwa. Nauczyli się bowiem, że tylko prawomocna decyzja wydana przez organ rentowy gwarantuje im zachowanie uprawnień. W ten sposób system sztucznie tworzy emerytów, którzy i tak dalej pracują. Ludzie rezygnują z pracy, aby po kilku dniach znów się zatrudnić u dotychczasowego pracodawcy. Zdaniem specjalistów cel jest tylko jeden. – Odebrać z ZUS to, co się należy, a więc uciec przed zmianami – stwierdza Joanna Staręga-Piasek.
– I tak ryzyko utraty praw minimalizują wszyscy, zarówno profesor, jak i robotnik – dodaje Krystyna Burzyńska-Kaniewska.
Prawnicy również się nie dziwią, że Polacy nie mają zaufania do wielu ważnych instytucji, skoro nawet Trybunał Konstytucyjny tylko w wyjątkowych sytuacjach uznaje, że nowe przepisy emerytalne łamią ustawę zasadniczą.
– Z wyrokami Trybunału Konstytucyjnego się nie dyskutuje. Można jednak z całą pewnością stwierdzić, że budżet państwa wygrywa z ubezpieczonymi – zauważa Karolina Miara, adwokat współpracująca z firmą prawniczą Kochański Zięba Rapala i Partnerzy. – Chociaż trzeba zaznaczyć, że udało się przekonać sędziów, że odebranie dorabiającym emerytom prawa do pobierania świadczeń jest niezgodne z konstytucją – dodaje.
Prawo do emerytury jest uzależnione od rozwiązania stosunku pracy
Niestety przeważnie wygrywa ustawodawca. TK uznał na przykład, że rząd miał prawo pozbawić prawa do emerytur pomostowych np. pilotów czy maszynistów tylko dlatego, że nie przepracowali jednego dnia przed 1 stycznia 1999 r. Za zgodne z ustawą zasadniczą uznano również przepisy podnoszące wiek emerytalny m.in. dla osób urodzonych przed 1948 r., które zachowały prawo do starych emerytur i nie zostały objęte reformą emerytalną w 1999 r.
– Także w tym przypadku nie udało się przekonać sędziów, że zmiana przepisów odbyła się bez odpowiedniego vacatio legis. Z tego powodu obowiązek dłuższej pracy spadł na wszystkie osoby bez względu na datę urodzenia – zauważa Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ, członek Rady Nadzorczej ZUS.
Natomiast Beata Mazurek, posłanka PiS, zwraca uwagę, że ustawa podnosząca wiek emerytalny z zaskoczenia wprowadziła także niekorzystne zmiany dla już pobierających wcześniejsze emerytury. Osoby te po przejściu na świadczenie w wieku powszechnym mają bowiem odliczane już dokonane wypłaty. Przy czym nie wiadomo, czy uda się namówić rząd do uchylenia tych przepisów.
– I to pokazuje, że każdy ubezpieczony musi sam pilnować swoich interesów – dodaje Marian Strudziński z Radomia, pracujący emeryt, który rozpoczął ogólnopolską akcję przeciwko ZUS, a teraz współorganizuje Ogólnopolskie Stowarzyszenie Emerytów.
Wielka niewiadoma
Premier Donald Tusk wielokrotnie przekonywał, że podniesienie wieku emerytalnego będzie korzystne dla ubezpieczonych, gdyż w zamian za dłuższą pracę otrzymają wyższe emerytury kapitałowe. Po blisko 1,5 roku funkcjonowania nowych zasad odchodzenia na emeryturę DGP chciał sprawdzić, ile osób faktycznie objęły zmiany. Zwróciliśmy się do Centrali ZUS o sprawdzenie, ilu ubezpieczonych przeszło na emeryturę w 2013 roku, a więc kiedy już obowiązywała ustawa podnosząca wiek emerytalny. Spytaliśmy także, jak dłuższa praca wpłynęła u tych osób na zwiększenie świadczeń. Okazało się, że sprawdzenie tego jest niemożliwe.
– Niestety nie gromadzimy tego typu danych statystycznych – przyznał Jacek Dziekan, rzecznik prasowy ZUS.
Okazuje się, że brak danych nie jest zaskoczeniem dla ekspertów.
– Działający w ZUS system informatyczny nie jest w stanie wygenerować takich danych. Sprawa jest poważna, bowiem ich brak utrudnia określenie faktycznych potrzeb Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Z tego też powodu w kolejnych latach mogą być problemy z określeniem wysokości deficytu budżetowego – tłumaczy prof. Leokadia Oręziak z katedry finansów międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej.