OFE negatywnie wpływają na finanse publiczne, a ich wpływ na wzrost gospodarczy jest dyskusyjny – mówi DGP Ludwik Kotecki, główny ekonomista w resorcie finansów.

Który z wariantów dotyczących OFE wydaje się panu najsensowniejszy: likwidacja, wybór w II filarze między OFE i ZUS czy nierobienie większych zmian poza wypłatami?

Raport pokaże więcej wariantów. Będzie ich 9. Tyle mogę powiedzieć, bez uprzedzania samej publikacji. Oczywiście te wymienione na pewno budzą najwięcej emocji, ale to nie oznacza, że są preferowane czy rekomendowane.

Ale słyszymy premiera, który mówi o dobrowolności. Czy to nie rozwiązanie?

Tego nie można w tej chwili stwierdzić jednoznacznie. Finalne rozwiązanie będzie efektem konsultacji, nie tylko ze środowiskiem rządowym, lecz także społecznym i parlamentarnym. Rząd ma przedstawić raport Sejmowi. On opisuje wpływ systemu emerytalnego na trzy podstawowe wielkości: wzrost gospodarczy, wysokość przyszłych emerytur i sytuację finansów publicznych. Debata spowoduje, że finalny zbiór tych rozwiązań się zmniejszy, ale one dalej będą do dyskusji.

Jak raport odpowiada na te trzy kwestie?

Ze szczegółami poczekajmy na publikację. Już dziś można powiedzieć, że najbardziej ewidentny jest wpływ na finanse publiczne. Oszacowaliśmy w różnych wariantach wpływ OFE na dług publiczny do 2060 r. Przyjęliśmy trzy różne warianty wysokości składki: tę, która jest dziś – 2,8 proc., i ma dojść do 3,5 proc., tę która była do roku 2011, czyli 7,3 proc., i wreszcie poziom 2,3 proc., czyli zaraz po obniżeniu składki do OFE.

Jakie efekty?

Im wyższa składka, tym wyższe koszty OFE wyrażone w dodatkowym długu publicznym. Przy najwyższym jej poziomie i wypłatach emerytur przez OFE ten koszt sięga ponad 100 proc. PKB, a najmniej – 28 proc. PKB przy najniższej składce i wypłatach emerytur przez ZUS. A trzeba pamiętać, że im wyższy dług, tym większe ryzyko podwyżki podatków w przyszłości.

System można zbilansować innymi działaniami, zmianami w emeryturach górniczych?

Ale to demagogiczne podejście. Po pierwsze należałoby mieć przekonanie, że OFE są jednoznacznie pozytywne dla gospodarki – a analiza ekonomiczna wskazuje, że oszczędności gromadzone na skutek zaciągania długu takiego waloru nie mają. Ten bilans istnienia OFE nie jest niestety pozytywny – wątpliwości zgłaszają nawet uczestnicy rynku kapitałowego, gdzie wpływ OFE wydawał się najmniej kontrowersyjny. Po drugie dane statystyczne o wydatkach publicznych nie pokazują ich spadku po wprowadzeniu OFE – czyli nie jest prawdą, że OFE w jakikolwiek sposób mogą pozytywnie oddziaływać na strukturę czy wysokość wydatków publicznych. Tu znacząco lepiej rolę taką odgrywać może budżetowa reguła wydatkowa. Po trzecie o jakiej skali cięć w wydatkach w ogóle możemy rozmawiać? Nie można sobie przecież wyobrazić cięć wydatków na ponad 100 proc. PKB. Co do systemu emerytalnego górników – to nie jest to kwestia związana ze zmianami w OFE, ale oddzielna. Należy moim zdaniem poświęcić jej więcej analiz i wypracować projekt zmian, ponieważ odstaje on bardzo od powszechnego systemu emerytalnego.

Ale 100 proc. PKB to koszty rozłożone na kilkadziesiąt lat, a roczna składka do OFE to 12 mld zł. Można to sfinansować innymi działaniami.

Tak byłoby, gdyby to były oszczędności netto. Skoro jednak finansowanie pochodzi z długu, to faktycznie mamy do czynienia raczej z ujemnymi oszczędnościami. Poza tym te 12 mld trzeba zwiększyć o kolejne kilka miliardów kosztów pośrednich, w tym w szczególności obsługi długu. To powoduje, że mój argument dotyczący skali cięć koniecznych, by ratować OFE, pozostaje istotny i OFE musiałoby bardzo wysoko pozostawać na liście priorytetów wydatkowych.

Rozumiem, że nie jest.

Nie, bo z naszych analiz wynika, że wpływ na wzrost gospodarczy jest dyskusyjny, głównie z powodu negatywnego oddziaływania na finanse publiczne, ale także potencjalnie małej efektywności inwestycji przez PTE. W końcu trzeba byłoby jasno powiedzieć, które wydatki mają być wykreślone.

Może te emerytury górnicze?

Nie, to nie jest odpowiedź. Tam oszczędności to kwestia nie kilkudziesięciu czy kilkunastu, a 2–3 mld zł rocznie. I nie od razu, tylko w perspektywie kilkunastu lat. To znów demagogia. Podobnie zresztą jest z KRUS-em. Przecież to nie jest tak, że możemy pozbawić rolników czy górników emerytur w ogóle, by sfinansować OFE. Choć zgoda – te systemy trzeba zmieniać.

W rozdziale dotyczącym wpływu OFE na wzrost czytamy, że pozytywy OFE dla gospodarki się kończą, a dominują negatywy. Dlaczego to nie jest poparte liczbami?

Nie zgadzam się, że nie jest. Danych jest dużo. Nie wiem, do czego państwo dotarli – oficjalnej premiery przeglądu wciąż nie było.

To dane historyczne, ale nie ma oszacowania, jaki byłby wzrost, bez OFE?

Rozumiem, że chodzi o cały skumulowany wpływ OFE na inwestycje, oszczędności, kapitalizację giełdy itd. My pokazujemy to osobno. Problem polega na tym, że żeby rzetelnie policzyć wpływ OFE na gospodarkę, należałoby się zgodzić co do jednego scenariusza bazowego. Musielibyśmy dokonać jego arbitralnego wyboru, a każdy wybór rzutuje na wyniki.

A nie można pokazać trzech scenariuszy – gospodarka z OFE, bez OFE, w której niższe są podatki, czy wreszcie gospodarka, gdzie te pieniądze idą na infrastrukturę?

To są właśnie tego rodzaju dywagacje – co byłoby, gdyby nie było OFE: może dużo niższe podatki, może sieć autostrad. Ale to nie wyczerpuje zmiennych, więc stworzylibyśmy pewnie co najmniej kilkanaście scenariuszy, które dałyby nam kilkanaście bardzo różnych wyników. I dyskusja skoncentrowałaby się na ocenie, który z nich jest prawdziwy. Tymczasem gospodarka to nie laboratorium chemiczne, gdzie takiego rodzaju doświadczenia mają sens. Pokazujemy więc wpływ OFE na poszczególne elementy, które składają się na całościowy wynik. Trudno dyskutować ze sposobem, w jaki OFE wpływają na prywatyzację czy wielkość inwestycji. Całościowy wpływ zaś zależy od bardzo arbitralnych założeń, a co do takich nie ma konsensusu. Inny wynik otrzymamy, gdy się założy, że mielibyśmy niższe podatki, a inny, gdy wyższe byłyby pana ulubione emerytury górnicze. Zrobiliśmy maksymalnie dużo przy maksymalnym poziomie rzetelności.

Brak wyliczeń nie osłabia raportu? Na to zwracali uwagę ekonomiści.

Podziwiam ekonomistów komentujących raporty, których nie widzieli. To duża umiejętność i niestety liczba takich ekonomistów zaczyna nam rosnąć. Ja bym poczekał na raport i dyskusję wśród rzetelnych ekonomistów.