Na liście urządzeń dostępnych w programie wymiany kopciuchów znajdują się też takie, które nie są dopuszczone do obrotu na rynku europejskim. Producentów mogą czekać kary
1 stycznia skurczyła się lista zielonych urządzeń i materiałów (ZUM), na które można uzyskać dofinansowanie w programie „Czyste powietrze”. To skutek jej uszczelniania. Chodziło o ochronę beneficjentów – żeby nie kupowali pomp ciepła czy kotłów, których parametry były zawyżone lub niepotwierdzone. Okazuje się jednak, że nadal są tam urządzenia, które nie powinny zostać dopuszczone do obrotu na rynku europejskim. Nie są bowiem wpisane do bazy EPREL, czyli europejskiego rejestru produktów podlegających etykietowaniu energetycznemu, co jest obowiązkiem producenta lub importera.
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej poinformował DGP, że analizy listy ZUM w ostatnim czasie pokazały, że część podmiotów udzieliła nieprawdziwych informacji w ramach zgłoszeń, potwierdzając, że urządzenie jest dopuszczone do obrotu, a nie dopełniając obowiązku umieszczenia danych o produkcie w bazie EPREL.
NFOŚiGW dodaje, że trwają prace nad rozwiązaniem, które doprecyzuje sposób weryfikacji pod kątem spełnienia tego wymogu przez wszystkie urządzenia.
Dofinansowanie na urządzenia, których nie powinno być w sprzedaży
Na problem zwróciła uwagę Polska Organizacja Rozwoju Technologii Pomp Ciepła (PORT PC). – Uzyskanie wpisu potwierdza zgodność parametrów technicznych konkretnego urządzenia z wymogami prawa, jego klasę energetyczną oraz uprawnia do uzyskania etykiety energetycznej – tłumaczy organizacja. – NFOŚiGW przyznaje zatem dofinansowania urządzeniom, których formalnie nie powinno być nawet w sprzedaży – dodaje.
Jan Ruszkowski, dyrektor zarządzający stowarzyszenia Fala Renowacji, uspokaja, że konsekwencje wynikające z obrotu urządzeniami grzewczymi niezarejestrowanymi w EPREL nie grożą osobom, którym ktoś takie urządzenie sprzedał, ale przede wszystkim tym, którzy w Polsce taką sprzedaż prowadzili. Są za to przewidziane sankcje, w tym wycofanie produktu z rynku, jeśli jest już w sprzedaży, oraz kary finansowe, nakładane przez Inspekcję Handlową nadzorowaną przez prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Według styczniowej analizy PORT PC spośród 20 modeli kotłów na pellet z klasą energetyczną A++ wpisanych na listę ZUM w bazie EPREL nie figuruje aż 16, a spośród 19 modeli pomp ciepła z klasą energetyczną A+++ w EPREL nie ma aż 12. Organizacja szacuje, że łącznie może chodzić o ponad 1 tys. modeli. Do tego na liście ZUM znajdują się urządzenia, które nie podlegają etykietowaniu energetycznemu, jak maty elektryczne, a mimo to deklarują najwyższe wartości klas energetycznych. PORT PC uważa, że problem rozwiązałby obowiązek podania aktywnego linku przekierowującego do bazy EPREL. – Uzyskaliśmy wstępną deklarację poparcia tych propozycji zmian na liście ZUM. Wydaje się zatem, że przynajmniej w tym zakresie udało się przełamać impas – słyszymy.
Lista zielonych urządzeń miała być pomocna
– Zastanawiamy się nad okresem przejściowym na wpisanie wszystkich produktów do bazy EPREL do 31 marca. Jeśli firmy tego nie zrobią, a ich produkty nie spełnią norm, będziemy zgłaszać takie przypadki do UOKiK – potwierdza DGP Robert Gajda, wiceprezes NFOŚiGW. Podejrzewa, że większość tych przypadków to zwykłe niedopatrzenie. – Najważniejsze parametry są też obecnie weryfikowane w europejskich laboratoriach przed wpisaniem na listę ZUM, nie powinno więc na niej być produktów złej jakości – mówi.
Lista zielonych urządzeń i materiałów ma być ułatwieniem dla osób korzystających z programu „Czyste powietrze”. Od kwietnia ub.r. beneficjenci nie mogą wybierać urządzeń spoza listy, a od czerwca mogły się na niej znaleźć tylko te pompy ciepła, których parametry zostały zweryfikowane w akredytowanych laboratoriach na terenie Unii Europejskiej lub EFTA, oraz urządzenia mające znaki jakości HP Keymark, Eurovnet lub EHPA Q. To wtedy doszło do znacznego zmniejszenia liczby urządzeń na liście, przede wszystkim niecertyfikowanych azjatyckich urządzeń. Od 1 stycznia także urządzenia ze znakami jakości nie mogą zostać wpisane na listę.
Walczyła o to przede wszystkim Izba Gospodarcza Urządzeń OZE zrzeszająca polskich producentów pomp ciepła czy kotłów na biomasę. Według organizacji przy przyznawaniu certyfikatów zdarzają się nieprawidłowości, są one też „dosyć kosztowne”, a „w praktyce żadne organy państwowe czy unijne nie sprawują nad nimi kontroli” i ogrywają „raczej rolę marketingową”.
Z taką opnią nie zgadza się m.in. PORT PC i Jan Ruszkowski. – Uznane europejskie znaki certyfikacyjne są dużo bardziej wiarygodne niż dodatkowe testy w laboratorium, a jednak w Polsce ich wiarygodność została zakwestionowana – mówi. Konsekwencją jest konieczność ponownego i kosztownego przebadania urządzeń i poniesienia kosztów, nawet jeśli producenci testowali już urządzenia na potrzeby europejskich znaków certyfikacyjnych. – Inne kraje UE akceptują te znaki i to one są tam podstawą przyznawania dotacji na zakup urządzeń – dodaje Ruszkowski. ©℗