Do usunięcia nielegalnych odpadów brakuje nie tylko pieniędzy, lecz także procedur. Zapowiadane przez Ministerstwo Klimatu zmiany problemu nie rozwiążą, ale przerzucą jego część na sądy.
W umowie koalicyjnej partie rządzące zobowiązały się do likwidacji nielegalnych składowisk toksycznych odpadów. W tzw. 100 konkretach zapowiadano natomiast stanowcze egzekwowanie prawa w zakresie nielegalnego importu śmieci do Polski. Potem na stronie Koalicji pojawiła się informacja, że konkret jest w trakcie realizacji. Chodzi m.in. o „zapewnienie rezerwy celowej w budżecie na program pilotażowy dotyczący usuwania odpadów w kwocie 153 mln zł”.
Staramy się jednak przełożyć część z tych środków na przyszły rok, ponieważ w 2024 r. może nie wystarczyć czasu na wykorzystanie pieniędzy – mówi DGP Anita Sowińska, wiceminister klimatu i środowiska. Powód to konieczność wcześniejszego przyjęcia nowelizacji ustawy o odpadach, a następnie zorganizowania przetargów na usuwanie odpadów Ale kwota z rezerwy celowej to i tak kropla w morzu potrzeb.
Mamy kilkadziesiąt milionów na usuwanie odpadów, potrzeba kilkunastu miliardów
Pieniędzy brakuje w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW), który wspiera likwidację składowisk, m.in. w ramach programu „Usuwanie porzuconych odpadów”. NFOŚiGW poinformował wcześniej, że w budżecie nie zabezpieczono wystarczających pieniędzy na realizację rozpoczętych programów, a jak najszybsze zmniejszenie tego deficytu jest jednym z najpilniejszych zadań nowego zarządu funduszu. – Kontynuacja wszystkich rozpoczętych przez poprzedników działań spowodowałaby, że na koniec 2024 r. mielibyśmy deficyt na rachunkach– przyznała prezes Dorota Zawadzka-Stępniak. Z kolei Paweł Augustyn, zastępca prezesa NFOŚiGW, powiedział, że w scenariuszu kontynuacji saldo rachunku „gospodarka odpadami” wynosiłoby minus 378 mln zł. – Dzisiejszy stan tego konta to 34 mln zł, co pozwoliłoby na usunięcie kilku tysięcy ton odpadów. W Polsce jest zidentyfikowanych ponad 300 składowisk materiałów niebezpiecznych, więc kwota, która by pozwalała na usunięcie tego problemu, sięga kilkunastu miliardów złotych – stwierdził.
Trwa to długo, będzie jeszcze dłużej?
Teoretycznie za usuwanie nielegalnych składowisk powinni płacić przestępcy lub wytwórcy, a nie państwo. – Pracujemy nad ustawą, która zwiększy efektywność organów państwa w zakresie ścigania przestępców środowiskowych oraz utrudni unikanie kar. Chodzi m.in. o przyspieszenie postępowań administracyjnych zarówno w WIOŚ, GIOŚ, jak i urzędach marszałkowskich – tłumaczy DGP Anita Sowińska. – Obecnie identyfikujemy zatory w tym zakresie, spowodowane m.in. odwoływaniem się nawet od bardzo niskich kar, co potrafi wydłużać postępowanie nawet o kilka lat. Chcemy więc częściej stosować mandaty zamiast postępowań administracyjnych – dodaje wiceministra. Praca jest na etapie oceny skutków regulacji, propozycję rząd chce przedstawić jesienią.
– Ten pomysł to nie jest rozwiązanie problemu, tylko jego przesunięcie z GIOŚ na sądy, które też są przecież przeciążone – stwierdza adwokat Marta Hermanowicz z kancelarii Filipiak Babicz Legal. – Mandatu można nie przyjąć, co powoduje skierowanie przez organ do sądu wniosku o ukaranie. W przypadku przyjęcia mandatu można z kolei wnosić o jego uchylenie przez sąd – mówi. Dodaje, że kary administracyjne są nakładane przede wszystkim na przedsiębiorstwa, a mandaty karne – tylko na osoby fizyczne. – Grzywny za wykroczenia będą więc niższe, ponieważ powinny być brane pod uwagę warunki finansowe sprawcy – tłumaczy Hermanowicz.
Z kolei dr inż. Jacek Pietrzyk, ekspert ds. gospodarki odpadami w Business Centre Club, uważa, że długie postępowania administracyjne wynikają m.in. z niejednoznacznego prawa. – Obecnie istnieją dziesiątki interpretacji tych samych przepisów. W przypadku wielu postępowań organy kontroli popełniają błędy lub wydają sprzeczne opinie. Nic więc dziwnego, że przedsiębiorcy w takich sytuacjach się odwołują – tłumaczy ekspert. Uproszczenie procedur jest jednak potrzebne– Nowelizacja z 2018 r. zobowiązała przedsiębiorców do złożenia wniosków o aktualizację pozwoleń na gospodarowanie odpadami do 20 marca 2020 r. Znam przedsiębiorców, którzy złożyli wnioski w terminie, jednak do dziś nie uzyskali pozwoleń, ponieważ są nieustannie wzywani do uzupełnienia informacji. Czasem wynika to z tego, że w czasie gdy czekają na rozpatrzenie wniosku, w życie wchodzi kolejne rozporządzenie, przez co konieczne jest uzupełnienie danych. Przez nadmierną biurokrację legalna działalność jest blokowana, a szara strefa ma się dobrze – mówi Pietrzyk.
Potrzebna rozszerzona odpowiedzialność producenta
Według niego w zmniejszeniu skali problemu pomogłoby zwiększenie odpowiedzialności wytwórcy odpadów. – Nie powinna się ona kończyć na poświadczeniu, że przekazał odpady do kolejnego posiadacza. Wytwórca powinien ponosić ewentualne koszty w sytuacjach, w których kontrahent nie zagospodaruje odpowiednio odpadów. Wytwórcy szukaliby wtedy rzetelnych, a nie najtańszych kontrahentów. Identyfikacja wytwórcy powinna być możliwa dzięki BDO [baza danych odpadowych – red.] – uważa dr Pietrzyk.
Model rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP) to także jedno z rozwiązań, które znalazło się w raporcie przekazanym w maju Donaldowi Tuskowi przez resort klimatu po pożarze w Siemianowicach Śląskich. Jak tłumaczyła wtedy Anita Sowińska, chodziło o opisanie stanu obecnego oraz możliwych sposobów rozwiązania problemu nielegalnych odpadów. Jego wprowadzenie to jednak daleka perspektywa. – Będziemy gotowi z koncepcją w pierwszej połowie września. Chcemy, aby ten system został wdrożony jak najszybciej. Moim marzeniem jest, żeby było to w 2026 r. – mówiła tydzień temu Sowińska. ©℗