Rząd zapowiedział zmianę systemu monitoringu wód, rozważa dalsze zaostrzanie kar za zanieczyszczanie rzek. W tle zaognia się spór między PiS a Solidarną Polską o to, kto odpowiada za zbyt późną reakcję na katastrofę ekologiczną.

Rząd bada trzy potencjalne przyczyny zatrucia wody w drugiej co do długości polskiej rzece.

Co zatruło Odrę? Trzy potencjalne przyczyny

Pierwsza – poważnie brana pod uwagę przez władze – zakłada splot niefortunnych zdarzeń. – Na Dolnym Śląsku mamy faktycznie suszę, w związku z czym zmniejszyła się ilość wody i podwyższyła się jej temperatura. W efekcie to, co jest regularnie wpuszczane do Odry przy normalnym stanie wód i niższej temperaturze, dziś powoduje masowe śnięcie ryb. To samo obserwujemy w rzece Ner, czyli dopływie Warty, czy niemieckiej Łabie – opowiada rozmówca z otoczenia premiera. Rząd dysponuje m.in. analizą naukowców z Uniwersytetu Szczecińskiego, która uprawdopodabnia ten wariant. – Wynika z niej, że nie jest możliwe, by na takiej dużej długości rzeki pojawiło się skażenie wywołane zrzutem, musiałyby to być hektolitry szkodliwych substancji – wskazuje rozmówca DGP. Podobny wariant pod uwagę bierze też strona niemiecka, o czym kilka dni temu w tamtejszych mediach mówił minister środowiska Brandenburgii Axel Vogel.
Nasz rozmówca przyznaje, że w tej sytuacji odpowiednie służby, takie jak Wody Polskie czy Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ), powinny wcześniej zareagować i np. wstrzymać wydawanie pozwoleń wodnoprawnych uprawniających do wpuszczania ścieków do rzeki.
Druga potencjalna przyczyna zatrucia Odry zakłada, że ktoś regularnie wprowadzał utleniacze lub inne substancje do kanalizacji miejskiej, która trafia do rzeki. Niekoniecznie musiała to być firma z wydanym pozwoleniem wodnym, a to tylko utrudni namierzenie winnego. – Sprawdziliśmy już wszystkie zakłady wzdłuż Odry i raczej nie widać, by któryś z nich coś wpuścił do wody i wytruł ryby – przyznaje osoba z rządu.
Trzeci wariant – choć na tę chwilę najmniej prawdopodobny – zakłada, że mamy do czynienia z bombą ekologiczną, czyli wrzuceniem do rzeki silnych chemikaliów przez nieustalonych sprawców.
Po południu minister klimatu Anna Moskwa poinformowała, że na razie w żadnej z próbek wody z Odry nie wykryto substancji toksycznej, w badanych rybach nie stwierdzono pestycydów ani metali ciężkich, a izotopy promieniotwórcze są poniżej normy. – Oddalamy się od hipotezy o substancji toksycznej, choć całkowicie jej nie wykluczamy, tym samym przybliżając się do argumentu uwarunkowań naturalnych – podsumowała.

Będą większe kary środowiskowe

Według słów minister Moskwy rząd bezzwłocznie zamierza wzmocnić monitoring wód i wprowadzić system szybkiego reagowania. Równolegle trwają prace nad zaostrzeniem kar środowiskowych. Wczoraj prezydent Andrzej Duda podpisał nowelę dotyczącą przeciwdziałania przestępczości środowiskowej. Regulacja zwiększa wymiar kar za zniszczenia w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach – dziś grozi za to kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat, po zmianach będzie to od sześciu miesięcy do ośmiu lat. Podobne zaostrzenie widełek dotyczy też poważnego zanieczyszczenia wody substancją lub promieniowaniem jonizującym. Z punktu widzenia rządu kluczowe jest jednak wprowadzenie odpowiedzialności podmiotów zbiorowych. Dotychczas najpierw musiała zostać prawomocnie skazana za przestępstwo środowiskowe osoba fizyczna, np. prezes firmy, by odpowiedzialność za zniszczenie środowiska ponosiła także sama spółka. W podpisanej przez prezydenta noweli ten warunek został zniesiony.
Są jednak pomysły dodatkowych zmian. – Razem z resortem infrastruktury pracujemy nad kolejnym pakietem rozwiązań, które mają wzmocnić bezpieczeństwo wody – powiedziała po posiedzeniu rządu minister Moskwa, dodając, że jego elementem ma być zaostrzenie „odpowiedzialności i kar”.
Według naszych informacji możliwe jest np. przygotowanie przez rząd nowej ustawy, która zaostrzy kary administracyjne za działania niezgodne z wydanymi pozwoleniami wodnoprawnymi. Z kolei ziobryści nie wykluczają inicjatywy upraszczającej zarządzanie administracją terenową. Wskazują obecne problemy – np. inspekcja ochrony środowiska czy sanitarna podlegają wojewodom, a nie resortowi klimatu, z kolei toksykologią ryb zajmuje się Państwowy Instytut Weterynaryjny podległy resortowi rolnictwa.

Kto zawinił w sprawie Odry

Pytanie jednak, czy tego rodzaju zmiana nie wywołałaby nowych konfliktów kompetencyjnych w rządzie, zwłaszcza że te napięcia już są spore. Trwa festiwal wzajemnych oskarżeń o to, kto w sprawie Odry zawinił, nie zareagował na czas lub nawet wprowadził w błąd opinię publiczną i samego szefa rządu. Mateusz Morawiecki na razie zdymisjonował szefa Wód Polskich Przemysława Dacę oraz głównego inspektora ochrony środowiska Michała Mistrzaka. Niezadowoleni, zwłaszcza z tej drugiej dymisji, są ziobryści. – To była jedyna osoba, która chciała coś realnie robić. Już na początku sierpnia poprzez swoją zastępczynię próbował zainteresować wojewodów problemem – przekonuje polityk Solidarnej Polski. Wskazuje też, że „całkowitą odpowiedzialność ponosi dolnośląski wojewoda i podlegający mu wojewódzki inspektor ochrony środowiska”.
Z kolei ze strony KPRM słychać pretensje w kierunku wiceministra klimatu i środowiska Jacka Ozdoby, związanego ze Zbigniewem Ziobrą. – On zajmuje się głównie tym, by udowodnić, że to nie jego wina. Wszystkich rozwścieczył swoim występem w telewizji, gdzie tłumaczył, że to wina wojewodów i podległej im administracji, a nie jego. Nie tolerujemy takiej niezespołowej gry. Wiemy, że to kwestia koalicyjna, więc ziobryści staną okoniem, ale na pewno nie puścimy tego płazem – przekonuje współpracownik Mateusza Morawieckiego.
Opozycja z kolei domaga się dymisji minister klimatu i środowiska Anny Moskwy, wiceministra infrastruktury Grzegorza Witkowskiego (nadzorującego Wody Polskie) czy wojewodów z regionów, przez które przepływa Odra. Samorządowe władze woj. lubuskiego złożyły w zeszłym tygodniu wniosek do rządu o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Rząd nie rozważa takiego scenariusza, bo sytuacja się poprawia.