W październiku europejscy przywódcy przyjęli ramy polityki klimatyczno-energetycznej Unii Europejskiej do 2030 r. To był ważny krok w dyskusjach klimatycznych Unii, ale z pewnością nieprzesądzający o ostatecznym kształcie tej polityki. Przywieziony z Brukseli przez premier Ewę Kopacz kompromis zapisany w konkluzjach Rady będzie w 2015 r. przedmiotem szczegółowych rozmów, które ostatecznie zostaną przekute w propozycje legislacyjne. I to zapisy tych ostatnich zdecydują o tym, czy Polska bez uszczerbku dla rozwoju będzie mogła realizować klimatyczne ambicje Unii.
Z pewnością będą to trudne rozmowy, bo debata o polityce klimatycznej w Europie to de facto dyskusja o pieniądzach i celach gospodarczych. Kontrowersji w tej kwestii, wynikających z odmiennych interesów, jest bardzo dużo. Silniejsze gospodarki (Niemcy, Francja, Wielka Brytania) mają zdecydowanie większe ambicje w tej kwestii niż kraje Europy Środkowo-Wschodniej. One w polityce klimatycznej upatrują impulsu dla rozwoju innowacyjności i budowania przewagi konkurencyjnej Europy. My natomiast obawiamy się przede wszystkim poniesienia zbyt wysokich kosztów ograniczania emisji.
Na niedawnej Radzie Europejskiej polski rząd wynegocjował instrumenty łagodzące skutki polityki klimatycznej i pozwalające uniknąć dodatkowych kosztów, których tak bardzo się obawiamy. Najważniejsze zapisy dotyczą stworzenia funduszu na transformację sektora energetycznego w biedniejszych krajach UE oraz zgody na częściowe przyznanie darmowych uprawnień do emisji dla tego sektora. Co także ważne, ostateczny cel redukcyjny na 2030 r. będzie uzależniony od wyników przyszłorocznej Globalnej Konferencji Klimatycznej ONZ i zobowiązań naszych głównych konkurentów handlowych.
Na fundusz zostanie przeznaczone 2 proc. całkowitej ilości uprawnień, czyli ok. 300 mln pozwoleń do emisji dwutlenku węgla. Polska ma otrzymać prawie połowę tej puli (ok. 135 mln pozwoleń), co przy założeniu, że cena uprawnienia wynosi 20 euro, stanowi ok. 2,7 mld euro na inwestycje w latach 2020–2030. Dodatkowo polska energetyka może częściowo uniknąć kosztów związanych z zakupem uprawnień, bo 40 proc. pozwoleń rząd może jej podarować z własnej koperty uprawnień. W zależności od ceny pozwolenia do emisji kwota ta może być różna, ale przy tych samych założeniach mówimy o 5,6 mld euro. Trzeba mieć przy tym świadomość, że nie są to dodatkowe pieniądze, które energetyka otrzyma, tylko są to koszty uniknięte, których nie poniesie. Po drugie, mówimy o przydziale pozwoleń do emisji z koperty krajowej. Zgodnie z zasadami przyjętymi w Brukseli każdy rząd otrzyma pulę uprawnień, która będzie sprzedawana na aukcjach, a wpływy z tych aukcji trafią w ręce rządu. Biorąc pod uwagę ogrom wyzwań, które stoją przed polską energetyką, bardzo ważne jest mądre gospodarowanie tymi funduszami. Jeśli pieniądze te zostaną zassane przez budżet i nie będą inwestowane w pobudzenie inwestycji ograniczających emisje, to problem wysokich cen energii wciąż będzie spędzał nam wszystkim sen z powiek.
Na co więc rząd powinien wydać pieniądze z wynegocjowanego funduszu transformacyjnego oraz ze środków, które otrzyma ze sprzedaży z aukcji? Nad odpowiedzią zastanawiają się teraz wszyscy, bo chybione decyzje mogą dużo kosztować polską gospodarkę. Bezpiecznymi obszarami inwestycyjnymi są: sektor ciepłownictwa, który należy zmodernizować w kierunku kogeneracji (i tym samym poradzić sobie z problemem brudnego powietrza w miastach), poprawa efektywności energetycznej po stronie popytowej (w szczególności chodzi o termomodernizację budynków) oraz modernizacja i rozwój sieci. Pozostałe kierunki inwestycyjne nie są już tak oczywiste, ponieważ obarczone są dużym ryzykiem politycznym. Mówiąc wprost, brak jasnych sygnałów ze strony rządu, jaki miks energetyczny ma mieć Polska w przyszłości, dodatkowo komplikuje tę debatę. W zależności od tego, jaki kierunek ostatecznie zostanie obrany, powinny być odpowiednio wspierane inwestycje w modernizację bardziej efektywnych bloków węglowych, energetykę odnawialną dużą i małą lub energetykę jądrową.
Niezależnie od tego, jakie inwestycje będzie chciał wspierać rząd, to nowe moce wytwórcze muszą się pojawić w systemie energetycznym dość szybko. Bowiem równolegle do ustalania celów redukcji CO2 toczą się, w mniejszych gremiach i nie w świetle medialnych jupiterów, prace nad przyjęciem restrykcyjnych standardów emisji innych gazów. Niespełnienie ich będzie skutkowało poważnymi konsekwencjami, bo zamknięciem instalacji, a nie „tylko” wyższymi kosztami, jak w przypadku standardów klimatycznych. Dlatego dodatkowe środki wynegocjowane w ramach pakietu klimatycznego są Polsce bardzo potrzebne. Bez nich koszty dostosowania instalacji do nowych przepisów będą bardzo dotkliwe. Rząd wykonał dobrą robotę w Brukseli, ale jeśli tego sukcesu nie chce zaprzepaścić, musi również odrobić lekcję w Polsce. Konieczna jest wiarygodna strategia rozwoju sektora energetycznego, która będzie uwzględniała racjonalne wykorzystanie zasobów własnych oraz światowe trendy w energetyce. Do tego potrzebujemy jeszcze stabilnych regulacji w zakresie odnawialnych źródeł energii, kogeneracji, rynku gazu i efektywności energetycznej. Jeśli rząd temu sprosta, to sukces jest gwarantowany – nowe moce w energetyce, poprawa bezpieczeństwa dostaw energii oraz częściowe ograniczenie wzrostu cen energii poprzez wykorzystanie środków, które dodatkowo otrzyma Polska w ramach pakietu klimatycznego.
Żeby sprawnie ten proces przeprowadzić i działać w interesie konsumentów energii, czyli nas wszystkich, potrzeba wspólnego działania polityków. To może być dużo trudniejsze niż negocjacje w Brukseli, bo tocząca się pomiędzy polskimi politykami debata o regulacjach klimatycznych ma się nijak do faktów. Opozycji łatwiej krytykować rząd lub obiecywać wyborcom gruszki na wierzbie (np. obalenie polityki klimatycznej), niż w konsekwentny sposób wymuszać na rządzie progres w pracach nad dobrą strategią dla sektora energetycznego i przemysłu w Polsce, nie mówiąc już o konstruktywnym zaangażowaniu w te prace.
Jedno jest pewne: jeśli chcemy przekuć obecną debatę klimatyczno-energetyczną w gospodarczą szansę dla Polski, czeka nas jeszcze sporo pracy. Wykazać się będą mogli wszyscy – rząd, opozycja, europosłowie i przedsiębiorcy. Co trzeba zrobić? Przygotować strategię i aktywnie uczestniczyć w pracach nad konkretnymi mechanizmami polityki klimatycznej do 2030 r. Z pewnością trzeba też śledzić prace Komisji Europejskiej, która postanowienia konkluzji będzie zamieniała w dyrektywy. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że nie jest to czysta gra. Należy również powalczyć z Komisją o mocniejsze zapisy chroniące konkurencyjność europejskiego przemysłu.
Mamy dopiero początek potyczek o klimat. Dla biznesu te decyzje są bardzo ważne, bo będą określały ramy funkcjonowania na kolejne lata. Pierwsza runda zakończyła się dla Polski dobrze. Teraz czas, żeby rząd przygotował odpowiednie regulacje na poziomie krajowym, które będą dla biznesu drogowskazem, w jakim kierunku inwestować w energetyce.
Jeśli chcemy przekuć debatę w gospodarczą szansę dla Polski, czeka nas jeszcze sporo pracy