Wspólny cel klimatyczny, koniec z finansowaniem węgla i globalny podatek minimalny dla wielkich korporacji – do tego zobowiązali się na szczycie w Rzymie przywódcy państw G20. Co postanowią na COP26?
Wspólny cel klimatyczny, koniec z finansowaniem węgla i globalny podatek minimalny dla wielkich korporacji – do tego zobowiązali się na szczycie w Rzymie przywódcy państw G20. Co postanowią na COP26?
Najpierw Rzym i szczyt G20, a później Glasgow i COP26. Przełom października i listopada upływa pod znakiem intensywnych rozmów dotyczących międzynarodowej walki z globalnym ociepleniem. Celem jest doprowadzenie do zatrzymania wzrostu temperatury na poziomie 1,5 st. C, czyli wypełnienie zobowiązania z paryskiego porozumienia klimatycznego sprzed pięciu lat.
Organizacje ekologiczne, rozczarowane włoskim szczytem, z niepokojem patrzą na dwutygodniowe rozmowy w Szkocji. Wśród polityków przeważa jednak przeświadczenie, że w Rzymie dokonano małego, ale wymiernego kroku naprzód, a kolejny może nastąpić w Glasgow. Premier Włoch Mario Draghi mówił, że w końcu „bla bla bla zastąpiono treścią”, a prezydent Francji Emmanuel Macron o „konkretnych rozwiązaniach”.
Do nich należeć ma zobligowanie się 20 największych gospodarek globu do zakończenia finansowania zagranicznych elektrowni węglowych jeszcze do końca tego roku oraz przekazywania biedniejszym krajom 100 mld dol. rocznie na walkę ze zmianami klimatycznymi. W planach jest także zasadzenie do 2030 r. biliona drzew oraz pomoc w kampanii szczepień, tak by do połowy 2022 r. przeciwko COVID-19 zaszczepiono 70 proc. ludności świata. Przywódcy zgodzili się też w sprawie minimalnego globalnego podatku od korporacji na poziomie 15 proc. od zysków. Środek ten najwcześniej wejdzie w życie w 2023 r. i wymierzony jest przeciwko takim gigantom jak Amazon, Facebook czy Apple, które skutecznie unikają i uchylają się od płacenia swoich należności, wykorzystując luki w międzynarodowym systemie.
W dość ogólnym zapisie G20 wyznaczyło cel osiągnięcia zerowej emisyjności gospodarki „około połowy wieku”. Przy krytyce środowisk ekologicznych za zachowawczość, stanowi to ukłon w kierunku tych państw, dla których transformacja energetyczna to największe wyzwanie, w tym Rosji i Chin. Pekin i Moskwa dystansują się od wspólnych światowych wysiłków; mimo że szczyt w Rzymie odbywał się na szczeblu prezydenckim, do włoskiej stolicy nie przybył ani Władimir Putin, ani Xi Jinping. „Ludzie powinni być tym rozczarowani” – skwitował to Joe Biden.
Bez harmonizacji polityki z Pekinem i Moskwą osiągnięcie ambitnych globalnych celów będzie zadaniem niemal niemożliwym. Same Chiny odpowiadają za 27 proc. światowych emisji CO2, to więcej niż USA i UE liczone razem (odpowiednio 15 proc. i 9,8 proc.). Dlatego też z rezerwą włoski szczyt podsumował sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres. „Chociaż z zadowoleniem przyjmuję odświeżenie zobowiązań G20 dotyczących globalnych rozwiązań, to wyjeżdżam z Rzymu z niespełnionymi nadziejami. Ale nie są one przynajmniej pogrzebane” – napisał na Twitterze.
Spotkanie w Wiecznym Mieście stanowiło dopiero początek klimatycznego maratonu, który kontynuowany jest od niedzieli w Glasgow w ramach COP26, dorocznej Konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu. Polskę reprezentuje na niej m.in. premier Mateusz Morawiecki. Warszawa – jak poinformował PAP wiceminister klimatu i środowiska Adam Guibourgé-Czetwertyński – nie ukrywa, że zamierza osiągnąć neutralność klimatyczną w drugiej połowie obecnego wieku.
Do Szkocji udała się większość z tych, którzy obradowali w Rzymie, w tym Biden, konsekwentnie próbujący stawiać USA na pozycji lidera międzynarodowych wysiłków w kierunku zeroemisyjności. Demokraci mają nadzieję, że „dyplomacja klimatyczna” oraz pięciodniowy pobyt w Europie, w tym spotkanie z Macronem czy papieżem Franciszkiem, skutkować będą odbiciem z jesiennych sondażowych tarapatów. Wskaźnik poparcia dla Bidena jest obecnie najniższy od inauguracji, oscyluje na poziomie ok. 42 proc. To aż o 10 pkt proc. mniej niż przed zdobyciem Kabulu przez talibów.
Od stycznia Biden odwraca linię swojego poprzednika w polityce środowiskowej. Symbolem tego stał się powrót Stanów Zjednoczonych do paryskiego porozumienia klimatycznego, z którego USA wycofał sceptycznie odnoszący się do konieczności zdecydowanych ruchów przeciwko globalnemu ociepleniu Donald Trump. Po przejęciu władzy demokraci z werwą zabrali się do budowania „zielonego wizerunku” USA. Już w kwietniu, podczas wirtualnego szczytu organizowanego przez Biały Dom, Waszyngton zobowiązał się do obniżenia emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. o połowę w porównaniu z poziomem z 2005 r.
Szkopuł w tym, że do realizacji tego celu potrzebne są działania i poparcie Kongresu. „Redukcja gazów cieplarnianych o połowę do 2030 r. nie jest możliwa bez nowych ustaw” – nie ma wątpliwości Rhiana Gunn-Wright z think tanku Roosevelt Institute. A przez pół roku prezydentury Bidena w amerykańskim parlamencie nie udało przeforsować się kluczowych programów. Na przeszkodzie stoją spory wewnątrzpartyjne. Kongresmeni z zależnego od ropy naftowej Teksasu oraz senator Joe Manchin z opartej wciąż na węglu Wirginii Zachodniej blokują część inicjatyw administracji, m.in. propozycje nakładania kar na dostawców energii powoli przechodzących na źródła odnawialne.
Jeszcze na godziny przed czwartkowym wylotem do Europy Biden przekonywał parlamentarzystów do negocjowanego od miesięcy i już znacznie okrojonego pakietu wydatków socjalnych o wartości prawie 1,8 bln dol. Niemal jedna trzecia z tej kwoty przypada na „zielony rozwój”, głównie ulgi podatkowe na czystą energię oraz samochody elektryczne. Interesującą propozycją rządu federalnego jest stworzenie Cywilnego Korpusu Klimatycznego, programu opartego na wysyłaniu młodych do społeczności dotkniętych problemami związanymi ze zmianami klimatycznymi. Nazwa to nawiązanie do Cywilnego Korpusu Ochrony Przyrody, programu Franklina Delano Roosevelta zapewniającego w latach 1933–1942 pracę bezrobotnym, nieżonatym mężczyznom do 25. roku życia.
Kwoty i zakres działań proponowane przez administrację uznawane są za zbyt skromne przez progresywne skrzydło demokratów, które forsuje odważniejszy Nowy Zielony Ład. We frakcji tej nie brak jednak głosów, że liczy się każdy mały sukces. „Chociaż w planach rządu nie ma do końca tego, czego oczekiwaliśmy, to proponowane przez prezydenta działania w zakresie czystej energii i infrastruktury będą zdecydowanie największymi, jakie Stany Zjednoczone kiedykolwiek podjęły w celu walki z kryzysem klimatycznym” – przekonuje Paul Bledsoe z organizacji Progressive Policy Institute.
Wyczekując na postęp na Kapitolu, Biden próbuje realizować swój program walki z globalnym ociepleniem za pomocą rozporządzeń wykonawczych. W sierpniu za cel ustanowił to, by do 2030 r. połowa sprzedawanych nowych samochodów osobowych i lekkich ciężarówek była pojazdami o zerowej emisji. Na arenie międzynarodowej Biały Dom połączył natomiast siły z UE i złożył obietnicę ograniczenia emisji metanu.
Biden stawia mocno na klimat w trakcie znaczących przemian w podejściu Amerykanów do spraw środowiskowych. Badanie Instytutu Gallupa wykazuje, że 65 proc. obywateli USA jest zaniepokojonych globalnym ociepleniem, a odsetek ten stale rośnie. Czterech na pięciu Amerykanów opowiada się z kolei za tym, by odnawialne źródła energii traktować priorytetowo. Zadaniem Bidena w Rzymie i Glasgow było przekonanie elektoratu oraz świata, że Stany Zjednoczone prowadzą ambitną wewnętrzną politykę klimatyczną i są w stanie sprostać roli światowego lidera. Na wiarygodność i pozycję negocjacyjną prezydenta – jak zauważa „Financial Times” – cieniem rzuca się jednak to, że kluczowe punkty jego środowiskowego programu ugrzęzły w Kongresie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama