Wiele wskazuje na to, że do Glasgow nie pojedzie też reprezentacja na najwyższym szczeblu
Wiele wskazuje na to, że do Glasgow nie pojedzie też reprezentacja na najwyższym szczeblu
W ostatnich dniach nowe deklaracje w dziedzinie ochrony klimatu złożyły kraje uznawane za hamulcowych zielonej transformacji. Wczoraj do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. zobowiązała się Australia należąca do największych na świecie eksporterów paliw kopalnych, w tym węgla. Canberra chce w tym celu zainwestować w najbliższych dekadach ok. 15 mld dol. w zielone technologie. Dekadę później cel zera emisji netto ma spełnić – według planów ogłoszonych w zeszłym tygodniu – Arabia Saudyjska, największy na świecie eksporter ropy naftowej. Taką samą obietnicę złożyły już w zeszłym roku Chiny, a w poniedziałek Pekin przedstawił nowe szczegóły swoich planów. Ten największy globalny emitent gazów cieplarnianych do połowy dekady chce pozyskiwać co najmniej 20 proc. swojej energii z czystych źródeł. Dążenie do neutralności klimatycznej zasygnalizowały również Rosja, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Turcja, która jako ostatnia spośród krajów G20 ratyfikowała niedawno porozumienie paryskie w sprawie przeciwdziałania zmianom klimatycznym.
Zapowiedzi te mają w dużej mierze wizerunkowy charakter i w praktyce budzą wiele zastrzeżeń. Saudowie chcą zredukować emisje do zera w długiej perspektywie, ale w kluczowej z punktu widzenia ochrony klimatu najbliższej dekadzie mogą zwiększyć swój klimatyczny ślad nawet o 45 proc. W dodatku ich plany nie obejmują emisji z ropy sprzedawanej za granicę. Sprzeczne sygnały płyną też z Moskwy, która – według think tanku klimatycznego World Resources Institute – aby osiągnąć neutralność klimatyczną w 2060 r., powinna do roku 2030 obniżyć swoje emisje o dwie trzecie. Tymczasem zgodnie z obowiązującym planem mają one w tym czasie wzrosnąć o 30 proc. Rozziew pomiędzy zobowiązaniami krótko- a długoterminowymi charakteryzuje też stanowisko Turcji. Australia, choć zapowiada przedstawienie w najbliższym czasie ambitnych celów na 2030 r., wzbrania się przed wygaszaniem produkcji paliw kopalnych, opierając swoją strategię na niedojrzałych technologiach i mechanizmach kompensacji emisji (np. poprzez sadzenie drzew).
Wolne od problemów z wiarygodnością nie są też kraje aspirujące do roli klimatycznych liderów. W USA reformy, które stanowią warunek realizacji obietnic Joego Bidena, utknęły w Kongresie. Z najnowszego raportu ONZ podsumowującego złożone na drodze formalnej plany klimatyczne wynika, że świat w dalszym ciągu zmierza w kierunku odległym od celów ustanowionych sześć lat temu w Paryżu. Przy utrzymaniu obecnych zobowiązań światowe emisje w 2030 r. będą o ok. 16 proc. wyższe niż w roku 2010, choć – według wyliczeń naukowców z Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu (IPCC) – powinny być niższe o co najmniej 25 proc.
Problemy z wizerunkiem ma także Polska uważana za najsilniej uzależnioną od węgla europejską gospodarkę. Na kilka dni przed rozpoczynającą się 31 października konferencją Warszawa nie potwierdziła rangi reprezentacji na szczycie, nie podjęła nowych zobowiązań w kluczowych dla polityki klimatycznej obszarach ani nie uszczegółowiła starych. Wczoraj gabinet Mateusza Morawieckiego opuścił w dodatku dotychczasowy minister klimatu Michał Kurtyka, a zastąpiła go Anna Moskwa – b. wiceminister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
– Z odejściem Michała Kurtyki tracimy dyplomatyczne podejście do klimatu. Jego słabością była pozycja polityczna, ale objęcie klimatycznej teki przez Annę Moskwę oznaczać będzie dalsze osłabienie resortu. Spodziewam się za to cieplejszych relacji z Ministerstwem Aktywów Państwowych, gdzie do tej pory pojawiały się napięcia – komentuje Robert Tomaszewski z Polityki Insight.
Kto w tej sytuacji poleci na COP26? Do momentu zamknięcia tego wydania DGP na to pytanie nie odpowiedział ani resort klimatu, ani rzecznik rządu. Polski nie ma na opublikowanej w zeszłym tygodniu liście krajów, które mają być reprezentowane na odbywającym się w ramach COP26 szczycie liderów. Jeśli to się potwierdzi, oznacza to, że w Glasgow nie będzie ani premiera Mateusza Morawieckiego, ani prezydenta Andrzeja Dudy. Nieoficjalnie słyszymy, że w konferencji weźmie udział następczyni Kurtyki, zaś przekaz, z jakim jedzie na konferencję pozostanie niezmieniony.
Na najwyższym szczeblu – głowy państwa lub szefa rządu – reprezentowanych w Glasgow ma być ponad 120 stolic, w tym pozostałe 26 krajów UE. W gronie prawdopodobnych nieobecnych na szczycie znajdują się m.in. przywódca Chin Xi Jinping, prezydent Rosji Władimir Putin i prezydent Brazylii Jair Bolsonaro.
To niejedyny w ostatnim czasie sygnał zmiany kursu polskich władz w sprawie klimatu.
Na kilka dni przed rekonstrukcją rządu prezes PiS Jarosław Kaczyński udzielił „Gazecie Polskiej” wywiadu, w którym zdystansował się od unijnej zielonej polityki. Jak mówił, co najmniej jej część „to szaleństwo, a w innych przypadkach teorie bez dowodów”. – Nie da się stwierdzić, że Europa, która emituje 8 proc. gazów, zmienia klimat – dodał. Jak podkreśla Tomaszewski, wypowiedź lidera rządzącej formacji to tym mocniejszy sygnał, że zwykle unika on tematów związanych z klimatem i energetyką. – To może być element narracji skierowanej do własnego obozu, ale wpisuje się ona w trend coraz donośniejszej krytyki pod adresem UE i jej zielonego ładu podnoszonej m.in. przez polityków Solidarnej Polski – zauważa Tomaszewski.
Co się stanie w Glasgow
COP to najważniejsze gremium decyzyjne ustanowione przez ramową konwencję ONZ w sprawie zmiany klimatu. Stron tej umowy poświęconej walce z ociepleniem planety jest 197. Poza tym gronem jest tylko pięć uznanych międzynarodowo krajów: Erytrea, Iran, Irak, Libia i Jemen.
Najważniejszym osiągnięciem negocjacji prowadzonych w tym formacie jest przyjęte w 2015 r. porozumienie paryskie, którego sygnatariusze zobowiązali się do działań na rzecz zahamowania wzrostu temperatury poniżej 2 st. C (w granicach 1,5 st. C) w porównaniu do czasów sprzed rewolucji przemysłowej. Kraje mają zgłaszać co pięć lat deklaracje, jak chcą przyczynić się do realizacji tego celu.
Podczas obecnej konferencji państwa powinny przedstawić plany klimatyczne na rok 2030. Jak wynika z najnowszego raportu, nowe lub poprawione cele złożyły do ONZ-owskiego sekretariatu 143 państwa. W tym gronie nie ma niektórych spośród największych emitentów, w tym Chin. Dyskusja będzie też dotyczyć odchodzenia od węgla i spełnienia obietnic najbogatszych państw dotyczących przeznaczania minimum 100 mld dolarów rocznie na finansowanie transformacji w krajach rozwijających się.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama