Niszczycielska Ida może pomóc Białemu Domowi przepchnąć przez parlament kluczowe elementy programu klimatycznego.

Ponad 100 ofiar śmiertelnych w USA i na Karaibach, tysiące zniszczonych domów, miliony gospodarstw dotkniętych przerwami dostaw prądu – to bilans huraganu Ida, który niespełna dwa tygodnie temu uderzył we Wschodnie Wybrzeże USA. Łączne straty, według szacunków AccuWeather, mogą sięgnąć 100 mld dol. To tyle, na ile szacowany jest łączny koszt ponad 20 najdotkliwszych kataklizmów, które przeszły przez USA w zeszłym roku.
Rachunek za odbudowę będzie wysoki, bo na skutek pandemii i związanych z nią zaburzeń światowych łańcuchów dostaw w Stanach Zjednoczonych wzrosły ceny materiałów budowlanych. Z punktu widzenia Zatoki Meksykańskiej i skoncentrowanej tam branży wydobywczej efekty kataklizmu były nawet dotkliwsze niż rekordowej Katriny. Stanęło niemal 90 proc. produkcji ropy naftowej i ponad 80 proc. gazu. W 10 dni huragan wyeliminował z rynku ponad 16 mln baryłek ropy naftowej.
Od czerwca na Atlantyku odnotowano już trzy huragany co najmniej kategorii 3 (intensywność huraganów jest klasyfikowana w skali 1–5), mniej więcej tyle, ile wynosi średnia ich roczna liczba dla lat 1991–2020, a jesteśmy dopiero na półmetku sezonu. Rekordowy zeszły rok przyniósł siedem takich kataklizmów. Specjaliści od ubezpieczeń odnotowują, że nawet łagodniejsze huragany stają się bardziej nieprzewidywalne, trudniejsze do modelowania, a tym samym kosztowniejsze niż dotychczas. Drugim czynnikiem, który zmienia się w ostatnich latach, jest wzrost powierzchni traktowanych jako obszary wysokiego ryzyka. Według analizy „Washington Post”, niemal co trzeci Amerykanin mieszka w hrabstwie dotkniętym przez katastrofy odnotowane przez Federalną Agencję Zarządzania Kryzysowego.
– Przez całe dekady naukowcy ostrzegali, że ekstremalne zjawiska pogodowe staną się jeszcze bardziej ekstremalne. Zmiana klimatu już tu jest i doświadczamy jej na własnej skórze. Nie mamy więcej czasu – mówił prezydent USA podczas objazdu po terenach dotkniętych przez kataklizm. Z punktu widzenia programu Joego Bidena i jego planów legislacyjnych wyjątkowo trudne w tym sezonie przejścia Amerykanów związane z ekstremami pogodowymi mogą się okazać tym elementem, który przeważy szalę nastrojów na jego korzyść w czasie decydującej dla jego prezydentury rozgrywki w Kongresie.
Zaledwie parę dni po huraganowym tournée Bidena demokraci przedstawili szczegóły swoich propozycji klimatycznych, które będą częścią wartego 3,5 bln dol. pakietu legislacyjnego. Zakłada on subsydia dla elektrowni, które zwiększają wytwarzanie prądu z czystych źródeł o co najmniej 4 proc. rocznie. Z kolei dostawcy energii, którzy nie będą obniżać emisyjności, zostaną obciążeni specjalną opłatą. Wart 150 mld dol. system nagród i kar ma zacząć obowiązywać już w 2023 r. i przyczynić się wypełnienia obietnicy wyborczej prezydenta USA dotyczącej budowy bezemisyjnego miksu energetycznego do 2035 r. Dziś prace nad projektem ma rozpocząć komisja energii Izby Reprezentantów.
Plany demokratów obejmują też 9 mld dol. na modernizację sieci energetycznych, by przygotować je na ekstremalne temperatury, 17,5 mld na redukcję emisji z budynków i pojazdów rządowych oraz 13,5 mld na rozwój infrastruktury do ładowania aut elektrycznych. W programie ma się również znaleźć opłata za emisję metanu, która obciąży firmy naftowe i gazowe. W branżę paliwową ma uderzyć projektowany zakaz odwiertów na morzu. Przyjęcie tych planów będzie kluczowe dla wiarygodności USA jako klimatycznego lidera podczas zbliżającego się szczytu COP26 w Glasgow.
Ale rozgrywka na Kapitolu nie toczy się wyłącznie o klimat. Waży się przyszłość ustaw, które mogą przesądzić o bilansie prezydentury Bidena na kilka miesięcy przed wyborami, a w konsekwencji o tym, czy w drugiej połowie kadencji Biały Dom będzie mógł liczyć na większość w Kongresie. Pierwszy, wart ponad 1 bln dol. pakiet infrastrukturalny jest propozycją ponadpartyjną, forsowaną wspólnymi siłami przez demokratów i grupę republikanów. Zniszczenia poczynione przez Idę po raz kolejny unaoczniły pilność tych inwestycji.
Drugi pakiet, zawierający elementy trudniejsze do przełknięcia dla prawej strony, w tym dużą reformę polityk społecznych, jest warty 3,5 bln dol. i może być przyjęty tylko poprzez specjalną procedurę budżetową, która pozwala uniknąć obstrukcji. Nawet przy jej zastosowaniu konieczne będzie jednak jednogłośne poparcie wszystkich demokratycznych senatorów. Dwa elementy prezydenckiej ofensywy są ze sobą powiązane; porażka w mobilizacji senatorów za projektem budżetowym lub nadmierne rozmiękczenie go pod naciskiem umiarkowanych senatorów (na czele z Joem Manchinem z węglowej Wirginii Zachodniej) może poskutkować utratą głosów lewego skrzydła partii w głosowaniu nad pakietem infrastrukturalnym.