Już nie tylko podejście do atomu, ale i tempo transformacji może stać się kością niezgody między Berlinem i Paryżem

Dziesiątki tysięcy ludzi wyszły w niedzielę na ulice francuskich miast, aby zaprotestować przeciwko nie dość ambitnej polityce klimatycznej Emmanuela Macrona. Szykując się na przyszłoroczne wybory, jako priorytet traktuje on gospodarkę i ostrożnie podchodzi do zielonych regulacji, które już raz zagroziły jego pozycji – pierwsze protesty „żółtych kamizelek” wybuchły w reakcji na podwyżki opodatkowania paliw. W efekcie dziś nawet realizacja skromnego na tle europejskim celu 40-procentowej redukcji emisji zanieczyszczeń stoi pod znakiem zapytania.
Remedium na zapóźnienie i polityczne rafy związane z zieloną transformacją miał być panel obywatelski – zgromadzenie obywateli, które przy wsparciu ekspertów wypracować miało rekomendacje dla sprawiedliwej transformacji. Ostatecznie wypracowane przez nich założenia złagodzono. Projekt złożony przez prezydenta uzyskał już akceptację Zgromadzenia Narodowego i czeka na zgodę Senatu. Zakłada m.in. likwidację krótkodystansowych lotów krajowych na trasach, gdzie istnieją połączenia kolejowe, regulacje, które mają przyspieszyć termomodernizację mieszkań czy wprowadzenie do kodeksu karnego kategorii „zbrodni na środowisku”. Wczoraj do izby wyższej trafiła ponadto prezydencka propozycja wpisania ochrony środowiska, bioróżnorodności i walki ze zmianami klimatu do konstytucji. Jeśli izba wyższa parlamentu udzieli mu wsparcia – co jest wątpliwe – w tej sprawie ma zostać rozpisane ogólnokrajowe referendum. Ekolodzy zarzucają jednak prezydentowi, że składa obietnice bez pokrycia i marnuje potencjał zaangażowania obywateli na rzecz środowiska.
Trupy w szafie nie przeszkadzają prezydentowi Francji odgrywać roli „zielonego prymusa” na arenie międzynarodowej – tak jak na niedawnym szczycie Bidena, gdzie wzywał wszystkie kraje do szybkiego wdrażania celów z porozumienia paryskiego. – Jest w tym element propagandowy. Francja kreuje się na lidera zrównoważonego rozwoju, chętnie przenosząc zarazem główny ciężar odpowiedzialności na państwa rozwijające się. A w ramach „marchewki” oferuje im francuskie technologie jako rozwiązanie stojących przed nimi wyzwań transformacyjnych – mówi analityk PISM Łukasz Maślanka. Zwraca uwagę, że francuskie cele wydają się mało ambitne również dlatego, że punkt wyjścia, jeśli chodzi o emisyjność gospodarki, jest stosunkowo dobry.
Konserwatywna polityka Macrona może, obok trwającego już od lat sporu dotyczącego roli atomu w europejskiej energetyce, w coraz większym stopniu ustawiać go na kursie kolizyjnym z coraz bardziej jastrzębimi w tej dziedzinie Niemcami. Deklaracja Angeli Merkel z zeszłego tygodnia – neutralność klimatyczna do 2045 r. i redukcja emisji gazów cieplarnianych o 65 proc. w perspektywie najbliższej dekady – wzmacnia niemiecką pozycję w wyścigu po klimatyczne przywództwo. Ogłoszona pod koniec kwietnia decyzja Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził częściową niezgodność z ustawą zasadniczą dotychczasowych planów, dała czas na zmianę prawa do końca 2022 r., ale niemiecki rząd nie czekał: Merkel zapowiedziała nowe cele już tydzień później. Na to imponujące tempo trudno patrzeć w oderwaniu od nadchodzących wyborów do Bundestagu. Sondaże wskazują, że na najwyższe poparcie mogą w nich liczyć Zieloni.
Realizacja obietnic Merkel będzie miała poważne konsekwencje. Według think tanku Agora Energiewende zredukowanie 65 proc. emisji do 2030 r. oznaczać będzie konieczność odejścia od węgla jeszcze w tej dekadzie, a nie, jak zakłada przyjęty w zeszłym roku plan, do 2038 r. Może też przybliżyć termin odejścia od gazu.
Według Łukasza Maślanki w efekcie w stosunkach francusko-niemieckich można spodziewać się w najbliższym czasie zwiększenia napięcia i wzajemnego wypominania niedociągnięć w polityce klimatycznej. – Ale to będzie raczej poszturchiwanie się niż ostry konflikt. Zarówno Paryż, jak i Berlin będą jednak musiały utrzymywać spory o klimat w ryzach w imię realizowania swoich szerszych celów strategicznych – zastrzega.
Zdaniem Izabeli Zygmunt z think tanku WiseEuropa przyspieszenie niemieckiej transformacji wpłynie na całą Europę. – Berlin z podwyższonym celem klimatycznym będzie mógł wywierać presję na politykę UE i kształt planowanych w niej reform, choćby systemu uprawnień do emisji. Otoczenie, w którym funkcjonujemy, zmieni się, a presja na maruderów w poszczególnych dziedzinach wzrośnie – ocenia. Dotyczyć to będzie zarówno Paryża, jak i Polski, której cele klimatyczne są o wiele skromniejsze niż Francji.