Wojny klimatyczne przechodzą ze sfery science fiction do agendy międzynarodowych instytucji. Ale jednocześnie klimat sam staje się przedmiotem rywalizacji mocarstw.

– Jeśli będziemy nadal podążać obecną ścieżką, staniemy w obliczu załamania wszystkiego, co zapewnia nam bezpieczeństwo: produkcji żywności, dostępu do wody pitnej, temperatur umożliwiających normalne życie i łańcuchów pokarmowych w oceanach – ostrzegł David Atten borough, światowej sławy przyrodnik i reżyser filmów dokumentalnych. Jak dodał, gdy natura nie będzie w stanie zaspokajać najbardziej podstawowych potrzeb ludzkości, doprowadzi to do szybkiego upadku całej naszej cywilizacji. Tych słów mogli we wtorek wysłuchać uczestnicy Rady Bezpieczeństwa ONZ. Problematyka klimatyczna pojawiała się na agendzie tej instytucji już wcześniej, jednak tym razem debata na ten temat miała szczególną rangę. Udział wzięli m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron, brytyjski premier Boris Johnson oraz pełnomocnicy klimatyczni USA i Chin, John Kerry i Xie Zhenhua. Tych, którzy liczyli, że wysoki szczebel reprezentacji przyniesie przełomowe rozstrzygnięcia, spotkało jednak rozczarowanie.
Teoretycznie wszyscy zgadzają się, że zmiana klimatu uderza w światowy porządek i wzmaga groźbę konfliktów. Jak wskazuje Sztokholmski Instytut Badań nad Międzynarodowym Pokojem, 10 z 21 misji pokojowych ONZ odbywa się w krajach zaliczanych do najsilniej poszkodowanych przez klimat. W związku z tym proponuje się m.in. powołanie specjalnego pełnomocnika ONZ ds. bezpieczeństwa klimatycznego. Inicjatywę firmują Berlin i Paryż. Niemcy wystąpiły z tym pomysłem już w zeszłym roku. Wtedy wetem groziły Rosja i Chiny. Później jednak Pekin zadeklarował osiągnięcie do 2060 r. neutralności klimatycznej. Rosja zadeklarowała na razie tylko przyspieszenie redukcji emisji (najpóźniej od 2030 r. mają spadać), ale także w jej przypadku widać pierwsze zwiastuny zwrotu. Pilotażowy program „zielonej transformacji” przyjął ostatnio dalekowschodni obwód sachaliński. Region ma dążyć do neutralności klimatycznej już w 2025 r.
Międzynarodowy konsensus nie przeszkadza jednak w tym, by debata klimatyczna stała się areną rywalizacji, a dyplomatyczne inicjatywy pozostały bezskuteczne. Tym razem decydującą rolę odegrała Rosja. – Zgadzamy się, że zmiany klimatu mogą zaostrzać konflikty. Ale czy rzeczywiście stanowią one główną przyczynę tych konfliktów? – powątpiewał rosyjski przedstawiciel przy ONZ Wasilij Nebenzia. Przyjęcie takiej wykładni byłoby – według niego – niebezpieczne, bo odwracałoby uwagę od rzeczywistych przyczyn. Przykład? Destabilizacja afrykańskiego Sahelu, za co zdaniem Rosjan winę ponosi NATO. Nebenzia przekonywał też, że RB ONZ nie jest właściwym gremium dla spraw klimatycznych. Również delegacje Chin i Indii wskazywały, że klucz do powstrzymania zagrożeń klimatycznych leży w polityce rozwojowej, a ta – w gestii innych instytucji.
Z czego wynika ich opór? Pierwsze skrzypce odgrywały we wtorek dwa kraje. Wielka Brytania, której zależy na sukcesie szczytu klimatycznego COP26, który w listopadzie odbędzie się w Glasgow, i marce „zielonego lidera”. Stany Zjednoczone reklamują z kolei zadekretowany przez nowego prezydenta Joego Bidena „zielony zwrot”. Nieformalna klimatyczna koalicja może być szersza. Biden zabiega w tym celu o reset z Europą. Widać to było podczas zeszłotygodniowej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, gdzie klimat był jednym z głównych punktów wspólnych między wystąpieniami Bidena i unijnych liderów. W środę, przy okazji spotkania z premierem Kanady Justinem Trudeau, prezydent USA ogłosił rozpoczęcie prac nad koordynacją dążeń obu krajów do neutralności klimatycznej do 2050 r. Nowa amerykańska administracja nie ukrywa, że zamierza wywierać presję dyplomatyczną na sojusznicze kraje, które dotąd były sceptyczne wobec ambitnej polityki ograniczania emisji, takie jak Brazylia czy Australia. Ale to wciąż mało: aby przełom w polityce klimatycznej nastąpił, swój interes muszą w nim dostrzec także konkurenci Zachodu.