Profesor Szymon Malinowski z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca uwagę, że największy problem polega na tym, że zmiany odbywają się w sposób niekontrolowany. Możemy się zatem spodziewać nie tylko nagłych zmian pogodowych. Może się przesunąć komórka Hadleya w atmosferze, czyli zmienią się obszary pustyń i to stosunkowo szybko. Mogą też zostać uwolnione zapasy gazów cieplarnianych, które są zgromadzone w wiecznej zmarzlinie lub na dnie oceanów. To napędzi kolejne, gwałtowne zmiany.
Raport IPCC wskazał znaczący wpływ oceanów na ocieplanie się klimatu. Ponad 90 procent energii powstałej w wyniku ocieplenia klimatu idzie na ogrzanie wielkich wód. Ta energia musi kiedyś wrócić. Docent Jacek Piskozub z Instytutu Oceanologii PAN zauważa, że już teraz cyrkulację oceaniczną możemy odczuć w postaci opadów. W Europie większe opady są na północy, a mniejsze na południu. W południowej części kontynentu mamy coraz więcej pożarów lasów, a w północnej coraz częściej powodzie.
Analityk Marcin Popkiewicz powiedział, że czym prędzej ludzkość musi pomyśleć o zmianie podejścia do ochrony środowiska. W przeciwnym razie czekają nas zmiany klimatyczne, na które nie jesteśmy przygotowani. Wzrost temperatury o 4 stopnie Celsjusza grozi podniesieniem poziomu wód o 70 metrów. Wtedy Morze Bałtyckie zamieniłoby się w Zatokę Bałtycką, ponieważ zniknęłaby Dania i północne Niemcy, a Paryż, Londyn czy Gdańsk zwiedzać mogliby jedynie nurkowie.
Eksperci mówią, że najpierw powinniśmy zmienić podejście do eksploatacji surowców naturalnych. Wzrost gospodarczy powoduje, że co dwadzieścia lat podwaja się ilość zużywanych przez ludzkość źródeł energii. To oznacza znaczące uwalnianie dwutlenku węgla do atmosfery i wzrost temperatury.