Rozwój fotowoltaiki i odchodzenie od węgla mogą wpłynąć na poprawę ocen polskiej transformacji. Ale tempo zmian jest wciąż zbyt wolne.
DGP
Symbolicznie puste pozostaje podium tegorocznego rankingu klimatycznego. Autorzy zestawienia publikowanego już po raz szósty pod nazwą Climate Change Performance Index (CCPI) chcą w ten sposób uwypuklić fakt, że nawet najwyżej notowane państwa nie realizują polityki, która mogłaby stanowić wzór dla innych.
Punkty w rankingu są przyznawane w czterech kategoriach. Najwięcej, bo aż 40, można dostać za poziom emisji gazów cieplarnianych, a po 20 za rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE), jej ogólne zużycie oraz politykę klimatyczną. Najbliższa statusu prymusa jest Szwecja, po raz trzeci z rzędu uznawana przez twórców CCPI za klimatycznego lidera. Sztokholm jako jedyny przekroczył 70 pkt. Następne w kolejce są Wielka Brytania, Dania, Maroko i Norwegia.
Polska wśród ponad 50 krajów odpowiedzialnych za ponad 90 proc. emisji należy do grona, którego wpływ na klimat jest przez ekspertów oceniany najgorzej. W tym roku ulokowaliśmy się na 48. miejscu z wynikiem niespełna 39 pkt. W ubiegłym roku uzyskaliśmy 50. lokatę i najgorszy wynik ze wszystkich krajów UE. Tym razem wyprzedziliśmy Węgry i Słowenię, ale jednocześnie nasza nota zmalała o kolejny punkt. Ostatnie lata to z punktu widzenia rankingu szybki regres. Z kraju, który pięć lat temu walczył o wejście do trzeciej dziesiątki notowania, a więc do grupy klimatycznych średniaków, spadliśmy na samo dno zestawienia.
Paradoksalnie stało się to po ratyfikacji światowego porozumienia w Paryżu. W rankingu opublikowanym pod koniec 2015 r. byliśmy na 32. miejscu z wynikiem 56 pkt, a od lidera dzieliło nas nieco ponad 15 pkt. Dziś dystans ten wzrósł więcej niż dwukrotnie. – To pokazuje, że Polska słabo radzi sobie z zieloną transformacją. Wciąż przodujemy w Europie pod względem emisji, jakie przypadają na jednostkę wytwarzanej energii. Mamy w związku z tym najdłuższą drogę do przebycia i największe potrzeby inwestycyjne, a jednocześnie zmiany te oznaczają dla nas największe uderzenie w konkurencyjność gospodarki – mówi DGP prezes Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski.
Jego zdaniem szczególnie niechlubną rolę odegrał w ostatnich latach resort energii. – Ministrowie jeździli po Polsce i opowiadali, że będzie tak, jak jest, a Unia sobie tylko żartuje. Nie żartowała. Doszło do wielu zaniechań, które sprawiły, że nie zrealizujemy celów OZE na 2020 r. Dużo czasu stracono i nie były w stanie tego naprawić łatki, takie jak promowany przez wicepremier Jadwigę Emilewicz rozwój energetyki prosumenckiej – dodaje ekspert. Według Roszkowskiego wskazane byłoby zaktualizowanie najważniejszych dokumentów strategicznych w dziedzinie energetyki i polityki klimatycznej.
Polska to niejedyny kraj, który w ostatnich latach pogorszył swoje notowania klimatyczne. W ciągu pięciu lat z grona liderów wypadły Belgia i Francja, które w CCPI opublikowanym pod koniec 2015 r. zajmowały odpowiednio siódme i ósme miejsce, a w tym roku mają 40. i 23. lokatę. Spektakularne spadki zaliczyły też Włochy (z 11. miejsca na 27.), Irlandia (z 12. na 39.), Węgry (z 17. na 50.), Czechy (z 29. na 47.) czy USA (z 34. na ostatnie, 61. miejsce). Awansowały za to Chiny (z 47. na 33.), Norwegia (z 36. na 8.), Indie (z 25. na 10.) i Finlandia (z 23. na 11.). W tym roku eksperci pozytywnie ocenili klimatyczną ewolucję Indonezji, która zyskała od poprzedniego zestawienia prawie 9 pkt i podskoczyła o 15 miejsc, a także Nowej Zelandii (wynik lepszy o 5,6 pkt i dziewięć miejsc).
Nieznacznie poprawiły się także notowania UE jako całości (liczonej wciąż razem z Wielką Brytanią), która znalazła się na 16. miejscu. Wyraźnie gorzej oceniono Litwę (utrata ponad 8 pkt), Rosję (spadek o ponad 7,5 pkt) i Kanadę (prawie 6,2 pkt na minusie). W raporcie towarzyszącym rankingowi zwrócono uwagę, że wysokie noty otrzymali zaledwie trzej przedstawiciele grupy gospodarek wchodzących w skład grupy G20: UE liczona jako całość, Wielka Brytania i Indie. Aż sześciu członków G20 – Arabia Saudyjska, Australia, Kanada, Korea Południowa, Rosja i USA – znalazło się natomiast w gronie najgorzej ocenianym, z wynikami poniżej 40 pkt.
Największy wpływ na ranking CCPI mają emisje gazów cieplarnianych związane z produkcją. Nie uwzględniono za to emisji, które trafiają do atmosfery w związku z konsumpcją produktów importowanych. W praktyce oznacza to przychylniejsze traktowanie państw najlepiej rozwiniętych, które przodują pod względem konsumpcji towarów wysoko emisyjnych. – Takie ujęcie nie skłania do ograniczania wysoko emisyjnej konsumpcji. Wystarczy poprzestać na lepszym przetwarzaniu odpadów z tego, co już zostało wyprodukowane – zauważa Roszkowski.
Przygotowując tegoroczny ranking, oparto się na danych o energetyce za 2018 r. W przypadku Polski, gdzie w ostatnich dwóch latach znacząco rozwinęła się fotowoltaika, może to oznaczać, że w kolejnych rankingach stopniowo poprawimy kluczowe wskaźniki, choć tempo zmian pozostanie niskie. Na przyspieszenie – w ocenie Roszkowskiego – można liczyć w perspektywie kilku lat, kiedy efekty przyniesie rozbudowa farm offshore’owych.