Przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen w ubiegłym tygodniu w orędziu o stanie UE mówiła przed Parlamentem Europejskim o planach i priorytetach KE na najbliższy rok. Większość przemówienia dotyczyła kwestii gospodarczych. Von der Leyen poinformowała, że Komisja Europejska zaproponuje zwiększenie celu redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. z 40 do co najmniej 55 proc. w odniesieniu do poziomu z 1990 r.
Minister klimatu, który w środę brał udział w spotkaniu Rady Programowej TOGETAIR dot. przygotowania Polskiego Multimedialnego Raportu Klimatycznego, pytany był przez dziennikarzy o komentarz do propozycji KE.
Kurtyka wskazał, że przedstawione przez Komisję ambicje to jedno, natomiast z drugiej strony jest realizacja nowego celu redukcji gazów cieplarnianych. "Jeśli chcemy, by cele były osadzone w pewnej rzeczywistości, jeśli chodzi np. o możliwości inwestycyjne, zdolność ewolucji miejsc pracy, by znaleźć szansę w tych nowych sektorach, to musimy dać sobie na to czas. Będziemy na ten temat bardzo poważnie rozmawiać" - podkreślił.
Minister pytany, czy Polskę jest stać na nowy cel redukcji CO2, zwrócił uwagę, że "bardzo długo negocjowaliśmy i dyskutowaliśmy" z partnerami w UE wcześniejsze podniesienie celu redukcji na 2030 rok do 40 proc.
"Widzimy, jak trudna jest ta zmiana w poszczególnych sektorach (gospodarki - PAP). Jak trudna jest chociażby w sektorze transportowym, mniej obecnym w Polsce, ale niezwykle obecnym w Niemczech. Tam przemysł motoryzacyjny jest kluczem przewagi niemieckiego eksportu, jest lokomotywą eksportową. Jeśli chcemy, by cele (klimatyczne - PAP) były realne, to musimy je osadzić w poszczególnych sektorach i rozumieć co to dla nich oznacza (...) Jeżeli mielibyśmy doprowadzić do sytuacji, że jako UE utracilibyśmy konkurencyjność, to nie może to być efekt tych zmian. Musimy tak planować tę ewolucję, by podnosiła ona konkurencyjność przemysłu" - powiedział.
Minister zwrócił ponadto uwagę, że obecna dyskusja nt. dojścia do neutralności klimatycznej w Unii jest egoistyczna. "Mówimy o tym, żeby nie produkować na terenie UE towarów i usług, które zawierają +ślad węglowy+, ale nic nie mówimy o tym, żeby nie konsumować. W konsekwencji wypychamy poza UE co bardziej energochłonne przemysły, bądź stwarzamy taką pokusę, żeby szukały dla siebie miejsca produkcji gdzieś indziej. To może mieć bardzo dalekosiężne konsekwencje dla całej gospodarki unijnej i konkurencyjności Europy" - zaznaczył.