Po pandemii nie możemy sobie pozwolić na powrót do „normalności”, bo „normalność” sprzed koronawirusa to plany budowy nowych kopalni węgla i nowych elektrowni na gaz ziemny, wycinka najstarszych i najcenniejszych polskich lasów oraz błyskawiczna ekspansja ferm przemysłowych, to rozwarstwienie społeczne i coraz gorsza jakość usług publicznych. Taka „normalność” to recepta na kryzys, z którego się już nie podniesiemy. Odbudowę po pandemii należałoby wykorzystać do wprowadzenia zmian, które umożliwią głęboką przebudowę naszej gospodarki i pozwolą budować bardziej bezpieczną, równą i sprawiedliwą Polskę.
Każda osoba, która choć trochę interesuje się historią XX wieku zapewne doskonale pamięta zdjęcie, na którym premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain we wrześniu 1938 r. wraca z konferencji w Monachium. Właśnie ustalił na niej z Adolfem Hitlerem zasady rozbioru Czechosłowacji i obwieszcza: „Przywiozłem wam pokój”. Pokój okazał się mrzonką. Chamberlain przeszedł do historii jako najgorszy premier imperium brytyjskiego – kilka miesięcy później zastąpił go na stanowisku Winston Churchill, uosobienie odwagi i determinacji.
Momenty Chamberlaina
Historia pełna jest „momentów Chamberlaina”: uśmiechniętych liderów obwieszczających pokój, czy współcześnie – deklarujących kolejne sukcesy w obronie „normalności” i status quo. Takie momenty zdarzają się, bo trudno jest przewidzieć przyszłość. Od tej reguły są jednak wyjątki. Jednym z nich jest nasza obecna sytuacja. Dzisiaj wiemy bowiem dokładnie, jak może wyglądać świat pod koniec XXI wieku, jeśli radykalnie nie zmienimy naszego modelu gospodarczego. Katastrofa klimatyczna, wymieranie gatunków, zniszczenie gleby, mórz i oceanów to nie spekulacje. Nauka nie ma wątpliwości: jeśli nadal będziemy żyć tak, jak obecnie, za kilkadziesiąt lat skończy się świat, jaki znamy. Jeżeli dodamy do tego ubóstwo, rozwarstwienie i społeczną frustrację, od których krótka droga do protestów takich, jak bunt francuskich żółtych kamizelek uświadomimy sobie, że mamy w rękach odbezpieczony granat. Ostatnia chwila, aby z powrotem włożyć do niego zawleczkę i rozbroić wiszące nad nami ryzyko katastrofy.
To, jakie decyzje i działania podejmowane będą w najbliższym czasie przez ludzi władzy – polityków i polityczki, menedżerów i menedżerki, de facto każdą osobę mającą realny wpływ na kształtowanie obecnej rzeczywistości społeczno-politycznej – będzie tematem historii opowiadanych w przyszłości. W ciągu najbliższej dekady okaże się, czy będą to opowieści katastroficzne czy pełne nadziei. Każdy człowiek mający w swoich rękach władzę musi teraz wybrać, do kogo mu bliżej: do Churchilla czy do Chamberlaina.
PKB to nie wszystko
Pandemia COVID-19 pokazała, jak bardzo system społeczno-gospodarczy zbudowany na założeniu nieograniczonego wzrostu jest nieprzygotowany na sytuacje kryzysowe. W obliczu kryzysu klimatycznego i degradacji środowiska, trzymanie się tej logiki to wręcz dociskanie gazu w aucie pędzącym w kierunku betonowej ściany. Czas wcisnąć hamulec i zmienić system, który pozwolił na zniszczenie przyrody i zagroził naszemu bezpieczeństwu, a pierwsze kroki należy zacząć podejmować już teraz – przy projektowaniu kolejnych budżetów rządzący powinni stopniowo odchodzić od prymatu PKB i coraz bardziej skupiać się na realizacji innych wskaźników. Od wzrostu PKB ważniejsze są choćby dostęp i jakość opieki medycznej oraz edukacji, walka z ubóstwem i ochrona środowiska.
Polki i Polacy rozumieją potrzebę zmian
Mamy w Polsce dużą pracę do wykonania. Gdyby wszyscy mieszkańcy globu mieli ślad ekologiczny na poziomie przeciętnej osoby mieszkającej w naszym kraju, dla zaspokojenia ich potrzeb niezbędna byłaby niemal trzykrotność zasobów, jakimi łącznie dysponuje Ziemia. Nasze emisje gazów cieplarnianych od lat utrzymują się na podobnym poziomie, tymczasem, aby zatrzymać katastrofę klimatyczną powinny nieustannie spadać, tak by wyzerować się w ciągu dwóch najbliższych dekad. Żaden inny kraj Unii Europejskiej nie spala też obecnie tyle węgla co my.
Wyzwania są wielkie również jeśli chodzi o kwestie społeczne i nierówności dochodowe. W ciągu pierwszych 25 lat od transformacji ustrojowej realny wzrost przychodów najbogatszego 1 proc. mieszkańców naszego kraju wyniósł niemal 460 proc., 10 proc. najlepiej sytuowanych – 190 proc., ale najuboższej połowy społeczeństwa – jedynie 31 proc. Między najbogatszą a najuboższą częścią społeczeństwa pogłębia się przepaść.
Nadzieję budzi to, że Polki i Polacy rozumieją potrzebę zmian i popierają je. Postulat odejścia od węgla do 2030 r. popiera ponad trzy czwarte osób mieszkających w naszym kraju. Ponad dwie trzecie z nas uważa ochronę środowiska za priorytet, nawet gdyby miałoby się to odbyć kosztem ograniczenia wzrostu gospodarczego.
Warto też zauważyć wysokie poparcie dla rozwiązań, które zdaniem progresywnych ekonomistów mogłyby być częścią polityki społeczno-gospodarczej na miarę wyzwań XXI wieku. Przykładowo, wprowadzenie maksymalnego wynagrodzenia w wysokości np. 10-krotności płacy minimalnej, tak żeby zapobiegać tworzeniu dysproporcji w dochodach i majątku, popiera 60 proc. proc. Polek i Polaków. Prawie dwie trzecie osób mieszkających w naszym kraju popiera skrócenie dnia pracy (np. do sześciu godzin). Rozwiązanie takie oznaczałoby m.in. więcej czasu na zaangażowanie w życie publiczne i pozwalało na mniej emisyjny styl życia. Aż 80 proc. z nas popiera też wprowadzenie tzw. pensji opiekuńczej, którą otrzymywałyby osoby nie mogące pracować zawodowo ze względu na konieczność opieki nad osobami od siebie zależnymi (dziećmi, osobami chorymi, starszymi i z niepełnosprawnościami).
Zielone państwo dobrobytu
Przebudowa systemu będzie ogromnym wyzwaniem, jednak w ramach walki z pandemią i jej skutkami w wielu państwach możliwe okazały się rzeczy, o których wcześniej mówiono jako o niewyobrażalnych. Teraz nikt już nie może w wiarygodny sposób przekonywać, że nie da się podjąć ambitnej walki z kryzysem klimatycznym i degradacją środowiska.
Potrzebujemy odwagi w myśleniu i działaniu. Aby zbudować system społeczno-gospodarczy na miarę XXI wieku, wiele rozwiązań stworzyć trzeba będzie od zera, ale wiele możemy nauczyć się też z istniejących przykładów. Jeszcze przed wybuchem pandemii Nowa Zelandia przyjęła budżet, którego celem nie jest wzrost gospodarczy, lecz zwiększenie dobrostanu obywateli. Finlandia natomiast w odpowiedzi na kryzys zadeklarowała przyspieszenie budowy neutralnego dla klimatu i wolnego od paliw kopalnych państwa opiekuńczego. Nadszedł czas, abyśmy wyobrazili sobie Polskę jako zielone państwo dobrobytu i zaczęli działać, aby takim się stała.