415 mln ton – mniej więcej tyle gazów cieplarnianych trafia do atmosfery każdego roku wskutek działalności BP. Gdyby był krajem, koncern znalazłby się w światowej pierwszej dwudziestce, zaraz obok Australii. Ale już w 2050 r. – jak obiecał Bernard Looney, nowy prezes BP – jego emisje netto mają wynieść zero. Szczegóły planu mają zostać przedstawione w październiku. Powiedział też, że wycofa koncern ze stowarzyszeń branżowych, które nie popierają polityki klimatycznej oraz skończy z reklamą wizerunkową sugerującą pozytywny wpływ na klimat.
Emisje gazów cieplarnianych w latach 1965-2017 / DGP
Już wcześniej wejście na drogę ku neutralności klimatycznej ogłosił mniejszy hiszpański koncern, Repsol. Skromniejsze cele wyznaczyły sobie m.in. Equinor i Shell. Do 2050 r. chcą one ograniczyć intensywność emisji na jednostkę generowanej energii o 50 proc. Redukcje mają za to objąć cały cykl życia oferowanych produktów – od wydobycia, przez przetworzenie i transport, aż po ostateczne zużycie. Najbardziej ambitne plany mają koncerny z Europy, gdzie – według prognoz Międzynarodowej Agencji Energii – spodziewane są największe spadki popytu na ropę. Koncerny z USA są bardziej wstrzemięźliwe.
Według ekologów w obietnicach wciąż więcej jest green washingu, czyli działań udających proekologiczne, niż faktycznych, które mogłyby wesprzeć globalne cele klimatyczne. Wskazują m.in. na wielomiliardowe plany wydobywcze, gdy z danych wynika, że nawet wykorzystanie eksploatowanych już złóż utrudni zatrzymanie wzrostu temperatur. Część przyznaje jednak, że deklaracja BP to krok naprzód wobec dotychczasowych zapowiedzi przedstawicieli branży.