Unia Europejska podejmie się osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r., ale – przynajmniej na razie – bez Polski. Taka jest konkluzja zeszłotygodniowego szczytu w Brukseli. Warszawa nie zdecydowała się na zawetowanie porozumienia w tej sprawie. Zgodziła się na nie, ale pod warunkiem, że z tego ogólnoeuropejskiego wysiłku na ten moment zostanie zwolniona.
Jak mówi minister ds. europejskich Konrad Szymański, dostaliśmy rabat klimatyczny. – Nasza transformacja będzie przebiegała zgodnie z polskim scenariuszem, dostosowanym do polskich warunków społecznych i gospodarczych. Z drugiej strony obyło się bez kryzysu na poziomie UE – podkreśla.
Pasażer na gapę
Porozumienie ze szczytu oznacza, że Unia Europejska na poziomie międzynarodowym zobowiąże się do zrównania ilości dwutlenku węgla emitowanego z pochłanianym do 2050 r. Taki cel zostanie zgłoszony przez Brukselę do Organizacji Narodów Zjednoczonych, która do listopada 2020 r. czeka na zobowiązania ze strony wszystkich sygnatariuszy porozumienia paryskiego sprzed czterech lat.
Trwały wyjątek dla Polski oznaczałby jednak konieczność dochodzenia UE do neutralności klimatycznej bez polskiego udziału, chociaż nasza emisja nadal będzie włączana do ogólnoeuropejskiego rachunku. Zdaniem wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego, dzięki temu Unia Europejska wciąż będzie zabiegać o naszą zgodę. – Wyłączenie Polski oznacza, że pozostałe kraje będą musiały zrobić więcej. Będzie więc im zależeć na tym, by Polska wzięła na siebie część tego wysiłku finansowego – mówi.
Wydaje się jednak, że w Brukseli nadal jest oczekiwanie, że Polska zrewiduje swoje podejście w czerwcu, kiedy planowany jest kolejny szczyt w tej sprawie. – Rozumiem, że Polska potrzebuje więcej jasności co do propozycji Komisji Europejskiej w sprawie wsparcia transformacji energetycznej, ale także innych propozycji w ramach Zielonego Ładu – powiedziało DGP brukselskie źródło zbliżone do rozmów na szczycie. Według tego źródła klimat rozmów na szczycie charakteryzował się „zrozumieniem”.
Gregory Claeys z brukselskiego think tanku Bruegel przyznaje, że stanowisko Polski jest zrozumiałe z punktu widzenia budowania swojej pozycji w negocjacjach dotyczących unijnego budżetu i mechanizmu sprawiedliwej transformacji. – Ale na dłuższą metę sytuacja, w której jedno państwo nie podąża do tego celu co reszta, jest nie do utrzymania. Oznaczałoby, że staje się ono pasażerem na gapę wspólnoty. Tymczasem słyszymy już, że inne kraje nie zamierzają zwiększać swoich celów klimatycznych, aby nadgonić braki w tej dziedzinie po stronie Polski – zaznacza ekspert.
Do czerwca znane będą konkrety dotyczące pieniędzy na sprawiedliwą transformację, które przewodnicząca KE Ursula von der Leyen ma ogłosić jeszcze w styczniu. Komisja Europejska chce na to przeznaczyć 100 mld euro, nie wiadomo jednak, jakie będzie źródło tego finansowania. Według naszych informacji w jednej z wersji konkluzji ze szczytu wprowadzono zapis o tym, że sprawiedliwa transformacja nie będzie oznaczała wzrostu zobowiązań po stronie krajów członkowskich, co mogłoby prowadzić do tego, że ograniczenie emisji gazów cieplarnianych byłoby finansowane kosztem polityki spójności, a na to polski rząd nie chciał się zgodzić. To będzie przedmiotem targów w nadchodzących miesiącach.
Druga propozycja, na którą może czekać Warszawa, to europejskie prawo klimatyczne, które według informacji DGP Komisja ma opublikować w marcu. Projekt ma podnieść cel redukcji emisji CO2 Unii do 2030 r. z obecnych co najmniej 40 proc. do 50 proc. i zawierać ścieżkę dojścia do 55 proc. Bez względu na to, co Polska odpowie w czerwcu, obie propozycje przejdą normalną ścieżkę legislacyjną i zgodnie z unijnym prawem będą głosowane na Radzie UE na zasadzie większości.
Pociąg może odjechać bez nas
Nasza niezgoda na neutralność klimatyczną w 2050 r. stawia też inne pytania. Przede wszystkim: czy jako kraj wyłączony z klimatycznego wysiłku zachowamy prawo do ubiegania się o europejskie fundusze.
Wprost o tym, że bez zgody na neutralność klimatyczną do 2050 r. Polska nie może liczyć na wsparcie finansowe UE, mówili m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron oraz szefowa frakcji Zielonych w PE Ska Keller.
O środki dla Polski martwi się też były premier i europoseł PO Jerzy Buzek. – Na ścieżkę transformacyjną trzeba wejść z gotowym planem. Nie rozumiem, dlaczego polski rząd nie zdecydował się na wejście na nią razem z całą europejską rodziną. Rząd często straszył Europą dwóch prędkości, a sam tę drugą, wolniejszą prędkość wybrał – i to w pojedynkę. Oby Polsce nie było teraz dużo trudniej w pozyskiwaniu unijnych środków na sprawiedliwą transformację – bardzo się tego obawiam – mówi.
Jak zaznacza były premier, Polska co najmniej od dekady uzyskiwała na szczytach energetyczno-klimatycznych konkretne ustępstwa, derogacje, wsparcie. – Zeszłotygodniowy był nadzwyczajny, bo bodaj po raz pierwszy tak się nie stało – przynajmniej w tekście konkluzji ze szczytu nie ma w zasadzie mowy o żadnej konkretnej pomocy dla Polski – podkreśla.
Także eksperci, z którymi rozmawiał DGP, wskazują, że dostęp do unijnych środków może być powiązany ze zgodą na ambitny cel klimatyczny. – Patrząc na stanowisko w sprawie neutralności klimatycznej można odnieść wrażenie, że może nie wszystkie państwa zasługują na taką pulę, jakiej by sobie życzyły – ocenia Lidia Wojtal, ekspertka do spraw negocjacji klimatycznych.
O tym, że dostęp do środków na transformację będzie najprawdopodobniej głównym argumentem, aby przekonać Polskę do przyjęcia celu neutralności w czerwcu, mówi też Gregory Claeys. Wojtal podkreśla jednocześnie, że decyzja o „wyjątku” niewiele zmienia, jeśli chodzi o realne zobowiązania Polski. – Daliśmy sobie czas, ale Unia idzie dalej, nie będzie na nas czekać z wprowadzaniem kolejnych elementów legislacji klimatycznej, które będą utrzymane w duchu zaostrzenia obecnej polityki. Legislacja ta będzie przyjmowana w trybie, którego nie będziemy w stanie zatrzymać i będzie obowiązywała także Polskę, pomimo teoretycznego wyłączenia jej z celu neutralności – dodaje.
Opóźnienie zgody Polski na plany klimatyczne UE ma z punktu widzenia rządzących jeszcze jeden walor – najprawdopodobniej odbędzie się już po wyborach prezydenckich. Wyniki szczytu z entuzjazmem przyjęła bliska ubiegającemu się o reelekcję prezydentowi Andrzejowi Dudzie Solidarność. Związkowcy, którzy jeszcze w środę grozili rządowi „radykalnymi działaniami” w przypadku zaakceptowania unijnych propozycji klimatycznych, w piątek mówili już o sukcesie.
Ponadto w konkluzjach ze szczytu znalazł się inny zapis, wyraźnie inspirowany przez Warszawę. Przywódcy przyjmują w nim do wiadomości, że trzeba zapewnić bezpieczeństwo energetyczne i „szanować prawo krajów członkowskich do decydowania w sprawie ich miksu energetycznego i wyboru najbardziej odpowiednich technologii”. Za tym sformułowaniem może kryć się obrona gazu. Wskazano też, że niektóre kraje członkowskie używają energetyki jądrowej. Za tą częścią podobno najbardziej lobbowały Węgry i Czechy, choć i Polsce zależy, by nie „naznaczano” atomu. Nie kryje się jednak za tym zapowiedź unijnego wsparcia dla atomu.