Pieniądze uzyskane z rozszerzonej odpowiedzialności producentów muszą trafiać do gmin – uważają samorządy. Resort środowiska rusza z konsultacjami pomysłu, który ma uzdrowić gospodarkę odpadami.
DGP
W rozmowie z DGP minister środowiska Henryk Kowalczyk mówił, że opłatą recyklingową miałyby zostać objęte wszystkie surowce wtórne. Każdy, kto kupuje produkt – np. napój w butelce lub puszce – mógłby w łatwy sposób zwrócić opakowanie i otrzymać za to drobną kwotę (tę wcześniej dopłaciłby podmiot, który wprowadził opakowanie na rynek). Minister mówił, że zbieraniem odpadów mogłaby się zająć „ogólna organizacja odzysku” – mowa była o sieci skupów. System miałby powstać we współpracy z samorządami i przedsiębiorcami zajmującymi się recyklingiem.
Paweł Głuszyński z Towarzystwa na Rzecz Ziemi, zwraca uwagę, że w większości krajów, w których system kaucyjny działa, jest on organizowany przez sektor przemysłowy. Ekspert nie ma wątpliwości, że niezależnie od tego, kto będzie operatorem systemu, powinien on dofinansowywać i pokrywać cały kraj, także rozproszone, oddalone od dużych ośrodków miejskich, gminy.

Ścierające się interesy

Co ważne, odpady zebrane w punktach zbiórki byłyby uwzględniane przy obliczaniu przez gminy unijnych poziomów recyklingu – sugerował to we wspomnianej rozmowie z DGP minister środowiska. Tuż przed konsultacjami resort środowiska nabiera jednak wody w usta i nie chce zdradzać szczegółów propozycji, którą przedstawi na początku przyszłego miesiąca. Rozwiązanie, w którym posegregowane, czyste odpady trafiają w ręce gmin, nie jest oczywiste. Systemy rozszerzonej odpowiedzialności producenta i systemy kaucyjne w Unii Europejskiej znacznie się od siebie różnią. Przykładowo na Litwie odpowiedzialność za plastik w ramach systemu kaucyjnego wzięła na siebie branża wprowadzająca opakowania na rynek – utworzona przez firmy organizacja non profit zaopatrzyła sklepy w automaty do zbiórki butelek, a plastik zabiera, sprzedaje i wlicza do własnych poziomów odzysku – nie wchodzą do poziomów liczonych przez samorządy. Systemy – gminny i kaucyjny – działają na Litwie obok siebie.
Podczas konsultacji resortowych ścierać się będą interesy wielu podmiotów. Pomysłów na to, jak zagospodarować środki z ROP i jak zorganizować system kaucyjny, pojawi się zapewne co najmniej kilka. Z wyprzedzeniem zadziałał Związek Pracodawców EKO-PAK, Polska Federacja Producentów Żywności oraz Związek Pracodawców „Browary Polskie”. Ich propozycja – przedstawiona na początku sierpnia – zakłada, że finanse z rozszerzonej odpowiedzialności producenta ominą gminy. Ta grupa chce, aby środki trafiały bezpośrednio do przedsiębiorstw odbierających i zagospodarowujących odpady. Ekspertka EKO-PAK Magda Dziczek przekonywała na łamach DGP, że chociaż za odpady na swoim terenie odpowiadają samorządy, to zadania realizują one właśnie przez te podmioty. Według wizji branży producentów, to przedsiębiorstwa powinny być „centrami kosztowymi” zawiadującymi odbiorem i przygotowaniem do recyklingu odpadów opakowaniowych. Innego zdania są samorządowcy. – Pieniądze muszą trafiać do gmin, czyli podmiotów, które ponoszą pełną odpowiedzialność za działanie systemu. Nie ma innej możliwości – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich. I jak zaznacza, strona samorządowa będzie aktywnie brała udział w konsultacjach zapowiadanych przez resort środowiska.

Samorządowcy liczą na ROP

Wprowadzenie rozszerzonej odpowiedzialności producenta i systemu kaucyjnego mogłoby pomóc gminom na dwa sposoby. Po pierwsze, byłby to zastrzyk gotówki do systemu gospodarowania odpadami. Samorządowcy od lat zwracają uwagę na problem – odpowiedzialność finansowa za opakowania wprowadzane do obrotu, a potem śmieci spoczywa praktycznie tylko na ich barkach. Po drugie – byłoby motywacją dla mieszkańców, by śmieci segregować. Jedna z wielkopolskich gmin wyliczała, że tona butelek, która trafia do odpadów zmieszanych, to dla gminy koszt 450 zł. Koszt tych samych butelek, które zostałyby należycie posegregowane – już tylko 10,8 zł. Mieszkańcy nie segregują dobrze odpadów, więc koszt dla gminy rośnie. W systemie kaucyjnym konsumenci mieliby motywację finansową. Szklana butelka z dużym prawdopodobieństwem trafiłaby do oddzielnego przeznaczonego tylko dla tego rodzaju odpadu pojemnika. Miałaby bowiem wartość np. kilkudziesięciu groszy – każdy, kto wrzuciłby ją do automatu na butelki, oddał w sklepie czy do punktu zbiórki, otrzymałby za nią kaucję tej wysokości.
Część śmieciowego problemu gmin zostałaby więc rozwiązana. Pytanie – jak duża? Z opublikowanego w kwietniu raportu firmy Deloitte wynika, że obowiązkowa kaucja na butelki PET (plastik), szklane, puszki i opakowania wielomateriałowe do płynnej żywności obejmuje około 30 proc. opakowań, które trafiają do gospodarstw domowych. Przy założeniu, że 91 proc. opakowań (to średnia dla krajów, które wprowadziły system kaucyjny) zostanie zebranych, będzie to jedynie w przybliżeniu 6 proc. masy zebranych odpadów komunalnych. Nie ma więc co liczyć na to, że system kaucyjny wywinduje gminom poziomy recyklingu. Na pewno jednak wpłynie na nie korzystnie. Taką tendencję pokazują doświadczenia europejskie.

Nie w tej kadencji

Autorzy rozwiązania, które ma zreformować gospodarkę odpadami i wdrożyć unijne przepisy, będą musieli rozstrzygnąć wiele innych spornych kwestii. Między innymi to, które produkty objąć kaucją i w jakiej wysokości. Czy system będzie dla wszystkich obowiązkowy. Eksperci alarmują, że czasu na stworzenie spójnego, funkcjonalnego systemu jest niewiele. Wiadomo już – takie informacje płyną z resortu środowiska – że projekt nie powstanie w tej kadencji parlamentu.