Odbierają użytkowników głównie komunikacji miejskiej i żyją najwyżej kilka miesięcy. Przez nie rośnie góra elektrośmieci.
Miasta opanowuje hulajnogowe szaleństwo. Kolejne firmy oferują usługę ich wypożyczania. W Warszawie jest już pięciu operatorów, którzy łącznie udostępnili prawie cztery tysiące jednośladów na prąd. Można je już także wypożyczać we Wrocławiu, w Poznaniu, Łodzi, Krakowie i Trójmieście. Operatorzy reklamują, że to ekologiczny środek transportu. A jak jest naprawdę?
Żywotność takiej hulajnogi to najwyżej kilka miesięcy. Firma Bird przyznaje, że pojazdy, którymi dysponowała, rozpoczynając działalność, wytrzymywały trzy miesiące. Dlatego w 2018 r. wprowadziła sprzęt własnego pomysłu. – Ten można użytkować ponad 10 miesięcy – stwierdził Travis VanderZanden, założyciel i prezes Bird.
Nadal jednak na polskim rynku dominuje słabszy sprzęt sprowadzany z Chin, który zdaniem ekspertów z ekologią ma mało wspólnego. – Zużyte hulajnogi idą w miarę możliwości na części do naprawiania użytkowanych jeszcze egzemplarzy – mówi Aleksander Rajch z Cross Media, zajmujący się obsługą Bird w Polsce.
Łukasz Gontarek z firmy Hive informuje, że cykl życia ich hulajnogi to minimum pół roku. Przyznaje jednak, że na żywotność wpływa stopień zużycia i liczba przejazdów. Dodaje, że w przypadku wycofania jednośladu wszystkie elementy są ponownie wykorzystywane. – Od momentu rozpoczęcia działalności w Polsce, w marcu 2019 r., żadnych części pochodzących z naszych hulajnóg nie wyrzuciliśmy – zapewnia.
Co ciekawe, w magazynie warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich zalega ponad 500 jednośladów. Różnych firm, choć najwięcej jest tych pod marką Lime. Zostały zarekwirowane, bo uniemożliwiały poruszanie się pieszym. Ale od tygodni nie ma chętnych, żeby je odebrać. Dlaczego? – Bo są zużyte. Ich odbiór jest nieopłacalny – przypuszcza Karolina Gałecka, rzeczniczka ZDM. – Wartość pojazdów jest podobna do kary administracyjnej, którą trzeba by uiścić za ich przechowanie. A to nawet kilkaset złotych – dodaje.
Przedstawiciele firmy Lime nie odnieśli się do pytania, dlaczego nie chcą odzyskać sprzętu. Przekonują natomiast, że ich pojazdy są z coraz bardziej odpornych materiałów, wodoszczelnych komponentów oraz mają solidniejszą konstrukcję niż na początku działalności.
Te hulajnogi, które zostaną w magazynie, po jakimś czasie ulegną przepadkowi na rzecz stołecznych drogowców, a firmom odejdą koszty kary i recyklingu sprzętu.
Pozostaje jeszcze pytanie o zużyte baterie litowo-jonowe. – O ponownym ich zastosowaniu w hulajnodze nie ma mowy. Co najwyżej w przemyśle – mówi w imieniu firmy Bird Aleksander Długosz. Operatorzy zapewniają, że zużyte baterie są przekazywane specjalistycznym firmom.
Janusz Rawski z firmy Eco Harpoon, która zajmuje się recyklingiem baterii, przyznaje, że ekologia i hulajnogi nie idą w parze. – Po pierwsze, są zasilane prądem, a ten w Polsce nie do końca jest pozyskiwany ekologicznie. Po drugie, takie hulajnogi używa się krótko, więc rośnie góra śmieci i konieczność ich utylizacji. Problem jest o tyle duży, że w Polsce nie ma zakładów do recyklingu baterii wykorzystywanych w tych jednośladach. Są zakłady, które gromadzą ten odpad i dopiero gdy narośnie góra, wywożą do Finlandii czy Hiszpanii. Koszt recyklingu hulajnogi to kilkanaście do kilkudziesięciu złotych w zależności od zastosowanych metali i kabli – twierdzi Rawski, potwierdzając tym samym, że wykupienie z magazynu ZDM „aresztowanego” pojazdu jest często nieopłacalne.
Z kolei dr Andrzej Brzeziński, specjalista ds. transportu z Politechniki Warszawskiej, uważa, że hulajnóg elektrycznych nie da się nazwać ekologicznym środkiem transportu z jeszcze innego powodu. – Są atrakcyjne dla tych, którzy chcą przejechać krótki odcinek zwykle w centrum miasta. Nie zastępują samochodu, tylko podróż transportem publicznym, np. przejazd dwóch przystanków autobusem. Zastępują też podróż pieszą, czyli wysiłek fizyczny, do którego powinniśmy namawiać – dodaje Brzeziński.