- Nie ma międzynarodowego prawa, które chroniłoby uchodźców klimatycznych - mówi Sobczak-Szelc w rozmowie z DGP.
/>
Co to znaczy, że zmiana klimatu wpływa na życie ludzi?
Że ludzie muszą szukać innego miejsca, bo tam, gdzie wcześniej żyli, nie jest to już możliwe, a panujące tam warunki uniemożliwiają zaspokajanie podstawowych potrzeb. Nie chodzi o to, że raz jest ciepło, a raz zimno. Mowa np. o nagłych zdarzeniach pogodowych, jak coraz częściej występujące i coraz silniejsze huragany, cyklony, tajfuny, powodzie w takich regionach, jak Ameryka Środkowa czy Azja Południowo-Wschodnia. Musimy też pamiętać o tych wszystkich obszarach, które są zagrożone podniesieniem się poziomu mórz. Chodzi o państwa wyspiarskie, jak Malediwy czy Tuvalu. Są to obszary, gdzie można zaobserwować, jak podnoszenie się poziomu morza wpływa na zasolenie gleby i wód podziemnych, które wcześniej były wykorzystywane jako woda pitna. Już teraz mieszkańcy wybrzeża są relokowani w głąb wysp, ale też wielu z nich szuka możliwości wyjazdu z kraju, bo mają świadomość, że przy obecnych tendencjach lepiej nie będzie.
Zmienność klimatu szczególnie dotyka kraje Sahelu czy na swój sposób również Afryki Północnej. W Europie w kwietniu ubiegłego roku też mieliśmy przymrozki, których negatywne skutki odczuli rolnicy. To jest to samo, co dotyka mieszkańców Sahelu, z tym że tam państwa nie stać na wsparcie rolników, którzy utracili swoje zbiory. I dlatego rolnik z Sahelu, który w takiej sytuacji nie ma co włożyć do garnka, szuka innego miejsca do życia. W tym rejonie żyje 24 mln ludzi dotkniętych suszą, do 14 mln dociera jakaś pomoc. A co z pozostałymi? Oni nie są winni temu, że klimat się zmienia.
To szukanie innego miejsca do życia może być odbierane jako migracja zarobkowa. Jak się definiuje migrantów środowiskowych?
Sam termin „migranci środowiskowi” jest dyskutowany. Brano też pod uwagę takie terminy jak uchodźcy środowiskowi czy klimatyczni. Ostatecznie mówi się o migrantach środowiskowych lub migrantach klimatycznych, których w mojej ocenie najlepiej określa definicja stworzona przez IOM (Międzynarodowa Organizacja do spraw Migracji – red.). Mówi ona, że migranci środowiskowi to są ludzie lub grupy osób, które z powodu nagłej lub zachodzącej stopniowo zmiany środowiska przyrodniczego, która niekorzystnie wpływa na warunki życia, są zmuszeni do opuszczenia miejsca zamieszkania, wybierając taką opcję czasowo lub na stałe, i którzy przemieszczają się w obrębie własnego kraju bądź poza jego granice.
Czy tylko katastrofy przyrodnicze, zmiany klimatu są przyczyną migracji środowiskowych?
To także duże inwestycje czy ich skutki, które prowadzą albo do degradacji środowiska, albo do niekorzystnych zmian. Przykładowo budowa Zapory Trzech Przełomów na rzece Jangcy w Chinach wymusiła przemieszczenie 1,2 mln ludzi. Inny przykład z Maroka, gdzie w 1972 r. w dolinie rzeki Draa została wybudowana tama. Rzeka Draa była rzeką okresową, tzn. woda płynęła nią kilka razy do roku, zazwyczaj po opadach w górach. Było to wystarczające, aby nawadniać przyległe pola uprawne. Po wybudowaniu tamy woda płynęła już tylko pięć razy w roku przez siedem dni. W 2016 r. w okolicy tamy wybudowano elektrownię słoneczną, która z jednej strony jest inwestycją w energię odnawialną, ma produkować 580 MW, ale będzie zużywać od 2,5 do 3 mln m sześc. wody rocznie. W efekcie w 2016 r. do ostatniej w dolinie oazy Mhamid woda dopłynęła już tylko cztery razy. To spowodowało, że ludzie tracili zbiory, bo jak uprawiać ziemię w takich warunkach? Część z nich została zmuszona do migracji, znalezienia innego niż rolnictwo źródło dochodu. Innym przykładem z tego kraju są góry Atlas, gdzie w dolinie otoczonej stromymi stokami niewiele jest ziemi, którą można uprawiać. A ponieważ liczba ludności w Maroku wzrosła trzykrotnie w drugiej połowie XX w., to brakuje pól, żeby wyżywić taką liczbę ludności.
Czy możemy powiedzieć, ile osób jest migrantami środowiskowymi?
Według raportu Norwegian Refugee Council w najbliższych 20 latach 14 mln ludzi rocznie będzie zagrożonych przesiedleniami w związku z katastrofami naturalnymi. Znacznie trudniej jest oszacować to, ilu z nich będzie migrować w związku ze skutkami susz, zmianą środowiska przyrodniczego czy jego degradacją. Najczęściej cytowane szacunki mówią, że do 2050 r. może to być od 150 do 200 mln osób, ale wyliczenia były robione blisko 20 lat temu.
Jakie skutki społeczne mogą mieć migracje środowiskowe?
To na przykład napięcia społeczne. Jedną z przyczyn konfliktu w Darfurze był tzw. konflikt o zasoby, tj. wodę i ziemię, które nie są równomiernie rozłożone w tej części kraju. W Syrii, przed wybuchem wojny, w latach 2006–2009 w rejonie północno-wschodnim panowała susza, która w połączeniu ze źle zaplanowanymi inwestycjami infrastrukturalnymi, w tym inwestowaniem w wodochłonne uprawy pszenicy i bawełny, doprowadziła do tego, że ok. 1,5 mln ludzi przeniosło się do miast i obozów na ich przedmieściach. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że to był główny powód wybuchu protestów czy wojny domowej, ale niewątpliwe był to jeden z czynników powodujących napięcia.
Czy takie osoby jak migranci środowiskowi są w jakiś sposób chronieni w prawie międzynarodowym?
Ci, którzy zajmują się migracjami środowiskowymi, są w stanie takie osoby zidentyfikować. Ale politycy mogą się z tym nie zgodzić i powiedzą, że są to migranci ekonomiczni. Bo przecież te osoby jadą, żeby znaleźć pracę. Konwencja genewska bardzo precyzyjnie definiuje status uchodźcy i nie chroni osób dotkniętych zmianami środowiska przyrodniczego. W tym momencie nie ma żadnego międzynarodowego aktu prawnego, który by uwzględniał jakieś działania pomocowe dla tych osób. Globalne porozumienie na rzecz migracji ONZ jest tak naprawdę pierwszym aktem sugerującym pewne rozwiązania. Ale to jest tylko dokument o charakterze deklaratywnym. Myślę, że konwencje klimatyczne byłyby dobrym miejscem, gdzie oprócz zapisów o ochronie klimatu mogłyby się znaleźć też rozwiązania, które wsparłyby migrantów środowiskowych. Bo to, że migracje klimatyczne będą się nasilać, jest pewne.