Obecnie wchodzimy w decydującą fazę negocjacji – prezydencja brazylijska przedstawiła propozycję dokumentów, do których możemy się ustosunkować. Jako Polska i Unia Europejska przyjechaliśmy do Belém, aby podkreślić, że wysiłek w zakresie redukcji emisji powinien być globalny. Chcemy, żeby wszyscy się do niego dokładali. W ostatnich latach narastało wrażenie, że odpowiedzialność za zwiększanie ambicji i finansowania spoczywa głównie na Unii Europejskiej. Ten COP jest dla nas ważny, bo dotyczy implementacji – musimy zadbać, by wyrównać szeregi i by ci, którzy wciąż wykazują zbyt mało ambicji wobec ustaleń paryskich, odrobili swoją pracę domową [w 2015 r. podczas szczytu klimatycznego w Paryżu przyjęto cel, zgodnie z którym kraje podejmą działania, aby ograniczyć globalny wzrost temperatury poniżej 2 st. Celsj, a najlepiej – do 1,5 st. Celsj. – red.].
Unia Europejska walczy o utrzymanie wysokiej ambicji, ale jednocześnie podkreślamy, że nie jest to czas ani miejsce na rozmowy o zwiększeniu finansowania. W zeszłym roku w Azerbejdżanie odbył się „finansowy” COP, podczas którego uzgodniono cel finansowy, i nie powinniśmy wracać do tego wątku.
Podczas COP pojawiał się nacisk na Unię Europejską, żeby zrezygnowała z mechanizmu CBAM [tzw. węglowego podatku granicznego, zgodnie z którym do importu niektórych towarów doliczana jest opłata w związku z nieponoszeniem kosztów systemu ETS – red.] W piątkowej wersji dokumentu znalazł się już jednak tylko miękki zapis o dialogach, więc myślę, że udało nam się poradzić z tym tematem. To nasza kompetencja i polityka, żeby bronić przemysłu w Europie.
Polska ma bardzo mainstreamowe stanowisko, bo nasze postulaty zostały w dużym stopniu uwzględnione w mandacie europejskim.
Brak jakichkolwiek nowych zobowiązań - już teraz robimy bardzo dużo, przedstawiliśmy swoje NDC [krajowe zobowiązania w zakresie redukcji emisji – red.], podczas gdy wiele państw jeszcze tego nie zrobiło. Ważne jest także skonkretyzowanie zapisów o sprawiedliwej transformacji. Polska lepiej rozumie ten problem niż część krajów UE, dlatego nasze postulaty znalazły się w sercu stanowiska europejskiego.
Obecna wersja tekstu zaproponowanego przez prezydencję, opublikowana w piątek rano, jest bardzo słaba. Nie ma w nim nic na temat mitygacji, za to jest wywierana presja na rozwinięte państwa, czyli obecnie głównie na Unię Europejską, żeby mobilizować więcej pieniędzy na adaptację do zmian klimatu. To układ, którego nie możemy zaakceptować –świat nic więcej nie robi, a my mamy bardziej działać.
To jasne, że po Stanach Zjednoczonych pozostała dziura. Przekaz ze strony państw Unii Europejskiej jest jednak jasny: Europa nie jest w stanie samodzielnie jej wypełnić, to musi być wspólny wysiłek.
Państwa rozwinięte zrobiły bardzo dużo, żeby ten proces utrzymać przez ostatnie lata. Państwa takie jak Chiny, Rosja czy Arabia Saudyjska odmawiają jednak dodatkowych wysiłków ze swojej strony. Od nas oczekuje się więc postępu, a inni uważają, że nie muszą się dokładać. Mamy jednak jasny mandat: nie weźmiemy na siebie żadnych nowych zobowiązań finansowych.
Prezydencja brazylijska i państwa rozwijające się naciskają na większe finansowanie adaptacji. Ale wszyscy wiedzą, że odbyłoby się to kosztem mitygacji. W zeszłym roku uzgodniliśmy wspólny budżet bez podziału na adaptację i mitygację. Zwiększenie środków na adaptację oznacza mniej pieniędzy na redukcję emisji.
Podkreśliłem, że Polska od lat zwraca uwagę na nierównowagę w polityce klimatycznej UE – akcent był na mitygację, adaptacja była drugoplanowa. Dopiero niedawno zaczęło się to zmieniać, m.in. . przez coraz częstsze gwałtowne zjawiska pogodowe, jak powódź w Polsce. Polska jest więc europejskim ambasadorem polityki adaptacyjnej.
To nieporozumienie. Unia Europejska i Polska przez cały rok wspierały konstruktywnie rozmowy w zakresie głównego tematu negocjacyjnego dotyczącego adaptacji, tj. stworzenia listy wskaźników adaptacyjnych, które będą służyły ocenie efektywności wysiłków adaptacyjnych na poziomie globalnym. Postulaty stworzenia nowego celu finansowego w adaptacji to za to temat, który pojawił się tuż przed szczytem. UE jest największym na świecie płatnikiem na rzecz adaptacji w państwach rozwijających się i doskonale rozumie, że potrzeby w tym zakresie rosną. Jesteśmy otwarci na rozmowę o tym jak to zaadresować, zwłaszcza w kontekście potrzeb państw najsłabiej rozwiniętych. Ale jasne jest, że nie mam mowy o dodatkowych środkach finansowych, więc finansowanie na adaptację musi się zamknąć w kwocie celu finansowego uzgodnionego na ubiegłorocznym COP.
Nie, temat przewijał się także na poprzednich szczytach klimatycznych. Głównym rozgrywającym w tym obszarze jest Arabia Saudyjska, która podkreśla, że musi przeprowadzić transformację w oparciu o własne zasoby i narodowe okoliczności. Było jasne, że Arabia i kilka innych państw sprzeciwi się konkretnej mapie drogowej.