Każdy nauczyciel musi sam zadbać, by wypłacono mu pieniądze za godziny nadliczbowe - powiedział PAP prezes ZNP Sławomir Broniarz. Według mec. Tomasza Kędry, szkoła, która nie będzie chciała zapłacić, powinna liczyć się z tym, że nauczyciel finalnie skieruje sprawę do sądu i z dużym prawdopodobieństwem wygra.

Zgodnie z art. 42 ustawy Karta Nauczyciela czas pracy nie może przekraczać 40 godzin tygodniowo w przypadku nauczyciela zatrudnionego w pełnym wymiarze. Do czasu wliczają się: realizacja zajęć bezpośrednio z uczniami lub wychowankami albo na ich rzecz, inne zajęcia jak np. opiekuńcze i wychowawcze, a także związane z przygotowaniem się do zajęć, samokształceniem i doskonaleniem zawodowym. O godzinach nadliczbowych mówimy, gdy nauczyciel przeznaczy na te zadania więcej czasu niż wskazano w przepisie.

Postanowienia sądu

Sąd Najwyższy zajmował się problemem, czy do nauczycieli zastosowanie mają regulacje Kodeksu pracy o godzinach nadliczbowych. Zgodnie z wydaną pod koniec lutego uchwałą, praca wykonywana ponad normę czasu pracy z Karty nauczyciela jest pracą w godzinach nadliczbowych w rozumieniu Kodeksu pracy.

Związek Nauczycielstwa Polskiego na swojej stronie poinformował nauczycieli, że mogą wystosować do dyrektora zatrudniającej ich szkoły wezwanie do zapłaty wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych. Opublikował też wzór takiego dokumentu. Związkowcy wyjaśnili, że wynagrodzenia można dochodzić przez trzy lata od dnia, w którym winno było być wypłacone. Wskazali, że przerwanie biegu przedawnienia wymaga skierowania sprawy na drogę sądową.

Jak zaznaczył w rozmowie z PAP prezes ZNP, "prawo zostało zdefiniowane, Sąd Najwyższy wydał decyzję", ale to do nauczycieli należy decyzja, czy z tego skorzystają. "W tej chwili docierają do nas tylko indywidualne informacje, że wielu nauczycieli rozważa taką możliwość" - dodał. Jego zdaniem "prawie 100 proc. nauczycieli (...), patrząc na ostatnie trzy lata i kwestię roszczeń", ma tytuł do tego, by ubiegać się o wypłatę wynagrodzenia za godziny nadliczbowe. "Ale wymaga to rzetelnego udokumentowania" - podkreślił.

Nauczyciel musi zadbać o nadgodziny

Jednocześnie zaznaczył, że "każdy nauczyciel musi sam indywidualnie zadbać o to, żeby wypłacono mu pieniądze za godziny nadliczbowe".

Prezes ZNP powiedział, że jeżeli nauczyciel jedzie np. na wycieczkę, organizuje zajęcia w weekend czy różnego rodzaju wydarzenia związane z życiem szkoły, to "zdecydowanie przekracza 40-godzinny wymiar czasu pracy i z tego tytułu przysługuje mu roszczenie". "Ilu z tego skorzysta, trudno powiedzieć" - dodał.

Według adwokata Tomasza Kędry, specjalisty w zakresie prawa pracy i prawa oświatowego, uchwała SN jest potwierdzeniem ogólnej zasady prawa pracy, że za wykonaną pracę należy się wynagrodzenie. Jak powiedział PAP mecenas, w przypadku m.in. organizowania wycieczek szkolnych, wyjazdów i wyjść "przepisy są bardzo ułomne, co powodowało rozbieżności w orzecznictwie, które uchwała Sądu Najwyższego rozstrzyga".

Zaznaczył jednocześnie, że sam fakt wydania uchwały przez SN nie oznacza, iż każdy inny sąd taką decyzję też musi wydać. "Wprawdzie sądy powszechne nie są formalnie związane uchwałami Sądu Najwyższego, to jednak takowe mają realny wpływ na ich orzecznictwo i są zwykle brane pod uwagę bardzo mocno" - dodał. W tym wypadku ocenił, że jeśli szkoła nie będzie chciała zapłacić za przepracowane godziny nadliczbowe, to powinna liczyć się z tym, że nauczyciel - po wystosowaniu wezwania do zapłaty - skieruje sprawę do sądu i z dużym prawdopodobieństwem wygra sprawę.

Wezwania do zapłaty

Jak dodał, już teraz docierają do niego informacje, że nauczyciele wystosowali do swoich pracodawców pierwsze wezwania do zapłaty. Adwokat zwrócił jednak uwagę, że to nauczyciel powinien wykazać pracodawcy, ile godzin pracował w tygodniu i za ile godzin nadliczbowych należy mu się zapłata - czyli udowodnić lub przynajmniej uprawdopodobnić ten fakt.

"To rolą nauczyciela będzie w ewentualnym postępowaniu sądowym wykazanie, że pracował w danym tygodniu dłużej. Wszystko jest kwestią konkretnego stanu faktycznego, bo nie ma ogólnej zasady, że nauczyciel, np. ósmej klasy, musi przygotowywać się do zajęć trzy godziny. Nikt takich standardów nie wprowadził" - dodał. Wskazał, że "udział w posiedzeniu rady pedagogicznej, wywiadówka, uzupełnianie dokumentacji szkolnej, korespondencja z rodzicami, udział w wycieczce czy wyjeździe – przepracowanie i czas trwania wszystkich tych czynności da się uprawdopodobnić".

"Może to być dzienniczek, tabela w Excelu, czy wprowadzone inne zasady spisywania, ile godzin zajęły poszczególne czynności" - powiedział mec. Kędra. Mogą to też być, w postępowaniu sądowym, zeznania świadka, czyli np. drugiego nauczyciela, który pojechał na tę samą wycieczkę. "Jeżeli nauczyciele będą mieli tę bazę dowodową, to na pewno łatwiej będzie im dochodzić roszczeń" - zaznaczył.

Odnosząc się do art. 42 ustawy Karta Nauczyciela wskazał, że jest to o tyle problem, że wymaga to odpowiedniej ewidencji czasu pracy. "Karta Nauczyciela stanowi, że ewidencjonuje się tylko godziny zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych, prowadzonych bezpośrednio z uczniami, bo one są rejestrowane i rozliczane w dziennikach lekcyjnych lub dziennikach zajęć, natomiast pozostała praca, jak np. opieka nad uczniami, samokształcenie lub doskonalenie zawodowe, nie były dotychczas ewidencjonowane. To powodowało, że wielu nauczycieli przekraczało i przekracza 40-godzinny tydzień pracy i nie otrzymywali oni za przepracowane godziny nadliczbowe żadnego wynagrodzenia" - zaznaczył.

Mecenas wyraził obawę, że stanowisko Sądu Najwyższego może mieć wpływ na organizację wycieczek czy wyjazdów, bo samorządy nie mają nieograniczonego budżetu. "Tyle że oczywistym jest, że nauczyciele, tak jak inni pracownicy, powinni otrzymywać wynagrodzenie za swoją pracę w godzinach nadliczbowych. Nie może być tak, żeby to oni w pewien sposób finansowali swoją pracą wyjazdy czy wycieczki, nie domagając się należnego im wynagrodzenia" - dodał.(PAP)