Resort cyfryzacji sprawdza, czy rząd może wprowadzić państwowy dziennik elektroniczny, z którego bezpłatnie mogłyby korzystać wszystkie placówki oświatowe. O przeprowadzenie takiej analizy poprosiła minister Barbara Nowacka. Zaznaczyła też, że trzeba się zastanowić czy za obsługę takiego dziennika będzie odpowiedzialny resort edukacji, czy może inna podległa instytucja. O problemie informowaliśmy 10 października 2024 r. W tekście pt. „MEN ślepy w sprawie e-dzienników” napisaliśmy, że choć z elektronicznych dzienników dostarczanych przez komercyjne firmy korzysta ponad 24 tys. placówek oświatowych, w tym 11 tys. szkół, resort edukacji nie wie, ile pieniędzy jest wydawanych z budżetu na wykupienie licencji na te programy. Tymczasem z ostrożnych wyliczeń DGP wynika, że może chodzić nawet o 40 mln zł.
Minister edukacji na ostatniej konferencji zaznaczyła, że rodzice i uczniowie wciąż mogą korzystać bezpłatnie z dziennika elektronicznego przez strony internetowe. Problem jednak zaczyna się wtedy, kiedy chcą mieć na bieżąco informacje z płatnej już aplikacji, np. czy dziecko dotarło do szkoły lub jakie na bieżąco otrzymało oceny lub uwagi.
Bezpłatny dostęp
Zgodnie z par. 21 ust. 1 rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 25 sierpnia 2017 r. w sprawie sposobu prowadzenia przez publiczne przedszkola, szkoły i placówki dokumentacji przebiegu nauczania (t.j. Dz.U. 2024 r. poz. 50) dzienniki lekcyjne mogą być prowadzone także w postaci elektronicznej. Z kolei na podstawie par. 21 ust. 3 pkt 5 prowadzenie dziennika elektronicznego wymaga umożliwienia bezpłatnego wglądu rodzicom do dziennika elektronicznego, w zakresie dotyczącym ich dzieci. Jeszcze na podstawie wcześniejszych przepisów obowiązujących przed dekadą wiele szkół od rodziców pobierało 22 zł za możliwość korzystania z dziennika elektronicznego. Po nagłośnieniu tej sprawy przez DGP pod koniec sierpnia 2014 r. ówczesna minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska przyznała, że przepisy trzeba doprecyzować. Brakowało bowiem jednoznacznego zakazu pobierania opłat za dostęp do elektronicznego dziennika i w niektórych szkołach można było spotkać się z takimi praktykami. W efekcie resort uznał, że materię tę powinno uregulować rozporządzenie w sprawie sposobu prowadzenia przez publiczne przedszkola, szkoły i placówki dokumentacji przebiegu nauczania.
Wygodna aplikacja
Wydawało się, że problem opłat dla rodziców i uczniów został definitywnie rozwiązany. Okazuje się jednak, że rodzice i uczniowie wciąż płacą za dostęp, jeśli chcą korzystać z wygodnego rozwiązania w formie aplikacji.
– Obowiązek stworzenia takiego dziennika elektronicznego i jego obsługi powinien na swoje barki wziąć resort edukacji. Nie ma zgody na to, aby rodzice i samorządy nabijały kasę komercyjnym firmom. Dlatego deklaracje pani minister, że trwają analizy nad możliwością wprowadzenia takich regulacji, przyjmuję z zadowoleniem – mówi Krzysztof Baszczyński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Dodaje też, że rodzice chcą mieć dostęp do aplikacji, która na bieżąco będzie ich informować chociażby o tym, czy dziecko bezpiecznie dotarło do szkoły.
– Sprawdzanie tego przez przeglądarkę jest uciążliwe i pochłania znacznie więcej czasu. Dlatego opiekunowie wybierają wygodniejsze rozwiązanie, które niestety generuje koszty, a cała edukacja publiczna powinna być bezpłatna. Taki dziennik dla rodziców mógłby być wprowadzony np. do aplikacji mObywatel – uważa Baszczyński.
To biznes
W związku z deklaracją resortu edukacji DGP zwrócił się do dwóch największych operatorów dzienników elektronicznych na rynku o komentarz do zapowiadanych zmian.
– Pomysł wprowadzenia niekomercyjnego dziennika elektronicznego nie jest niczym nowym. Już raz utworzono z pieniędzy publicznych e-dziennik, ale szkoły i samorządy nie były zainteresowane jego wykorzystywaniem. Około cztery lata temu rozpoczęto ponownie prace nad takim systemem, ale po ostatnich wyborach nowe kierownictwo resortu podjęło decyzję, w mojej ocenie słuszną, aby projekt przerwać – przypomina Marcin Kempka, prezes Librusa. Podkreśla też, że dziennik elektroniczny to nie tylko oprogramowanie do odnotowywania ocen czy frekwencji, ale złożone narzędzie będące częścią większych systemów edukacyjnych, które samorządy budują od lat.
– Utworzenie samego dziennika elektronicznego niewiele zmieni, ponieważ nie zostanie on zintegrowany z dziesiątkami innych systemów funkcjonujących w samorządach i szkołach. To tak, jakby wyprodukować samą kierownicę do auta i dziwić się, że nie znajduje ona nabywców, którzy są przecież zainteresowani posiadaniem auta zdolnego do jazdy – przestrzega prezes Librusa.
Podobnego zdania są przedstawiciele konkurencji.
– W naszej ofercie mamy kompleksowe, zintegrowane systemy wspomagające zarządzanie procesami w szkołach. Ich elementem bywa dziennik elektroniczny. Nie jest oferowany samodzielnie, z uwagi na powiązania z innymi obszarami funkcjonowania szkoły. Większość szkół korzysta z kompleksowych pakietów aplikacji i usług zawierających m.in. zaawansowane systemy płacowe, kadrowe, księgowo-finansowe, zarządzania magazynem i szkolną stołówką, system biblioteczny, zarządzania inwentarzem szkoły czy układania planu lekcji – mówi z kolei Marta Laburda-Tomczyk z firmy Vulcan. Dodaje też, że system zawiera usługi szkoleniowe (obejmujące zmiany w prawie, nowości w aplikacjach czy szkolenia z cyklicznych procesów), wsparcia technicznego (infolinia oraz wsparcie online, strefa produktów z forum wymiany doświadczeń) oraz okresowe spotkania online z ekspertami.
Osoby odpowiedzialne za komercyjny dziennik elektroniczny Librus podkreślają, że zgodnie z odpowiedziami ministerstwa na interpelacje poselskie szkoły i samorządy w sposób prawidłowy gwarantują rodzicom bezpłatny dostęp do dziennika elektronicznego przez przeglądarkę internetową.
– Możemy dywagować, czy powinny kupować również aplikacje mobilne, ale wtedy znajdziemy wiele argumentów przeciw, jak np. to, że mniej niż połowa rodziców w ogóle z nich korzysta. Czasem trzeba zadecydować, czy ważniejszy jest remont szkolnych toalet, zakup pomocy dydaktycznych czy opłacanie dodatkowych dostępów przez aplikacje mobilne. Te pierwsze wydatki służą zazwyczaj wszystkim uczniom, a ten ostatni jedynie wybranym rodzicom – mówi DGP Marcin Kempka. ©℗